Listy Orzeszkowej do Stanisława Posnera


Eliza Orzeszkowa do Stanisława Posnera • Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa do Stanisława Posnera
Eliza Orzeszkowa


10 VI 1903, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Dawno już kędyś napisałam, że są uczucia mające to podobieństwo z uderzeniami gromów, że czynią usta ludzkie zajękliwymi albo i zupełnie je oniemiają. Temu przypisać trzeba, że w tej chwili nie znajduję słów, które by wyrazić zdołały to głębokie i wdzięczne wzruszenie, jakim mię przyjaźń Wasza przejmuje. Dumna nią jestem i czuję ją w sercu jak kroplę ciepła i słodyczy, która to serce leczy, pokrzepia i z siłą zdwojoną wzbija ku temu, co Warn i mnie jednostajnie jest drogim i świętym. Może... może, jeżeli zdrowie fizyczne mi powróci, będę mogła jeszcze ręce swe połączyć z Waszymi przy wspólnej pracy.

Ponieważ p. Mourner nie chce, aby prawdziwe nazwisko jego znanym mi było, więc odwracam oczy od domysłu, który zdał mi się wyraźnym, lecz którego w litery przyoblekać nie będę. Tylko cieszy mię niewymownie, że któś, co tak pięknie i podniośle czuć, myśleć i pisać umie, w taki sposób obrócił ku mnie swoje myśli, uczucia i oczy. Uciechę tę moją zamknęłam w kilku tylko przesłanych mu słowach, lecz mam nadzieję, że odgadnie z nich, jak jest serdeczną i szczerą.

Z Ogniwem w czasie pobytu mego za granicą nie rozstanę się wcale, lecz nie chcąc utrudzać szanowną redakcję przesyłaniem go pod zmienionym adresem, powiem w domu, aby nadchodzący tu egzemplarz, tam, gdzie będę, wysyłano. A nie wiem jeszcze na pewno, gdzie będę. Zrazu Marienbad, ale ciąg dalszy podróży wyznaczą mi pp. lekarze wtedy dopiero, gdy przejazdem zatrzymam się na dni parę w Warszawie.

Jak bardzo, jak bardzo wolałabym te miesiące letnie przepędzić na jakiejś szczerej i świeżej wsi polskiej niż w obcych i pospolitych kurortach, opowiedzieć nie potrafię. Lecz powiadają, że ma to być sposobem ochronienia przed zgaśnięciem tej skierki życia, z której pod postacią strumyka atramentowego dobywa się myśl i uczucie, a że o to mi idzie, więc próbować muszę. Proszę o przyjęcie słów pełnych szacunku i uczuć najlepszych.

El. Orzeszkowa


24 IX 1903, Grodno

Szanowny Panie

Spieszę z odpowiedzią na list Pana wczoraj otrzymany. O syjonizmie nigdy do druku nie pisałam i w żadnej formie nie wyrażałam o nim zdania publicznie. Na drodze korespondencji prywatnej otrzymuję dość często od nieznanych mi osobiście izraelitów listy z zapytaniem, co o tej sprawie myślę. Są to listy bezwyjątkowo prawie pisane po rosyjsku. Odpowiadam na nie po polsku. Usiłuję też zwykle odpowiadać bardzo uprzejmie, ale bardzo zwięźle; a zwięźle dlatego naprzód, że piszę do Żydów zruszczonych, i dlatego następnie, że lękam się, aby ze słów moich nie uczyniono użytku w prasie rosyjskiej, z którą niejeden z tych korespondentów moich w stosunkach zostawać może. Składają się tedy zwykle te odpowiedzi moje z kilku grzecznych i oględnych ogólników. Raz tylko — nie pamiętam już dlaczego, bo zdarzyło się to przed dwoma czy trzema laty — uczyniłam wyjątek i na zapytanie odpowiedziałam, nie wyczerpująco wcale, lecz nieco obszerniej. Wyraziłam wówczas w krótkości to, co myślę, a mianowicie: że Żydzi mają niewątpliwe i niezaprzeczalne prawo dążenia do wszelkich popraw swego bytu, że wobec dzisiejszego wytężenia nacjonalistycznych uczuć i dążeń ani dziwić się, ani za złe poczytywać im nie można częściowego poddania się wpływowi tych uczuć i dążeń — że jednak z drugiej strony, osiedlenie się Żydów w Palestynie wydaje mi się dla mnóstwa przyczyn marzeniem do urzeczywistnienia niepodobnym, które pociągnąć może za sobą następstwa opłakane. Silniej jeszcze niż cokolwiek dotąd, marzenie to odrzuci Żydów w wyodrębnienie się spomiędzy ludności otaczających, serca ich i serca tych ludności roztrąci ostatecznie, niechęć wzajemną ogromnie wzmoże i klęsk obustronnych sianie się nieszczęsną i niezawodną przyczyną. Dodałam, że z powodu wszystkich tych względów powyższych przywódzcy zastępów syjonistycznych mają surowy obowiązek pilnego zbadania sumień i umysłów swoich, czy nie wiodą ludu swego zamiast na drogę zbawienia ku dalszym głębiom niedoli. — Taką była mniej więcej treść jedynego, nieco obszerniejszego listu, który o syjonizmie napisałam. Nazwiska ówczesnego korespondenta mego żadnym sposobem dziś już przypomnieć sobie nie mogę. To tylko pamiętam, że odpowiedź swą adresowałam do gub[erni3 kijowskiej i pisałam ją, jak zwykle, po polsku.

Czy nie byłoby słusznym i pożytecznym zapytać autora artykułu ze wzmianką o mnie, na czym twierdzenie swe opiera? W każdym razie mam nadzieję, że Szanowni Panowie wzmianki tej jako absolutnie fałszywej wydrukować nie zechcą.

Jeden z listów, o których wspomniałam, parę dni temu otrzymany, modo exempli załączam. I tu jest wzmianka o życzliwości mojej dla syjonizmu. Taki znać wytworzył się przesąd, więc czy nie byłoby już teraz potrzebnym, abym w druku istotne zdanie swoje wyraziła. Jeżeli to uczynię, czy mogę liczyć na druk w Ogniwie? I czy w Ogniwie samym łatwiej drukowanym to być może albo w Księdze na powodzian? Czy mogę również liczyć na przedłużenie terminu przysłania rękopisu dla tej księgi do połowy listopada? Najuprzejmiej proszę o odpowiedzi na pytania te i o zwrócenie listu p. Blicha , bom mu jeszcze nie odpisała. Wyrazy szacunku wysokiego i bardzo przyjaznych pozdrowień przesyłam.

El. Orzeszkowa


30 IX 1903, Grodno

Szanowny Panie

Piszę natychmiast po otrzymaniu listu Pana — i piszę zraniona. Zraniły mię wyrzuty Pana za... „milczenie". O! jakżebym chętnie i wiele mówiła do Was i dla Was, gdybym mogła. Cały rok nie mogłam. Cały rok nie pisałam nic wcale. Zachorowałam była na osłabienie serca, połączone z silną neurastenią; napisanie paru listów zwyczajnych przenosiło moje siły i stan pogorszało. Trzy letnie miesiące przebyłam za granicą na kuracji i wróciłam nieco zdrowszą. Ale poprawa to jest względna i najpewniej — czasowa. Więc z czasu lepszego korzystając zabrałam się do roboty. Noweli nie napisałam jeszcze żadnej, ale przyszło mi na myśl parę tematów, które obrobię dla Ogniwa w kształcie Listów grodzieńskich. Będzie ich cztery albo pięć, które kiedy niekiedy nadsyłać będę. Pierwszy, już napisany, wnet po przepisaniu prześlę. W drugim albo w trzecim będzie rzecz o syjonizmie. Jeżeli łaskę u was znajdą, drukujcie; jeżeli nie — wrzućcie do kosza, ale o moich chęciach najlepszych nie wątpcie. Ogniwo jako dziennik podoba mi się bardzo. Jest poważne, zajmujące, pełne rzeczy pięknych i pożytecznych. Przy tym wdzięczną jestem, szczerze wdzięczną, za życzliwość od Was doznaną. Lecz miejcie pobłażliwość dla srodze starganych sił moich, proszę! Długa, długa droga za mną, a wśród niej pracy wiele i tego smutku, który — według wersetu biblijnego — „jak rdza żelazu i robak drzewu, sile człowieka szkodzi". Gdybyż teraz promień słońca, jeszcze bym może wiele zdołała; ale o szarej godzinie życia — gęsty mrok i świata, i serca.

Nowelę dla Myśli mam w głowie; od jutra próbować zacznę zamieniania pomysłu w pismo. Tymczasem, gdy otrzymacie List grodzieński, raczcie dwoma słowy uwiadomić mię, czy się zda na co i czy chcecie ciągu dalszego.

Jeszcze jedno. Czy to prawda, że M[o]urner napisał cóś dla Ogniwa o moim Ad astra?

Z szacunkiem wysokim i szczerze oddana

El. Orzeszkowa


4 X 1903, Grodno

Szanowny Panie

Oto jest ten pierwszy List grodzieński. Jeżeli okaże się dla Ogniwa niestosownym czy niepotrzebnym, niech go Pan rzuci do kosza; ale jeżeli może być wydrukowanym, to bym rada była, bo naprzód — ulżyłabym sercu swoich grodnian, nieco zmarkotniałych od korespondencji pana M. K., a następnie miałabym już początek tej małej serii listów, które nie będą może bez rozmaitości i wartości. Następny przysłałabym dość rychło, bo treść do niego już posiadam. Nie o syjonizmie będzie, skoro rzecz dla cenzury trudna. A o mińskim zjeździe syjonistów nie tylko nie pisałam nigdy ani do druku, ani prywatnie, ale nawet wątpię, czy pod karą śmierci potrafiłabym o nim trzy wiersze napisać, tak dalece nic nie wiem, co to było i jak było. O Woschod nietrudno mi będzie tu się wystarać. Zobaczę, co i kto tam napisał; może będzie podobna dojść źródła nieprawdy. A idzie mi o to, bo przeciwniczką syjonizmu jestem — nie jako idei, która ma wiele racji powstania i bytu, lecz jako idei niepodobnej do urzeczywistnienia, więc sprowadzającej następstwa fatalne. Tak zwykle ustnie i piśmiennie odpowiadam tym, którzy mię o to zapytują, a któś po świecie improwizuje sobie zdania przeciwne na mój rachunek.

O noweli dla Myśli — myślą. Wykonanie — nic: pomysłu trzeba i to dobrego, a ten na zawołanie nie przychodzi. Wprawdzie w mózgu każdego, mniemam, pisarza znajduje się spiżarenka czy skrytka z tematami, ale — subtelność to już psychiki pisarskiej — nie można czerpać z niej według woli, tylko w miarę dojrzewania tematów. Już od paru tygodni ze spiżarenki to i owo biorę i rzucam, biorę i rzucam... Zapewne jednak w tych dniach cokolwiek już zatrzymam w ręku... Proszę o dwa słowa co do życia lub śmierci tego Listu grodzieńskiego. Proszę też o przyjęcie wyrazów szacunku wysokiego i uczuć bardzo życzliwych.

El. Orzeszkowa


9 X 1903, Grodno

Szanowny Panie

Serdecznie dziękuję za uprzejme przyjęcie Listu mego, a to, że wydrukowanie go o tydzień się spóźni, żadnej szkody mu nie przyniesie.

Nowelę dla Myśli już pisać zaczęłam, ale dotychczas trudno idzie, bo nie mam w tej chwili usposobienia do pisania rzeczy w tym rodzaju. Jest to wielką niedogodnością takich wydawnictw okolicznościowych, że współpracownicy ich do terminu stosować się muszą, a właśnie, jeżeli jakakolwiek praca terminów nie znosi, to najwięcej oporną im jest artystyczna. Jednak mam nadzieję rozgrzać się, napisać i w porę przysłać — o przebaczenie za niedostatki prosząc.

Zawsze, zawsze korzystać będę z możności każdej służenia Ogniwu, wdzięczna za okazywaną mi przyjaźń. Oby tylko Muzy mię nie opuszczały! Dziwnie zależną jest praca pisarska od mocy, w naszej mocy nie będących.

Serdecznie i z wysokim szacunkiem pozdrawiam Pana

El. Orzeszkowa


12 X 1903, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Niepodobieństwo! Tylko zupełne niepodobieństwo wstrzymuje mię od napisania słówka: tak! Drugą już nowelę piszę na powodzian z zamiarem przysłania obu redakcji Ogniwa do wyboru; drugą oddać muszę innemu wydawnictwu na cel tenże, a czekają jeszcze dwie jednodniówki na — cokolwiek, choćby drobiazg. Więc czas i myśl mam zajęte czym innym — a żałuję, gdyż biedną Marrenową znałam z bliska i bardzo chętnie złożyłabym hołd jej pamięci. Ale i to jeszcze mię wstrzymuje, że rzeczy takich nie pisałam nigdy i, zdaje mi się, pisać nie umiem. Bardzo być może, że w Listach grodzieńskich pisać będę o powieściach zmarłej, które czyniły na mnie duże wrażenie, gdy jeszcze sama nie byłam pisarką, lecz artykułu pośmiertnego, i w tej chwili, rzeczywiście i zupełnie nie mogę. Proszę mi to przebaczyć i wierzyć w moje najserdeczniejsze, chęci dla Ogniwa, które wkrótce stwierdzę czynem, na jaki mi[ę] będzie stać. Pełna szacunku i uczuć bardzo przyjaznych

El. Orzeszkowa


17 X 1903, Grodno

Szanowny Panie

Szczerze i głęboko zasmuconą się czuję, że na drugie już z kolei życzenie Pana przesłać muszę odpowiedź odmowną. Artykuły ks. Bolcewicza w Ogniwie czytałam i wydaje mi się on człowiekiem oświeconym, wysoce sympatycznym, chociaż może w polemice nieco zbyt popędliwym. Współczuję też szczerze cierpieniom, które przenosi. Ale nazwisko moje na zwróconym ku niemu adresie zwróciłoby tu na siebie uwagę publiczną, co mogłoby stać się dla mnie źródłem mnóstwa przykrości, a co ważniejsza — przeszkód i utrudnień w zajęciach pewnych, pełnionych poza pracą pisarską. I drugi jeszcze wzgląd mną powoduje, ten mianowicie, że sprawy gruntownie nie znam i że głos jednej tylko ze stron walczących słyszę. Nie potrzebuję przytaczać tu przysłowia o potrzebie wysłuchania stron obu dla wydania sprawiedliwego sądu. Instytucja każda, a więc i każdy kościół, musi rządzić się jakimiś ustawami stałymi, bo w razie przeciwnym, sam obalałby swe istnienie, co jest przeciw naturze rzeczy. W ustawach kościelnych, a raczej w ich znajomości, biegłą nie będąc i z historii ks. B[olcewicza] jeden tylko znając urywek, nie mogę wnosić, na czym właściwie opartym jest wyrok na niego wydany. Wiem zaś z innej strony, że dla narodowego życia naszego tu, na Litwie, duchowieństwo katolickie posiada znaczenie bardzo ważne i poważne i że dyskredytowanie go nie leży w tutejszym, lokalnym interesie narodowym. Oto są przyczyny, dla których życzenia Szan[ownego] Pana z żalem nie spełniając podpisu swego na adresie nie składam.

Co do drugiego punktu życzenia tego, to owszem, z największą chęcią postaram się uczynić mu zadość. Znam parę osób dość z bliska znających przyszłego biskupa wileńskiego i skorzystam z pierwszej możności, aby mówić z nimi o ks. Bolc[ewiczu] i prosić je o życzliwe wstawiennictwo do biskupa Roppa, gdy tylko przybędzie on do Wilna.

W przyszłym tygodniu będę miała przyjemność przesłać Sz [anownemu] Panu nowelę dla Myśli. Jest już skończoną i tylko przepisywanie jej parę dni zająć musi. A teraz przesyłam upewnienie, że każdy list Pana, jako dowód pamięci i uczuć życzliwych, sprawia mi przyjemność żywą, że za wszystkie otrzymane dziękuję wyrazami szacunku wysokiego i życzeń najlepszych.

El. Orzeszkowa


28 X 1903, Grodno

Szanowny Panie

Bardzo szczerze i serdecznie upewniam, że korespondencja z Panem sprawia mi wiele przyjemności i że każdy list Pana witam z uczuciem takim, z jakim się ku ręce życzliwej wyciąga rękę z uściśnieniem przyjacielskim. Życzliwe uczucia, przyjacielska zamiana myśli czy usług, to na świecie rzecz tak rzadka — i najspecjalniej w życiu moim rzecz tak rzadka — że jak wszystkie rzeczy rzadkie wysoką cenę mieć musi. Niech więc Pan częstości listów swych ani mnie, ani sobie nie wyrzuca. Ja Panu za nią bardzo dziękuję.

Spisem pism moich o Żydach chętnie i śpiesznie służę. Nie jest długim. Wiadomość o walce staczanej w Kraju przeciw antysemityzmowi prawdziwą nie jest i nie wiem, skąd ją p. Méyet mógł zaczerpnąć. W ogóle poza ramy powieściopisarskie i nowelistyczne pióro moje wysuwało się rzadko i w dziedzinie publicystyki dwa razy tylko dotknęło kwestii żydowskiej: raz w broszurce pod tyt[ułem] O Żydach i kwestii żydowskiej i drugi raz w artykule napisanym dla jakiegoś zbiorowego wydania , które wyszło pod redakcją p. Jakuba Cohna, lecz ani tytułu tego wydania nie pamiętam, ani brulionu artykułu nie posiadam. Było to bardzo dawno już temu i był to kilkostronicowy drobiazg. Powieści i nowele zaś są następujące:

1. Eli Makower,

2. Meir Ezofowicz,

3. Mirtala,

4. Silny Samson,

5. Gedali (Kramarz);

6. Daj kwiatek,

7. Ogniwa.

Niewiele i wszystko Panu zapewne znane. Jeżeliby broszura wyżej wspomniana nieznaną Panu była, mogę ją przysłać. Wydałam ją sama w Wilnie i parę egz [emplarzy] jej jeszcze posiadam.

Przed dziesięciu może laty podawałam paru wydawcom warszaw-sk[im] projekt wydania w jednym tomie zbioru nowel polskich, przedstawiających Żydów i ich życie. Jest ich sporo i są pomiędzy nimi bardzo piękne. Zacytuję w tej chwili z pamięci następujące:

Świętochowskiego Chawa Rubin,

Konopnickiej Mendel Gdański,

Klemensa Junoszy Łaciarz,

Gomulickiego (tytułu nie pamiętam, ale śliczna, w r[oku] z[eszłym] przetłumaczona przez Ławrowa w Ruskiej Myśli).

Pamiętam też w Prawdzie parę bardzo ładnych, których autorów w tej chwili przypomnieć sobie nie mogę, lecz łatwo je odszukać. Gdyby dodać 4 moje, sformowałby się gruby tom rzeczy znaczących i mniej więcej pięknych. Propozycja moja wydania tego tomu nie była przyjętą, a jednak mógłby on na obu stronach wywrzeć dobre wrażenie i wpływ niejaki osiągnąć. Może by teraz wskrzesić ten projekt? Musiałby jednak uczynić to któś będący na miejscu w Warszawie i cieszący się większymi nad moje (żadne) wpływami w sferze wydawniczej. Chciałabym bardzo wiedzieć, jakim jest zdanie Pana o tym pomyśle i czy podobnym jest, aby był urzeczywistnionym. Proszę przyjąć wyrazy szacunku wysokiego i uczuć wdzięcznych.

El. Orzeszkowa


11 XI 1903, Grodno

Szanowny Panie

Wiadomość prawna, o którą Pana proszę, należy do dziedziny stosunków piszących z wydawcami. Rzecz jest taka. Sześć lat temu sprzedałam za sumę 5000 rubli nieżyjącemu już Hipolitowi Wawelbergowi prawo wydania wyboru powieści moich w liczbie 10 000 egzemplarzy. Wydawnictwo to. uskutecznionym zostało w kilka miesięcy potem w postaci 4-ch grubych tomów, kosztujących tylko rubli dwa. W roku zeszłym otrzymałam od paru firm księgarskich żądania przedruków kilku powieści, w wydaniu tym zawartych, i prawie pewną bądąc, że z powodu taniości swej już przez lat sześć wyczerpanym zostało, zwróciłam się gdzie należy, z oznajmieniem o zamierzonym ponownym przedruku niektórych jego części. Otrzymałam odpowiedź, że więcej niż połowa wydania rozprzedaną jeszcze nie została i że z nowymi wydaniami na wyczerpanie tego czekać powinnam. Czekam. Księgarzom przesłałam odpowiedź odmówną i — czekam, ale przychodzi mi na myśl, że nie jest to jednak rzeczą ani sprawiedliwą, ani loiczną. Bo ostatecznie wydawnictwo jakieś może zostać nie wyprzedanym do końca przez czas nieograniczony, przenoszący żywot jednego człowieka, stać się to może niekoniecznie z winy niepoczytności autora, ale również niezręczności lub niedbałości wydawcy. Tak po części jest i w tym wypadku. Tanie wydanie wyboru powieści moich nie było prawie i od dawna nie jest wcale ogłaszanym. Nikt już nie wie albo nie pamięta o jego istnieniu i gdy rzecz idzie tym skromnym i cichym torem, końca jego nie doczekam się najpewniej. Tymczasem szkody wynikają stąd dla mnie bardzo znaczne, materialne i moralne. Pierwsze pomijam; drugie wyrazić mogę w słowach: myśl całego życia mego jest uwięzioną. Chciano przedrukowywać Nad Niemnem, Chama, Dwa bieguny. Tego młode, czy lepiej: najmłodsze pokolenia, nie czytały — i jeżeli na nowo nie wyjdą, czytać nie będą. I wiele jeszcze podobnie smutnych następstw, tym łatwiejszych do zrozumienia, że jest to — wybór powieści. Otóż zapytanie moje do Szanownego Pana zwrócone: czy w sprawach podobnych nie ma jakiegoś terminu ograniczającego prawa wydawcy, czy rzeczywiście nie mam prawa powtarzać wydań powieści pojedyńczych, dopóki ten ich zbiór wyczerpanym nie zostanie? Wstydzę się strasznie, że osobiście nieznajoma, obca, śmiem Pana tym utrudzać, i ogromnie przepraszam, i z góry żywą wdzięczność moją za odpowiedź, jakąkolwiek będzie, wraz z uczuciem szacunku wysokiego wyrażam.

El. Orzeszkowa

W tej chwili otrzymuję list Szanownego Pana z oznajmieniem o mianowaniu czy zatwierdzeniu biskupa Roppa. Skorzystam z pierwszej sposobności, aby mówić o losie ks. Bolcewicza z osobami, które biskupa znają z bliska. Są to mieszkańcy wsi , z którymi widuję się nieczęsto, może jednak zobaczę się za tygodni parę. Trzeba znowu tak szczęśliwie trafić, aby oni mieli w tych czasach zamiar i możność zobaczenia się z biskupem. Sama osobiście żadnych zupełnie stosunków pośród duchowieństwa nie posiadam. Gdy o czymkolwiek dowiem się, czy kogoś o co w tej sprawie uproszę, doniosę zaraz.

Rozmaite względy zmuszają mię prosić Pana, aby dzisiejsze zapytanie moje i towarzysząca mu prośba zupełnie pomiędzy Panem i mną pozostały. Nie chciałabym za nic sprawić przykrości komukolwiek i nie zamierzam praw swych na żadnej drodze dochodzić, jeżeli je nawet posiadam. Pragnę tylko ze źródła kompetentnego a bezstronnego zaczerpnąć prawdziwej wiadomości o tych prawach. Ukłon najprzyjaźniejszy!

El. Orz.


21 XI 1903, Grodno

Szanowny Panie

Umowy piśmiennej pomiędzy mną a wydawcami wyboru powieści moich nie było żadnej. Wszystko odbyło się na słowach. Za prawo wydania 10 000 egzempl[arzy] 5000 rubli. Nic więcej. O terminach jakichkolwiek mowy nie było. I nic pisanego nie było. Gdybym zresztą i miała jakiekolwiek dokumenty, nie użyłabym ich nigdy w celach procesowych, gdyż po pierwsze, droga ta dochodzenia praw swoich dla mnie specjalnie jest niemożliwą, a po wtóre, mam taką cześć dla wspomnienia o zmarłym Wawelbergu, że imienia jego nie rzuciłabym za nic na pastwę gawiedzi. Rzecz cała w tym, że jeśli prawo jest po mojej stronie, spróbuję raz jeszcze odezwać się do spadkobierców i byłych wspólników Wawelberga z żądaniem zgodzenia się na nowe wydania. Czy mogę to uczynić bez popełnienia absurdu? Albo, czy mogę wprost pozwolić komu na przedruk bez ściągnięcia na siebie zarzutu niesumienności?

Ogromnie przepraszam Szanownego Pana za utrudzanie tą moją zupełnie osobistą sprawą. Mam nadzieję, że gdy tej zimy będę w Warszawie, pozwoli mi Pan osobiście podziękować za doznaną życzliwość i otrzymaną przysługę. Tymczasem z prośbą o parę ostatnich słów wyjaśnienia przesyłam słowa szacunku wysokiego i życzliwości najszczerszej.

El. Orzeszkowa


22 XI 1903, Grodno

Szanowny Panie

Bardzo w tej chwili zajęta, na tej karcie tymczasem za dobrą wiadomość dziękuję. Cieszę się i uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby zamiar udał się jak najlepiej. List o swoim osobistym interesie zawczoraj wysłałam. Wkrótce napiszę obszerniej.

Z wysokim szacunkiem

El. Orz.


29 XI 1903, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Za wyczerpującą a pomyślną dla mnie wiadomość z dziedziny ustaw prawnych bardzo mocno i serdecznie dziękuję, równie mocno prosząc o przebaczenie, że tą sprawą obciążyłam czas i uwagę Pana. Z wiadomości o prawach swoich skorzystam wkrótce.

A teraz o — naszej książce . Na karcie tylko dotąd mogłam wyrazić Panu szczerą uciechę z tego, że ona wyjdzie. Zdarzają mi się serie dni tak po brzegi napełnionych pisaniem, zajęciami społecznymi i — gośćmi, że muszę używać tymczasowego zastępowania listów kartami. Takimi były dwa ostatnie tygodnie. Teraz obok wyrażenia uciechy chcę podzielić się z Panem pewną obawą. Obawiam się o Przedmowę pod cenzurą warszawską. Miałam smutne doświadczenie, jak znajduje się ona wobec pisania o Żydach, nie dawniej jak przed kilku miesiącami. Wkrótce po wypadkach kiszeniewsk [ich] pisałam dla Kur [iera] Warsz [awskiego] artykuł bardzo oględny ze względu na cenzurę, która pomimo oględności tak mi go zepsuła, że na druk przystać nie było podobna, albowiem stał się nonsensem. W Przedmowie do tej naszej książki trzeba wiele powiedzieć, a jakże to zrobić, skoro usta zamkną? Więc, czy nie można by książkę ocenzurować w Petersburgu? Tam wszystko przejdzie. Wzgląd to jest bardzo ważny dla wpływu, który książka wywrzeć może, mianowicie — pod strzechami, kędy trzeba do ludzi przemawiać jasno i prosto. Wiem jednak, że ten Petersburg — rzecz daleka i trudna, i nasuwam tylko myśl na wypadek możności. W wypadku niemożności trzeba będzie kierować się starym aksjomatem: fais que dois, advienne que pourra!

O drugim Liście grodzieńskim myślę i napiszę go najrychlej, jak będę mogła. Nie mogę teraz wiele pisać. Dwadzieścia pięć rubli za list pierwszy otrzymałam i proszę Sz [anownego] Pana o pośrednictwo w podziękowaniu redakcji za tę przesyłkę.

Z wysokim szacunkiem, przyjazna i wdzięczna

El. Orzeszkowa


3 I 1903 [! 1904] Grodno

Szanowny, Drogi Panie

Przepraszam najmocniej, że dziś dopiero odpisuję, ale miałam, mam dotąd i przez czas jakiś mieć jeszcze będą trochę zawieruchy w sercu i w domu, która od pióra i biurka mię odnosi. W sercu — z powodu ciężkiej choroby najbliższej i najserdeczniej kochanej przyjaciółki mojej; w domu — z powodu świąt, które sprowadzają mi zwykle sporo gości zza Grodna. Przez jakiś tydzień zatrwożona byłam o życie osoby kochanej; teraz to minęło, a przynajmniej mijać zaczyna i jestem z tej strony spokojniejszą. Ale święta trwać (tu) będą jeszcze półtora tygodnia, a w czasie tym o systematycznej robocie ani myśleć. Różne różności, nie tylko towarzyskie, ale społeczne, o których pisać by można, lecz lepiej nie pisać . Więc paczkę nowel łaskawie mi przesłaną schowałam do szuflady aż do 7—10-go styczn[ia] st[arego] st[ylu]. Po tej dacie wydobędę ją i rozpocznę czytanie, układanie, pisanie Przedmowy. Będzie to moja pierwsza robota w roku przyszłym (tutaj jeszcze przyszły to rok) i jeżeli! żadna katastrofa we mnie nie ugodzi, potrwa niedługo. Właściwie jest tu około tego jakiś tydzień zajęcia, a idzie tylko o doczekanie się spokojnego tygodnia. Co do nowel pisarzy młodych, owszem, ogromnie im rada jestem i wielkie to szczęście, że istnieją. Zwłaszcza cieszę się z przyszłej pracy Daniłowskiego, którego talent jest mi w najwyższym stopniu sympatycznym. Ale było jeszcze parę ładnych nowel żydow [skich] w Prawdzie przed 10 — 12 laty. Autorów nie pamiętam. Czy nie mógłby p. Świętochowski dopomóc nam w ich odnalezieniu. Szkoda byłoby cóś dobrego uronić. Co do innych autorów, o których Szan[owny] Pan w liście wspomina, utworów ich nie znam i jeżeli są poważne względy do niewłączania ich do zbioru, to rzecz prosta, że lepiej nie włączać. Ale w jaki sposób roz-[s] trzygnąć zagadnienie, czy włączyć Mickiewicza Koncert nad koncertami, Syrokomli Stary księgarz i Gomulickiego Mole el rachmim? Mówiłam o tym z p. Nusbaumem (drem), który jest przeciwny temu, utrzymując, że to — zarówno jak tytuł: My o nich — nada książce charakter zbyt tendencyjny. P. Drogoszewski zaś włączenie wierszy doradza, a tytuł, równie jak drowi Nusb[aumowi], wcale mu się nie podoba. Co do mnie, obstawałabym przy jednym i drugim, ale strasznie lękam się popełnienia błędu, który mógłby szkodliwym być dla pożądanego wpływu książki. Chociaż czy podobna książkę taką rozumieć inaczej jak tendencyjnie i czy maskowanie tej tendencji obojętnym tytułem jest na cokolwiek potrzebne?

A z drugiej strony, czy powtarzając to, co „my o nich" mówiliśmy, godzi się bez ujmy dla nas i dla nich opuszczać głos Mickiewicza? Przecież wytaczamy działo przeciw złemu smokowi; po co mamy wmawiać w ludzi, że to nie jest działo, tylko taki sobie zwyczajny wózek, i zaniedbywać nabicie działa jednym z pocisków najsilniejszych? Tak jestem przekonaną, ale czy się nie mylę? Niech mi Szan[owny] Pan zdanie swoje o tym szczere, całe napisze. Proszę o to bardzo, bardzo. Wyrazy szacunku wysokiego i szczerego oddania przesyłam.

El. Orzeszkowa


20 I 1904, Grodno

Szanowny Panie

Przed kilku dniami zaledwie okoliczności rozmaite usunęły mi się z drogi, powróciłam do zajęć pisarskich i nie rozpoczynając już żadnej innej pracy zabrałam się do porządkowania nowel żydowskich. Przede wszystkim przeczytałam te, których nie znałam. Nie miałam czasu czytać nowel p. Brodowskiego, gdy wychodziły w Ogniwie. Strącone liście są wprost prześliczne. Jakie tam są cudne obrazy, powiedzenia, jakie tła i jakie postacie! Dziecię Symchy równie piękne, aż do zakończenia, które mi się nie podoba. W ogóle, jaki to prześliczny talent: głęboki, pełen miary artystycznej i pełen lotu. Nade wszystko głęboki. Dużo też wdzięku, że tak powiem, gracji słowa i obrazów. Ta gracja uderza szczególniej z obrazka Tajemnice parku. Jest to jeden z najwdzięczniejszych utworów, jakie zdarzyło mi się czytać. W Borze znowu ogromna plastyka. Wielki ptak na sośnie siedzący, jak wykuty z brązu. Rozpisuję się tak o tym. bo zadziwił mię swą rzadkością ten talent, którego dotąd nie znałam. Przypuszczam, że jestem mu również nieznaną, gdyż zaopatrzył swój tomik tytułem , którego ja przed laty dwoma zaledwie użyłam dla zbiorku swoich nowel. Nic nie szkodzi! Radością jest dla starych pracowników witać takich, jak ten, towarzyszy i następców, chociażby ci drudzy tych pierwszych lekceważyli. P. Brodowski — to poeta-myśliciel, siła i nadzieja.

Wracając do naszego zbiorku, mam nowel 13, a p. Méyet przyrzekł mi wystarać się o te dwie, jak się pokazało, pióra p. Daleckiej, które były kiedyś w Prawdzie i są b[ardzo] ładne. Będzie więc wszystkich 15. Duży tom. Już je uporządkowałam według treści. Zaczyna się od Chawy Rubin Swiętoch [owskiego], a kończy się na moich Ogniwach. Waham się jeszcze tylko co do umieszczenia lub nieumieszczenia trzech poezji: Stary

księgarz Syrokomli, Mole el rach [m]im Gomul[ickiego] i Konc[ert] nad koncertami. Zdaje się jednak, że ostatecznie przechylę się na stronę umieszczenia, bo przybędzie przez to książce wagi i wpływu. W tych dniach wyślę listy do autorów z prośbą o pozwolenie na przedruk, które od p. Szymańskiego już posiadani. Czy z pp. Brodowskim i Daniłowskim nie można formalności tej załatwić za pośrednictwem Sz[anownej] Redakcji Ogniwa. Pisał do mnie p. Kaźm[ierz] Zdziechowski, że zabiera się do pisania noweli żydowskiej . Rzeczą byłoby nader pomyślną mieć ją w zbiorze naszym, choćby dla samego nazwiska Zdziechowskich, ogólnie i bardzo szanowanego. Zapytam p. Kaźmierza, jak prędko może nam to przysłać, i jeżeli zwłoka dużą nie będzie, może by na to poczekać? Przedmowę lada dzień pisać zacznę; wkrótce z tym wszystkim będę gotową, a potem cokolwiek napiszę, to już dla Ogniwa. Tą nowelą , o której wspomniałam, bardzo chętnie służyłabym Ogniwu, ale rzeczywiście przez Waszą cenzurę przejść nie może. Jednak za dni kilka będzie ona w War-sz[awie] u p. Méyeta (Włodzimierska 6) i jeżeli Szan[owny] Pan czasu na to nie pożałuje, niech ją Pan przeczyta i sam z możnością cenzuralną przymierzy. Muszę tylko powiedzieć, że idzie mi bardzo o czas i że muszę ją mieć drukowaną tej zimy, gdyż mi jest potrzebną do wydania zbioru na wiosnę. Więc prosiłabym o decyzję rychłą.

Jeszcze jedną rzecz mam do powiedzenia, ale zaledwie śmiem mówić. Jednak powiem. Jestem przyjaciółką Ogniwa, a słusznie starzy Rzymianie twierdzili, że „szczerość jest sercem przyjaźni". Zabolał mię artykuł Święto filistrów jak skaza na kochanej twarzy. Nie mam w tej chwili czasu pisać obszernie o treści artykułu, ale forma jego źle odbija od poważnego i szlachetnego tła Ogniwa. C'est Ze ton qui fait la chanson — mówią Francuzi i mają rację. Nie ma pisarza ani w ogóle człowieka tak wielkiego, nie ma też takich objawów społecznych, których by krytyka dotykać nie miała prawa. Ale krytyka — to analiza, wyjaśnienie, sąd — nie obelga, krzyk i piana na ustach. Zresztą może to być komuś lub czemuś na cokolwiek potrzebne i użyteczne (chociaż ja osobiście użyteczności tej nie dostrzegam), ale że takiemu organowi myśli ludzkiej, jak Ogniwo, potrzebnym i użytecznym nie jest, to wydaje mi się pewnym. Serdecznie proszę o przebaczenie za otwartość, z którą zdanie to wyrażam. Mogłabym go nie wyrażać, ale nie byłoby to według mnie uczciwym. Uczciwością w przyjaźni jest szczerość. Niech mię Pan dwoma słowy uwiadomi, czy przyjaźń dla mnie Ogniwa przetrwa próbę tej kartki?

El. Orzeszkowa


26 1 1904, Grodno

Niech mię Szanowny Pan o brak dobrej woli i opieszałość nie posądza, jeżeli spóźnię się ze spełnieniem powierzonego mi zadania. Znajdowałam się właśnie w połowie pisania Przedmowy, gdy schwyciło mię zapalenie gardła i szyki zepsuło. Od kilku dni leżę i pociągnie się to zapewne czas jakiś. Jestem bardzo zmartwiona i proszę nie tylko o pobłażliwość, ale i o współczucie. Gdy tylko wyzdrowieję, napiszę obszerniej. A tymczasem najlepsze pozdrowienia i wyrazy wysokiego szacunku.

El. Orz.

Czy Pan przeczytał Dziwną historię?


9 II 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Ucieszyłam się dziś otrzymując kopertę do mnie przez Pana zaadresowaną i zaraz cieszyć się przestałam, bo w kopercie był list nie dla mnie przeznaczony. Mój powędrować musiał w zamian do kogóś innego. Odsyłam to, co otrzymałam, jako dokument stwierdzający, że mi się od Pana list należy.

Całe dwa tygodnie przechorowałam na nieznośne zapalenie gardła i jeszcze nie powróciły mi siły przez gorączkę i leżenie odjęte. Pożeram miliony bulionów, kefirów, preparatów żelaza etc., aby co najprędzej maszynę wyrestaurować i w ruch puścić. Może to już i za kilka dni nastąpi, a wtedy pierwszą akcją będzie dokończenie owej Przedmowy , do połowy przed zachorowaniem napisanej, a drugą — drugi List grodzieński o kilku świeżo wyszłych utworach pisarskich. O nowele Daleckiej niech się Pan bardzo nie stara, jest już ich i bez tego 16. Tom będzie gruby. O poezjach naturalnie przestałam już myśleć. Tytuł: My o nich okazał się niemożliwym. Zmieniam go na: Z jednego strumienia. Czy dobrze? Pozdrowienia bardzo uprzejme i wyrazy szacunku wysokiego.

El. Orzeszkowa


15 II 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie, w tej chwili skończyłam pisanie przedmowy , którą tylko przepisać jeszcze trzeba. W czwartek lub piątek najbliższy będzie wysłaną pod adresem Sz[anownego] Pana. Perłą otrzymałam: jest ładna. Nowel mamy nie 16, ale 15, dziewięciu autorów. Tytuł, spis nowel i ich podział przyślę razem z rękopisem i obszernym listem. Tymczasem dziękuję serdecznie za listy i wszystkie, w nich najlepsze, miłe słowa. Za Perłę również.

Szczerze oddana

El. Orzeszkowa


3(16) [II] 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Zamiast we czwartek, jak pisałam na karcie, jutro, we środę, wyślę Przedmowę , którą w tej chwili przepisywać skończyłam, a razem z nią tytuł i układ książki. Jeżeli Pan rzuci okiem na spis noweli przed przeczytaniem Przedmowy, niech Pana nie razi podział ich na trzy części i zakończenie. Przedmowa to wyjaśni.

Po napisaniu Przedmowy i ułożeniu książki doświadczyłam uciechy żywej, za którą serdecznie wdzięczną jestem Panu, ponieważ Panu ją winnam. Uciecha pochodzi z myśli, że jeszcze cóś mniej więcej pożytecznego uczynić mogłam, że czemuś na cokolwiek choć odrobinę się przydałam. Ta potrzeba zużyteczniania siebie, służenia, popychania, choć słabymi siłami, wozu tej cząstki świata, której jestem cząstką, była zawsze dominującą namiętnością moją, główną sprężyną życia. Trwa dotąd, tylko że teraz już są wątpliwości rozmaite... których opowiadaniem nudzić Pana nie będę. Dość, że ucieszyłam się i — cieszę się, tylko że... uciechę mącą mi dwie wątpliwości. Jedna — to: jak podoba się Panu i współdziałaczom Pana to, co napisałam; a druga ta: co na to wszystko powie cenzura. Stąd jedna prośba moja do Pana i jedna uwaga. Prośba w tym, aby Pan mi napisał wkrótce i otwarcie, co jest dobrego i co jest złego w tej Przedmowie. Jeżeli stroną jej słaba czy niestosowna, czy jaka inna, da się poprawić czy przerobić, będę próbowała i usiłowała to uczynić. A uwaga taka: czy nie byłoby podobnym drukować książkę w Krakowie? Podobno tam druki taniej nawet kosztują, a szczegóły dla cenzury trudne łatwiej byłoby tym sposobem uratować. Koniec np. noweli Daniłowskiego trzeba byłoby uratować koniecznie, a i w mojej. Przedmowie pewno znajdzie się cóś zagrożonego. Ale jest to tylko uwaga bardzo skromna. Wiem, że Panowie wszystko uczynią, jak można będzie najlepiej. Z punktu artystycznego zbiorek ten jest bardzo ładny. Jaka to np. śliczna rzecz Jakton Konopn[ickiej]. Artystycznie biorąc piękniejszy od Mendla Gdańsk[iego]. Piękne też są Liście strącone i p. Zdziechowsk [iemu] udało się bardzo zakończenie Perły. Srul z Lubart[owa] nie bardzo okrągły jako nowela, ale jako postać ogromnie plastyczny i wzruszający. Słowem, sznur pereł; gdzieniegdzie może paciorka, ale i ta ładna. Zgodzenie się Szymańsk[iego], Konopnickiej i — swoje, mam; pp. Daniłowskiego, Brodowsk [iego] i Zdziechowsk [iego] Szan[owny] Pan zapewne posiada. Zostaje Gomulicki i Kl[emens] Junosza. Do pierwszego napiszę jutro, z drugim nie wiem, co czynić, ponieważ jest na tamtym świecie. Kto dziś jest właścicielem autorskich praw Junoszy, nie mam pojęcia.

W najbliższą niedzielę, 8 (21) bm., odwiedzi mię tu w Grodnie dr Henryk Nusbaum. Przez niego prześlę Panu wszystkie materiały do książki i — czekać już będę tylko korekt drukarskich.

Listu Pana bardzo czekam, wyrazy szacunku wysokiego przesyłam i serdecznie pozdrawiam.

El. Orzeszkowa

Zapomniałam napisać, że owego artykułu o Żydach, dla Kur[iera] Warsz[awskiego] pisanego, nie mam. Chodził po rękach i przepadł bez śladu. Dlatego nie przysłałam go Panu.


8 (21) II 1904, Grodno

W tej chwili otrzymałam list Szanownego Pana. Serdecznie dziękuję i cieszę się. Pisać obszerniej dziś nie mogę, a pilno mi prosić Pana o całkowite usunięcie z przedmowy ustępu, o którym Pan pisze w liście. Ma on swoje mocne uzasadnienie w moich przekonaniach, ale dla szerokiego ogółu — ma Pan słuszność — lepiej, aby nie istniał. Sto najlepszych pozdrowień!

El. Orz.


26 II 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Wczoraj otrzymałam list Pana, a dziś spodziewałam się otrzymać Przedmowę dla uczynienia odpowiednich żądaniom przeróbek. Bez tego rękopisu, który u Pana się znajduje, dokonać tego nie mogę, gdyż przepisując wiele zmieniałam i w takiej postaci, jak tam, rzeczy tej nie mam wcale. Proszę więc bardzo uprzejmie o przysłanie jak najrychlejsze. Natomiast noweli Daleckiej niech Pan nie każe przepisywać i nie przysyła. Stało się z tą nowelą według starego przysłowia: „na koniu jedzie i konia szuka". Była u mnie w domu! w starych rocznikach Prawdy, o których zapomniałam, czy nie przypuszczałam, że jeszcze istnieją. Przypomniała sobie o nich i nowelę w nich znalazła osoba zajmująca się utrzymywaniem w porządku mojej, wcale sporej biblioteczki. Przeczytałam wczoraj na nowo Nowego Abrahama i ucieszyłam się, że nam nie zginął. Od razu też zmiarkowałam, w którym dziale go umieścić, a że przedstawiam też w części 3-ciej dwie swoje nowele , więc nowy spis porządkowy prześlę razem z poprawioną przedmową. Mamy teraz liczby parzyste: 16 nowel przez dziesięciu autorów. Kilka słów o poprawkach.

Przypuszczałam, że zdanie: „Strumień ten jest mętnym!" tak bardzo odcina się od wszystkiego, co po nim następuje, że bez cudzysłowów jasno przez każdego zrozumianym będzie jako cudze, nie moje. Skoro jednak omyliłam się i rzecz jasną nie jest, więc nic łatwiejszego, jak wyjaśnić ją dwoma słowy: „Słyszę wołania: Strumień ten jest mętnym!"

To jedno. A drugie: Skarga i Staszyc. Jakiekolwiek były zapatrywania się tych mężów na ludność żydowską, byli oni gorącymi i odważnymi obrońcami sprawiedliwości w stosunku do uciśnionego nie mniej od Żydów ludu polskiego Mówiąc więc o tradycji wolnomyślnej w tym kierunku prawie nie podobna było dwu tych wielkich imion pominąć. Co się tycze Skargi szczególniej, to nie podobna nazwać go antysemitą, bo nie plemienne pobudki nim rządziły, lecz tylko jedynie religijne, i bez obawy omyłki powiedzieć można, iż dysydenci Polacy i chrześcijanie nie mniej od Żydów gromy jego na siebie ściągali. A przecież skądinąd dla nierówności stanowych i dla niesprawiedliwości prawnych był on biczem i piorunem. Tacy ludzie, jak Skarga i Staszyc, to zapalacze światła, które chociażby wszystkich punktów widnokręgu od razu nie oświetlało, z biegiem czasu roztacza kręgi coraz szersze, aż cały widnokrąg obejmie. Gdyby nie było Skargi i Staszyca, którzy z pobudek bądź religijnych, bądź ekonomicznych myśli swej aż do sprawy żydowskiej nie dociągnęli, nie byłoby zapewne Czackich i Niemcewiczów, którzy szerzej rozdmuchali płomień pochodni z rąk ich otrzymanej i sprawę tę jaśniej od nich dojrzeli. Gradacja to jest, wysnuwanie się wątku z wątka, rozwijanie się kwiatu z pąka po jednym płatku. — Gdy będę miała przed oczyma rękopis, zobaczę, jakie zmiany czy dopełnienia, czy wyjaśnienia można będzie w tych jego zakwestionowanych ustępach poczynić. Tymczasem przepraszam najmocniej za długość listu tego i serdeczne upewnienie szacunku i przyjaznego oddania przesyłam.

El. Orzeszkowa


26 II 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Wczoraj odpowiedziałam obszernie, list mój musi już być w ręku Pana. Cud na kirkucie przez nieuwagę czyjąś pozostał w szufladzie mego biurka. Przyślę go natychmiast razem z nowelą Daleckiej . Swoje nowele również przyślę wkrótce, tylko je wprzód może nieco poprawię. Oczekuję rękopisu z Przedmową, aby wziąć się do poprawek. To drukowanie w Krakowie, którego sama chciałam, zaczyna teraz niepokoić mię ze względu na korektę. Jak z tym będzie? S[c]ylla i Charybda — nieprawdaż? Pozdrowienie najlepsze!

El. Orz.


29 II 1904, Grodno

Szanowny Panie

I dziś nie otrzymując rękopisu zaczynam się obawiać, czy odpowiedź moja na list Pana, przed kilku dniami wysłana, przeznaczenia swego doszła. Zawczoraj też wysłałam kartę. Zajęta teraz poprawianiem swoich nowel na przedmowę czekam.

Te nowele swoje, Cud na kirk[ucie] i Prawdą, z Now[ym] Abrah[amem] bardzo wkrótce przyślę.

Z wysokim szacunkiem

El. Orz.


2 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Rękopis wczoraj przyszedł, przekaz dziś. Za wszystko dziękują serdecznie. Przedmowa już poprawiona. Jutro wyślę razem z nowelami i listem.

Z wysokim szacunkiem, najżyczliwsza

El. Orz.


2 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Razem z tym listem oddaję na pocztę dwie posyłki: jedną z nowelami mymi, Junoszy i Daleckiej , drugą z Przedmową poprawioną. Niech Pan raczy poprawki te przejrzeć i słówkiem zawiadomić mię, czy teraz już dobrze, bo będę o to niespokojną. Przeprosić też muszę jak najmocniej, że rękopis taki brzydki, pokreślony, nieporządny, ale sama przepisać go w tej chwili na sposób żaden nie mogę, a ci, którzy mi niekiedy rękopisy przepisują, czynią to bardzo powoli. Lękając się więc straty czasu, którego i tak już wiele przez ową chorobę swoją utraciłam, posyłam tak, jak jest, ale raz jeszcze bardzo przepraszam.

Z przyzwoleniem autorów rzecz się tak ma: Szymańskiego list posyłam, Konopnickiej kartkę również, ale tylko na dowód, że o tym do niej pisałam i że ona się zgadza. To początkowe: „Z całego serca, najmilsza!" — ma oznaczać, że z całego serca się zgadza. Ja to rozumiem, ale naturalnie, że nikt inny nie zrozumie. Niewiasta! Genialna — ale niewiasta! W tych dniach przyślę Panu pismo jej dokumentniejsze, co tym łatwiej mi przyjdzie, że jest ona teraz w Warszawie i lada dzień będzie tu u mnie w Grodnie. Jednego zaś z mężów list chciałabym bardzo ukryć przed obliczem świata, ale ponieważ nie mogę tego uczynić, więc posyłam. Biedny Gomulicki! Położenie jego musi być bardzo trudnym, skoro do zgodzenia się swego przyczepił propozycję, na którą, rzecz prosta, odpowiedziałam, że spełnienie jej leży poza granicami mojej możności. Lubię bardzo jego poezje i jego Chałat, ale tego listu jego nie lubię i posyłam go z przykrością. Ze Świętochowskim mówił o tym p. Méyet i pisał mi o najchętniejszym zgodzeniu się jego. Mniemałam, że ponieważ to ze Świętoch[owskim] sprawa, ustne to oświadczenie jest wystarczającym; skoro jednak nie, to zaraz napiszę i kilka słów na piśmie niezawodnie otrzymam. Pozostaje Dalecka i Junosza. Do pierwszej chciałabym sama napisać, ale cienia pojęcia nie mam, gdzie jej szukać. Jeżeli Szan[owny] Pan adres ten posiada i najłaskawiej zechce mi go przysłać, napiszę natychmiast. Najgorzej stoimy z Junoszą — bo kto po nim prawa jego odziedziczył? P. Méyet obiecał mi dowiedzieć się o tym, lecz na spełnienie tej obietnicy po dziś dzień czekam. Do pp. Gebet[h]nera i Wolffa prośby o informację chciałam uniknąć, bo wczasach ostatnich stosunki moje z tymi panami ułożyły się trochę na ukos. Jednak nie doczekawszy się wiadomości skądinąd, napiszę o nią do nich dziś lub jutro. Tyle jest słów o autorach. Ale rzecz ciekawa zdarzyła się jednej z autorek! Przed kilku dniami zasiadłam do przejrzenia swoich 4-ch noweli, których od czasu napisania nie przeczytywałam ani razu. Myślałam, że tu i ówdzie trzeba będzie jakieś słówko odjąć, dodać lub przestawić... Wtem... jakże czas zmienia oblicza nie tylko nasze, ale i prac naszych! Faktura wydała mi się staroświecką, stylistyka opłakaną, nadużywanie niektórych części mowy niepojętym! Przekreślałam tedy, przestawiałam, poprawiałam, ile tylko się dało, i zobaczy Pan, jak to jest gęsto poprawkami upstrzone, a jednak... No, nie ma już rady! Czym chata bogata, tym służy. Jedne tylko Ogniwa, najmłodsze, nie uległy chłoście i łaskę moją posiadają. Dobrze też, że czytelnik zaczerpnie z nich ostatnie wrażenie książki.

A jak ja — pomimo nawet rozczarowania się do swoich własnych dzieci — cieszę się z tej książki i jak Panu za tę uciechę serdecznie, mocno dziękuję, nie wypowiem!

Za przekaz na sto rubli, dziś otrzymany, inaczej, lecz także dziękuję.

Zdania ostatecznego o przedmowie czekam; jeżeli jeszcze okaże się cóś do przerobienia lub poprawienia, uczynię to z największą chęcią.

Pełne szacunku i przyjaznych uczuć pozdrowienie!

El. Orzeszkowa


6 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Wcale nie. Nie jestem wcale innego zdania. Jestem zupełnie tego samego zdania, co Pan, że szkoda tej naszej ożywionej rozmowy, która niezawodnie stanie się powolniejszą, gdy ta iskra, co ją zapalała, poza nami już rozpali się w płomię. Ale stanie się ona powolniejszą nie z mego powodu. Rzecz prosta: pomiędzy mną a Panem zachodzi ta wielka różnica, że Pan przebywa w środowisku, które odpowiada kulturze Pana umysłowej i innej, że w tym zogniskowaniu objawów myśli, piękna pracy musi Pan mieć współtowarzyszy myśli, pracy i wzruszeń, szeroką możność dzielenia się wszystkim swoim z podobnymi sobie. A ja... ja jestem żurawiem od stada odbitym i lecącym pośród ptactwa innego gatunku. Nie otrząsam skrzydeł od towarzyszy przez los mi wyznaczonych, lecz ja i oni, lecąc razem, lecimy po liniach innych, na poziomach różnych. I śpiewamy tonami różnymi, i — jak to bywa zwykle — za upierzenie inne i za śpiew odmienny, i za lot nierównoległy spadają na mnie często ostre ich dzióby, a nie spływają nigdy prawie żadne miękkie skrzydła. Więc komuż z nas potrzebniejszy jest ów ton harfiany, który spływa od ocierającego się o błękity niebieskie klucza żurawi? Panu może być niepotrzebny wcale, bo wśród tonów tych Pan przebywa, a mnie... nauczyłam się żyć i nawet pracować bez tego, co najpotrzebniejsze. Wszystkiego tego zakończenie, że każdy list Pana, zawsze, sprawi mi radość i na każdy, zawsze, odpowiem z tą wielomównością, którą Pan zna dobrze, której dowód i w tej chwili daję, która też jest dowodem, jaką przyjemność sprawia mi ta nasza rozmowa. A że wybornie byłoby znowu znaleźć cóś do wspólnego zrobienia, to niezawodne. Jeżeli Panu przyjdzie pomysł jakiego młyna, na który by można wodę z mego źródła obrócić, niech się Pan zaraz nim ze mną podzieli; jeżeli mnie, ja to uczynię. Słyszałam raz w jakimś ogrodzie publicznym Francuza, który pijąc jakiś szumiący trunek z ekstazą wołał: „Il n'ya pas de plus grande jouissance, que de boire quand on a soif !" Pomyślałam wtedy o daleko ponętniejszym zdroju uciechy, którym jest wspólne dwóch duchów myślenie i pracowanie.

Tymczasem myślę o Liście grodzieńskim, a nie piszę go jeszcze raz dlatego, że w dniach ostatnich czułam się bardzo słabą i wyczerpaną fizycznie (aurę zimową przenoszę z wielką trudnością), a po wtóre dlatego, że mam w domu niepokoje, pochodzące z różnych tam aktów społecznego i towarzyskiego życia. Gdy tylko zaświta pora pomyślna, napiszę List, w którym będzie cóś o Chwilach p. Brodowskiego, Chłopach Reymonta, poezjach Skirmuntta etc. Do p. Brodowskiego nie napisałam dotąd tylko z powodu wahania się: po co mu to? Teraz napiszę. Do p. Daleckiej napiszę również; za adres dziękuję. List do Świętochowskiego już wysłałam i zapytanie do Gebet[h]n[era] i Wolffa w przedmiocie Junoszy. Jednocześnie z posyłkami wysłałam pod adresem Pana list ubezpieczony z listami Szymańskiego i Gomulickiego. Czy Pan ten pakiet otrzymał? Konopnicka musiała już przesłać Panu swoje przyzwolenie, bo do niej o tym pisałam. O Mendlu Gdańskim pomówię z nią ustnie, gdyż odwiedzi mię ona przy końcu tego tygodnia. Mam jednak przyczyny przypuszczać, że wersja p. Méyeta o Mendlu ścisłą nie jest. Czy książka nasza wyjdzie przed latem jeszcze, albo już w jesieni? Serdeczne słowa szacunku i oddania najżyczliwszego przesyłam.

El. Orzeszkowa


7 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Wczoraj, w odpowiedź na pierwszy po moich posyłkach list Pana, wysłałam list długi; dziś kilka tylko słów o sprawie z Gomulickim. Raz tylko w życiu p. Gom [ulickiego] widziałam, mogę więc powiedzieć, że osobiście nie znam go wcale; mało też o nim słyszałam i jakim człowiekiem jest, nie wiem. Ale jako poetę cenię go wysoko. Jest on w wierszach swych prawdziwym wirtuozem słowa, a czasem i dość głębokim myślicielem. Myślałam o nim zawsze jako o jednym ze współczesnych pisarzy trochę niedocenionym i na większą, niż ma, sławę zasługującym. Dlatego cieszyłam się, że w tej książce znajdzie się on pomiędzy nami i z nami. List jego nie podobał mi się, zasmucił mię, jako postępek nietaktowny, brak dobrego smaku i delikatności uczuć, ale przypisałam go wyjątkowo może nieszczęśliwemu położeniu, które podobno wytrąca niekiedy z równowagi ludzi nawet dużej miary, i nie osądziłam go z surowością bezwzględną. Nie wiem zupełnie, jaki jest całokształt charakteru i życia p. Gom[ulickiego], ale na ten jego postępek osobno wzięty, kto wie, czy nie należy zapatrywać się pobłażliwiej ze względu, że to poeta, i ze względu, że — jako poecie — brzemiona życia może mu cięższe są niż innym. Wiem. doskonale, że talent oblige, ale wiem również, że talent meurtrit, zwłaszcza u nas i zwłaszcza nie dość sprawiedliwie ocenianych. Proponować mu teraz, po tym liście, honorarium za nowelę byłoby według mnie to samo, co proponować jałmużnę. Nie śmiem. A z drugiej strony Chałat, nie będąc nadzwyczajnym arcydziełem, jest jednak jedną z najładniejszych naszych noweli. Subtelnie pomyślana. Fałszywy estetyzm panicza doskonale zestawiony z głęboką dobrocią furmana. Humor też z tego tryska i ironia ładna. Szkoda! Jeżeli o moje zdanie idzie, niedelikatność i nietaktowność chwilową może puściłabym płazem i drukowałabym nowelę. Ale ro[z]strzygnięcie ostateczne pozostawiam zupełnie Szan[ownemu] Panu, jako lepiej ode mnie osądzić mogącemu i osobę autora Chałata, i interesy wydawnictwa. Tylko w razie wyrzucenia tej noweli trzeba na karcie tytułowej zmienić cyfry nowel i autorów. Serdeczne wyrazy szacunku wysokiego.

El. Orzeszkowa


10 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Posyłam list Świętochowskiego. Pozostają tylko spadkobiercy Junoszy, o których wynalezienie czynią starania. Do p. Daleckiej list już wysłałam. Roz [s] trzygnięcie kwestii tyczącej się noweli Chałat raz jeszcze najzupełniej sądowi i życzeniu Pana pozostawiam. Pisałam o tym zawczoraj dość obszernie i zapewne list ten znajduje się już w ręku Pana. Do p. Brodowskiego pisałam wczoraj. Dziś przyjeżdża do mnie Konopnicka; pomówię z nią o cenzuralnej stronie Mendla Gdańskiego. Słowa szacunku wysokiego i pozdrowienia serdeczne przesyłam.

El. Orzeszkowa


13 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi-Panie

Tak mię Pan do swojej wielkiej dobroci i grzeczności przyzwyczaił, że teraz, gdy na listy swe odpowiedzi nie otrzymuję, smucę się i przypuszczam, że listy poginęły. Niech mię Pan dwoma słowy (w razie braku czasu czy ochoty) uwiadomić raczy, czy doszedł list mój, w którym wyrażałam zdanie swe o kazusie Gomulickiego, i ten, z którym przesyłałam zgodzenie się Świętochowskiego na przedruk Chawy Rubin. Odpowiedzi Daleckiej lada dzień oczekuję. Dziś wyjechała stąd M[aria] Konopnicka. Zapytywałam ją, czy cenzura poczyniła jakie szczerby w Mendlu Gdańskim i czy nie chciałaby teraz ich zapełnić; powiedziała mi, że ani jedno słowo z jej tekstu przez cenzurę odjętym nie zostało.

Z wyrazami szacunku wysokiego pozdrowienia bardzo uprzejme przesyłam.

El. Orzeszkowa


16 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Oto jest zgodzenie się p. Daleckiej na przedruk jej noweli, może niezupełnie jasno wyrażone, ale któż mógł się spodziewać, aby autorom trzeba było posyłać aryngę rzeczy tak prostej! Pokazuje się, że trzeba było. Jeżeli ten list nie wystarczający, poślę wzór oświadczenia.

Kwestia pisowni jest dla mnie nieco drażliwą, bo zmusza mię do wyznania, że nie jestem stronniczką tej, którą przyjęło za swoją Ogniwo. Ujednostajnienie szóstego przypadku rzeczowników męskich i nijakich (szerokim mieczem, szerokim oknem, pięknym człowiekiem, pięknym dzieckiem itp.) może być akademickim lub nieakademickim, lecz zubożając język o jedno zróżnicowanie dźwięków i o znaczną ilość samogłosek otwartych, dla stylistyki i melodyjności języka jest szkodliwym. Sto akademii nie zdołałoby mię przekonać, że dla etymologicznych wywodów, czyli, bądź co bądź, dla litery martwej, trzeba psuć fonetyczność języka, wyrobioną instynktem i samym życiem tych, co nim mówią i piszą. Jest to moje zdanie i mój smak, których trzymam się w pisaniu własnym. Ale w stosunku do naszej książki, wypowiadając otwarcie, co mniemam, nie zabieram w stopniu najmniejszym głosu rozstrzygającego. Niech Szanowni Panowie ostatecznie decydują.

List grodzieński nie usnął, ale czeka lepszej pory do wyjścia z głowy mojej, która niekiedy czuje się trochę chorą na zniechęcenie i różne tam inne pierwiastki rozkładające myśl i energię. Niech ciemna fala przepłynie...

Istnieje w rzeczy samej możliwość, że wkrótce będę miała przyjemność osobiście z Szanownym Panem rozmawiać, albowiem w czasie najbliższym zamierzam na dni kilka, w celu odwiedzenia chorej przyjaciółki , przyjechać do Warszawy. A może też słowa Pana stosują się do jakiegoś wypadkowego przyjazdu Pana do Grodna albo przejazdu przez to miasto, co się panom prawnikom warszawskim dość często zdarza. W razie drugiej tej możliwości dobrze byłoby, abyśmy zamiary nasze pokombinowali i jednocześnie nie wyruszyli w dwie różne strony. Ja dla swojej wycieczki warszawskiej dnia ani nawet tygodnia jeszcze nie wyznaczyłam.

Ze słowami szacunku wysokiego łączę pozdrowienia najprzyjaźniejsze.

El. Orzeszkowa


22 III 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Przed kilku dniami wysłałam zgodzenie się na przedruk jej noweli pani Wandy Daleckiej; teraz posyłam list, podobneż zgodzenie się zawierający, spadkobiercy praw autorskich śp. Klemensa Junoszy. Za spóźnienie się przepraszam; spowodowane było trudnością otrzymania adresu p. Szaniawskiego, którego mi na koniec pp. Gebet[h]ner i Wolff dostarczyli. Jakkolwiek listy w ogóle bardzo dobrze przeznaczeń swych dochodzą, to jednak, że mogą zdarzać się wypadki niedochodzenia, proszę bardzo uprzejmie o dwa słowa wiadomości, że listy pp. Daleckiej i Szaniawskiego rąk Szanownego Pana doszły.

Wszystkie to już są autorskie autoryzacje, których dostarczenie było mi poleconym. Pp. Brodowskiego, Daniłowskiego i Zdziechowskiego Szanowny Pan chciał wziąć na siebie; jeżeli jednak wypada potrzeba, abym do tych panów napisała, uczynię to natychmiast i z największą chęcią, prosząc tylko o adres p. Daniłowskiego, jedyny, którego nie posiadam.

Proszę o przyjęcie wyrazów szczerego i wysokiego szacunku.

El. Orzeszkowa


4 V 1904, Warszawa, Barbara 4

Szanowny Panie

Czy Pan swej wiernej, zimowej korespondentki osobiście poznać nie zechce? Dla mnie poznanie Pana byłoby jednym z najpożądańszych momentów tego pobytu w Warszawie.

Jutro (w czwartek) będę w domu od godz. 4 do 7-ej, a o dniach następnych nic dziś powiedzieć nie mogę.

Czy — do widzenia?

Z wysokim szacunkiem

El. Orzeszkowa


11 V 1904, Grodno

Drogi Panie

Niech lilie te powiedzą, jak miłym wspomnieniem pozostały mi w pamięci chwile poznania Pana, jak wdzięczną jestem za okazane mi uczucia dobre i jak szczerą uciechę sprawi mi powitanie Pana w domu moim. Za dni, niewiele opuszczę Grodno dla nadniemeńskiego zakątka , w którym usilnie myśleć będę o złożeniu czynnego dowodu, że myśl moja towarzyszyć pragnie „niewesołej", lecz szlachetnej „drodze myśli" Pana.

El. Orz


30 VI 1904, Druskieniki

Szanowny i Drogi Panie

Może z powodu przeniesienia się mego z miejsca na miejsce list Pana z 18 bm. wczoraj zaledwie mnie doszedł, o czym wspominam pragnąc być w oczach Pana wolną od bardzo słusznie uczynionego ogółowi naszemu zarzutu. Pragną być w oczach Pana posiadającą tę punktualność, która jest cnotą królewską, i tę, która jest dowodem pośpiechu do rozmowy przyjacielskiej.

Za książki chorwackie serdecznie dziękuję; za to, że pozwoliłam sobie trudzić Pana prośbą o wynalezienie, niełatwych znać do wynalezienia, książek hebrajskich — bardzo o przebaczenie proszę; a najbardziej i najserdeczniej dziękuję znowu, że się Pan do mnie odezwał.

Po powrocie moim z Warszawy obiegły mię okoliczności bardzo niemiłe i nawet bolesne, których opisywać nie mogę, lecz przy widzeniu się Panu opowiem. Idzie o wydalenie przymusowe w strony odległe, wschodnie dwojga ludzi bardzo mi bliskich itd., itd. Potem, drobne, domowe, lecz nudne i dokuczliwe kłopoty, które łączą się z każdym wyjazdem z domu na czas nieco dłuższy, i znowu etc., etc.

Teraz od trzech dni jestem w zakątku malowniczym, nadniemeńskim, ogromnie zielonym i cichym, w którym odzyskam zapewne trochę spokoju i sił do pracy jesiennej i zimowej. A tymczasem, zanim się to jeszcze stanie, zajętą jestem dość obszernym odpowiadaniem na kwestionariusz rozesłany przez pismo lwowskie Promień, który zapewne znajduje się też w ręku Pana i przyjaciół Pana. Pytania ogromnie fundamentalne i ważne. Zdaniem moim wszyscy zapytani odpowiedzieć wprost powinni nie przez proste: tak albo nie, cale z możliwie wyczerpującym, choć krótkim wymotywowaniem swych przekonań. Prosi o to młodzież, widocznie targana walkami wewnętrznymi, a przy tym, gdyby wszyscy odpowiedzieli, utworzyłby się z tego obraz wielce pouczający momentu teraźniejszego. — Jeżeli Pan będzie miał chwilę wolną dla przesłania mi znowu słów kilku, choćby na karcie, niech mi Pan prześle wiadomość o naszej książce Z jednego strumienia. Czy zamiar zaniechanym nie został? Czy drukuje się już i wyjdzie w jesieni? Tyle tylko na kartce tej mam miejsca, aby jeszcze umieścić na niej wyrazy mego szacunku wysokiego i serdecznego oddania.

El. Orzeszkowa


7 VII 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Nie umiem znaleźć dość słów na podziękowanie za tak życzliwe i serdeczne zajęcie się Sz[anownego] Pana tą sprawą moją, która zresztą nie jest tylko moją, i temu to ostatniemu względowi przypisuję tę niezmierną łaskawość, jaką kilka osób, a w pierwszym rzędzie Szan[owny] Pan, jej okazuje. Z drugiej strony pewną jestem, że zrozumianą — i przez Sz[a-nownego] Pana właśnie najlepiej zrozumianą — będę. gdy wyznam, że osobiste branie udziału w tej sprawie jest dla mnie nieco trudnym i dotkliwym. Zrazu było ono niezbędnie koniecznym. P. Sawicka musiała udać się do mnie o bibliografię i dokumenty różne. Wszystkiego tego dostarczyłam jej z nieograniczoną za dobroć jej dla mnie wdzięcznością. Napisałam też do pp. Baud[ouina] de Court[enay] i Zdziechowsk[iego], ponieważ są to dawni, dobrzy moi znajomi i wiem, że mię o nic złego nie posądzą. Lecz do czynienia dalszych starań i zachodów w sprawie osobistej uczuwam pewien rodzaj zawstydzenia i odrazy. Własnymi rękoma torować sobie drogę do sławy było dotąd rzeczą ogromnie mi nieznaną. Przez całe trwanie pisarskiej drogi mojej nie posłałam ani razu żadnej swej książki żadnemu z krytyków ani żadnej redakcji. I o tak niezmiernym dla mnie zaszczycie, jak nagroda Nobla, nie pomyślałabym sama nigdy; lecz otrzymawszy listy p. Ellen Wester z jednej strony, a p. Sawickiej z innej — początkowym żądaniom tych szlachetnych i najlepszych przyjaciółek moich zadość uczynić pośpieszyłam. Cała bibliografia pism moich i ich przekładów, najpiękniejsze z otrzymanych darów publicznych, spis wszystkich posiadan[ych] adresów i dyplomów oraz najcelniejsze przekłady na jęz[yki] obce znajdują się w ręku p. Sawickiej. Trzeba by tylko całą tę pakę przesłać p. El[len] Wester i sprawa z tłumacz [eniami] żądanymi przez p. Horsta byłaby załatwiona. O spisie przekładów i wszelkich w ogóle dokumentów pisała mi p. Saw[icka], że przetłumaczył je p. Lorentowicz. Gdzie i u kogo znajdują się teraz, nie wiem. Nie mam też szczegółowego adresu p. Saw[ickiej], bawiącej w Marienbadzie, ale mogę do niej napisać na ręce wspólnie nam znajomego lekarza. Jeżeli Szan[ownemu] Panu potrzebną jest wiadomość, gdzie znajdują się wszystkie wyżej wymienione przedmioty, proszę o trzy słowa na karcie, a natychmiast o to p. Sawicką zapytam. — A teraz o tłumaczeniu artykułu Chmielowsk [iego]. Daleko piękniejszą i więcej wyczerpującą jest rozprawa o moich pismach p. Aur[elego] Drogoszewskiego, drukowana w Bibli[otece] Warsz[awskiej] przed trzema czy czterema laty. Ale poważam się zapytać: czy istotnie ta dorazowa i widoczna reklama przyniesie pożytek? Czy raczej nie usposobi niechętnie sędziów szwedzkich? Chmielowsk [iego] rzecz mają i mogą przeczytać po szwedzku; jest w hist[orii] lit [eratury] polsk[iej] Brücknera kilka pięknych kart o mnie po niemiecku i to rzeczywiście posłać by im należało. Wybornym by też było przesłanie tłumaczeń niektórych adresów, które p. Saw[ickiej] przywiozłam. Samo zaś wydanie książeczki po niemiecku, w tej chwili, czy nie byłoby tylko dla Szwedów powodem do ironicznego uśmiechu, a dla prasy warszawsk[iej], bardzo względem mnie niechętnej, powodem do pochwycenia mię na gorącym uczynku reklamowania się, co byłoby dla nich źródłem szczerej radości, a dla mnie strumykiem tego błotka dziennikarskiego, którego unikam dotąd tylko z powodu absolutnego braku pretekstu i powodu. W razie niepowodzenia, to jawne usiłowanie wyśmianym będzie; w razie powodzenia — wszystko przypisanym reklamie, jeżeli nie czemuś jeszcze niższego rzędu. Takim jest zdanie moje; wszak Szan[owny] Pan nie poczyta mi za złe, że otwarcie je wyrażam? Jeżeli w wyrażeniu tym popełniłam jaką omyłkę czy niedokładność, niech mi to łaskawie przebaczonym zostanie. Odbywam teraz kurację ogromnie wyczerpującą i ciężką, nie mam myśli w głowie ani słów pod piórem tylu i takich, jakie mieć pragnę do Pana pisząc. Ale uczucia są wdzięczne, serdeczne, i usiłować będę w przyszłości prawdy ich dowieść według sił i możności jak najlepiej. — Zostaje jeszcze kwestia pieniężna.. Prosiłam już dawno p. dra Nusbauma, jako dawnego przyjaciela mego, aby o niej słów kilka powiedzieć chciał p. Sawickiej i Szan[ownemu] Panu. Ponieważ, jak widzę, nie uczynił tego; więc zmuszona jestem mówić o niej sama. Rzecz prosta i konieczna, że sprawa każda pociągać musi za sobą wydatki pieniężne. Otóż jakimikolwiek byłyby i jakiekolwiek uwieńczyłoby je powodzenie, złe czy dobre, zwrócę je, z wdzięcznością szczerą i akuratnością zegarkową. Zdaniem moim, gdyby któś kompetentny i odpowiedni pojechał do Sztok[h]olmu, a właściwie do Vaxholmu (przez S [z] tok [h] olm, Vaxholm), do p. Ellen Wester, zawiózł jej wszystko co trzeba, i osobiście się z nią rozmówił, byłby to krok najpewniej do celu prowadzący. Jednak, aby się ktokolwiek dla mnie chciał do tego stopnia poświęcić, marzyć nie śmiem. Na wypadek zaś możliwości tej rzeczy, prawie niemożliwej, to jest więcej niż prostym, że koszta podróży należałyby do mnie. — Czy mam skomunikować się z p. Sawicką? Za wszystko dziękuję; jeżeli w tym liście jest co do przebaczenia, proszę o nie. Słowa szacunku wysokiego przesyłam.

El. Orzeszkowa


7 VII 1904, Druskieniki, p[rzez] Grodno

Szanowny Panie

Jednocześnie wysyłam list obszerny, po którego zamknięciu przypomniałam sobie, że według rozporządzenia p. Saw[ickiej] posłałam prof. Zdziech [owskiemu] adres Ogniwa dawny (Żurawia). Czy pod tym adresem przesyłka będzie mogła dojść Sz[anownego] Pana, albo też trzeba pr[of] Z [dziechowskiego] o zmianie jego uwiadomić?

Z szacunkiem wysokim

El. Orz.


15 VII 1904, Druskieniki

Szanowny i Drogi Panie

Prof. Baud [ouin] de Court [enay] był łaskaw zakomunikować mi szczegóły sprawy te same, które we wczoraj otrzymanym liście Drogiego Pana znalazłam. Dowody życzliwości tak liczne i wysoce cenne, którymi w tym wypadku obdarzoną zostałam, obudzają we mnie uciechę serdeczną; dorównać zaś tej uciesze może tylko głęboka wdzięczność moja. W tym szczęśliwym rachunku, czynionym w tej chwili z ludźmi, których zdanie i uczucia ważę bardzo wysoko, duża cyfra przypada na rzecz Szan[owne-go] Pana. Niechże Sz[anowny] Pan i nadal przyjaznych względów swych mi nie odmawia.

Mówię: sprawa moja, wdzięczność moja, bo jakkolwiek idzie tu nade wszystko o chwałę i z niej wynikający pożytek ogółu naszego, nie podobna mi wyłączyć z biegu i istoty rzeczy indywidualności własnej, która ma być tej chwały i ,tego pożytku przyczyną czy pretekstem; nie podobna, choćby dlatego naprzód, że oddanie tej przysługi ogółowi ma być dla mnie szczęściem niewypowiedzianym, i dlatego następnie, że pomimo umiłowania ogółu całą duszą, całym życiem i całym — piórem, pewnej odrębności indywidualnej — z jej pociągami i odrazami, pożądaniami i trwogami — w umiłowaniu tym całkowicie nie utopiłam. Przyznając się do tego jestem tylko szczerą i ta szczerość — w braku okupów innych — niech wyjedna mi przebaczenie, że do tej sprawy ogólnej mięszam niekiedy swe osobiste uczucia czy poglądy.

Dostarczenie materiału biblio- i biograficznego dla p. Al[freda] Jensena da się z łatwością uskutecznić po powrocie p. Sawickiej do Warszawy, gdyż w jej ręku znajdują się spisy moich książek, ich przekładów oraz spora ilość najcenniejszych tłumaczeń na siedem języków obcych. Wszystko to przywiozłam na żądanie p. Saw[ickiej] do Warsz[awy] wraz z trochą adresów i odznaczeń, które miałam przyjemność z Sz[anownym] Panem razem przeglądać.

Nic obecnie nie piszę oprócz listów, i te — zaledwie. Prowadzę kurację energiczną i wyczerpującą. Lekarze obiecują memu fizycznemu sercu trochę jeszcze trwania. Może więc jeszcze te półtora roku przetrwa. Potem — chwała i pożytek dla ogółu pozostanie, uparta indywidualność moja zniknie. Już wkrótce; oby nie przedtem?

Z wysokim szacunkiem

El. Orzeszkowa


30 VII 1904, Druskieniki, p[rzez] Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Za ostatnie arkusze [Z jednego] strumienia wraz z Przedmową dziękuję serdecznie. Widok książki tej, już wydrukowanej, cieszy mię bardzo. Okładka rzeczywiście ładną nie jest i jeżeli można, to byłoby pewnie korzystniej dla książki, gdyby ją zmienić na więcej gustowną; w każdym razie zresztą rzecz to podrzędna. Co do napisu, że książka wyszła pod redakcją moją, nie zdaje mi się on koniecznym. Wynika to samo przez się z przedmowy. Oba te punkty drobne najzupełniej życzeniu i sądowi Pana oddaję. Korekta jest wyśmienitą. W przedmowie zakradł się jeden tylko błąd nic nie znaczący; w trzech nowel [ach], które przeczytałam — ani jednego. Żeby Pan wiedział, do jakich okropności my biedni autoro wie przywykliśmy ż tej strony! Mnie np. w jednej z książek drukowano stale dumę jako duszę, a duszę jako dumę!

Cóż to za rzecz okropna ta przymusowa podróż na wschód p. Stempowskiego! Z głębi serca ubolewam i współczuję. Moje zmartwienie, o którym w liście zeszłym wspomniałam, pokrewne jest temu, którego Pan doświadcza, z mniejszą tylko dozą tragizmu. Któś , kogo znam od lat niepamiętnych, mąż najlepszej przyjaciółki mojej, jedyny mój pomocnik i opiekun w sprawach poziomych, lecz niezbędnych tego marnego życia, wysłanym został przez władze administracyjne do Saratowa. Żona prędzej czy później za nim pojedzie. Rujnuje to jedyną przystań moją, gasi jedyną iskrę serdecznego ciepła. W dodatku, oboje są złego zdrowia, a klimat tam inny i surowy. Mniej to tragiczne niż — na wojnę, zawsze jednak strasznie smutne. A przyczyny? Śmiesznie o nich mówić! Pisać nie podobna.

Co się dzieje, co się dzieje na szerokim świecie! Kto wie, czy z chmur tych gromowych i krwawych nie wyłoni się zorza lepszych dni? Mnie się zdaje, że tak. Szkoda, że nie możemy z sobą o tym rozmawiać.

Z szacunkiem wysokim i najprzyjaźniejsza

El. Orzeszkowa


19 XI 1904

Drogi Panie

Wczoraj i dziś porywa mię w swe szpony smok ataków sercowych; w dodatku jutro będę miała gości ze stron dalszych. Nie mogę więc tak rychło, jakbym chciała, odpowiedzieć na bardzo zajmujące zapytanie Pana. Forma Hien jest b[ardzo] piękna, treść — bardzo prawdziwa. Miałabym na ten temat to i owo do powiedzenia, co też przy pierwszej możności uczynię. Dziś jestem w stanie to tylko powiedzieć, że ludzie publicznie działający powinni być wdzięczni Panu za obronę ich biednych, ludzkich, ale jednak nie hienowych, nie lisich i nie cielęcych serc. I to jeszcze, że jestem Panu bardzo szczerze i b[ardzo] przyjaźnie oddaną. A dłuższe pisanie wkrótce!

El. Orz.


5 XII 1904, Grodno

Drogi Panie

Nic w świecie nie mogłoby mi sprawić przyjemności większej nad pisanie o pięknych nowelach p. Brodowskiego. Dziś piszę do Gebet[h]nera o przysłanie mi Chwil, których obecnie w domu nie posiadam. Nie podobna mi przecież stanowczo przyrzec, czy będę mogła w ogóle spełnić to życzenie Pana i moje własne i że spełnię je rychło. Dr Henr[yk] Nusbaum zaświadczyć może, jak chorą jestem i jak praca pisarska jest mi trudną, nawet wzbronioną. A w dodatku mam zobowiązanie i obowiązek napisania czegoś jak najrychlej do pewnej książki zbiorowej , mającej wyjść w Wilnie i posiadać dla stron i spraw tutejszych znaczenie bardzo ważne. Książka już jest ułożona; z rozpoczęciem druku czekają na mnie.

Gryzie to mię i niepokoi tym więcej, że jestem członkiem komitetu redakcyjnego i sama pisałam odezwę wzywającą innych do współudziału. Czekam i czekam dni lepszych, możliwszych. Może nadejdą. Bywało już tak nieraz. Wtedy, po napisaniu czegoś dla Wilna, napiszę o Chwilach. Nic nie może być cięższym, przykrzejszym, nad niemożność spełnienia obowiązku, a raczej obowiązków, bo jest ich wiele, natury różnej. Proszę serdecznie, aby mię Drogi Pan o lenistwo albo o brak dobrych chęci nie posądzał. Uczynię, co tylko i kiedy tylko będę mogła...

Artykuł o naszej książce pana Drogosz[ewskiego] jest bardzo zajmującym; ciekawam ogromnie dalszego ciągu. Ciekawam też, jak się rozwinie w Gaz[ecie] Polskiej rubryka spraw żydowskich, rozpoczęta w n[u-me]rze zawczorajszym p[rzez] pana Sokołowa. Może by można znaleźć sprawozdawcę, który by w tej rubryce umieścił rozbiór Z jedn [ego] strumienia Czy nie podobna porozumieć się o tym z p. Bol[esławem] Lutomskim? Pisuje on czasem do Gaz[ety] Polsk[iej]; pióro to dzielne i zdolne bardzo do ujęcia rzeczy ze strony społecznej. Nie wiem tylko, jakie są jego przekonania co do kwestii żydowskiej, ale sądząc z ogółu umysłu, muszą być takie, jak nasze.

Za dobrą wiadomość o Ad astra dziękuję bardzo. Doprawdy Drogi Pan jest dla mnie ogromnie, ogromnie dobry i jestem w rozpaczy, że odwdzięczać się tak, jakbym pragnęła, nie mogę. Czemuż nie przyszło to wcześniej, gdy rdza życia jeszcze żelaza nie przegryzła!

Pozdrowienia serdeczne.

El. Orz


6 XII 1904, Grodno

Za piękną, poważną i ważką Myśl serdecznie dziękuję; rozglądam się w niej przez cały wieczór dzisiejszy z uciechą głęboką i wdzięczną myśl swoją przesyłam ku temu, kto o mnie tak uprzejmie, przyjaźnie pamięta.

El. Orz.

Tłumaczka Rosjanka, o którą Drogi Pan zapytuje, nazewa się Tropowska. Imienia nie wiem.


9 XII [19]04

Drogi Panie

Karty nasze rozminęły się. Adres całkowity tłumaczki odnalazłam: Maria Tropowska, Leopoldyny 20, ale niech Pan sobie drogiego czasu nie zajmuje komunikowaniem się z nią. Dziś do niej sama piszę.

Najszczerzej mówię, że nie pamiętam, czy widziałam kiedy książkę zbiorową, złożoną z prac tak poważnych i zajmujących, jak Myśl, której część znaczną już przeczytałam. Czy ogół, a zwłaszcza krytyka, pozna się na jej wartości, to już inne pytanie. Dziękuję serdecznie za wiadomości o artykułach p. Drogosz [ewskiego]. Rękopisu niech mi Drogi Pan nie przesyła, bo lękam się jakiego złego wypadku w drodze. Czekać go będę jako miłego, noworocznego podarunku, ciesząc się, że przyjemność czytania pracy p. Drog[oszewskiego] mam przed sobą. Więcej niż Pana najpewniej boli mię, że nowela moja nie znajdzie się w nowor[ocznym] n[ume]rze Ogniwa. Cóż, przychodzą biedy na ludzi, przyszła i na mnie. Ale może jeszcze przeminie.

Bardzo serdecznie Panu oddana

El. Orz.


15 XII 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Niech Pan raczy przede wszystkim pismo załączone przeczytać i zawartość jego dla siebie osobiście przyjąć; uczucia moje daleko silniejszymi są niż słowa, lecz jakimikolwiek te słowa są, zwracam je naprzód do Pana, gdyż Pana to zapoczątkowaniu i współpracy winno powstanie swe to, co stało się dla mnie źródłem radości i tego najmilszego z uczuć, którym jest wdzięczność.

A potem proszę serdecznie — jeżeli uzna to Pan za stosowne i jeżeli przeszkody żadne nie zachodzą — o przeczytanie szanownym wydawcom Z jednego strumienia pisma tego, którym pragnę nie tylko podziękowanie moje wyrazić, lecz i wzmocnić ten węzeł, który wspólne dążenia i pragnienia pomiędzy Wami a mną zadzierzgnęły.

Piękna książka, od chwili, gdy tu przybyła, spoczywa wciąż w najbliższym moim pobliżu, aby oczy moje, smutne od niewymownych smutków świata, jak najczęściej na nią i na przepiękny jej napis spoglądając, z nową mocą zapału i wytrwania podnosiły się znad nich — ku górze!

O wszystkim innym innym razem; dziś już tylko z szacunkiem i przyjaźnią serdecznie dłoń Pana ściskam.

El. Orzeszkowa


20 XII 1904, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Czy podziękowanie moje doszło rąk Pana? Przepraszam za utrudzanie, lecz niespokojną jestem o wypadek pocztowy i za dwa słowa uwiadomienia wdzięczną będę.

Serdecznie przyjazna

El. Orz.


23 XII 1904, Grodno

Za otrzymaną wiadomość dziękując, najlepsze życzenia świąt miłych i pomyślnych przesyłam.

Serdecznie przyjazna

El. Orz.


9 I 1905, Grodno

Serdecznie Szanownemu i Drogiemu Panu dziękuję za przysłaną książkę . Pragnę bardzo, o ile mi to podobna, oddać dobrą przysługę panu Br[odowskiemu] i zarazem wypowiedzieć głośno, co myślę o jego pięknym talencie. Uczynię to, o ile i gdy tylko siły mi na to pozwolą. Proszę tylko o trochę czasu i cierpliwości, ponieważ obecnie wywiązuję się z zobowiązań, przyjętych względem zbiorowej książki wileńskiej. Mnóstwo osób pisuje do mnie z mnóstwem żądań, interesów, zapytań. Wywiązuję się z zadania, jak mogę. W dniach i tygodniach lepszych pracuję wiele, ale prędko pracować nie mogę, gdyż owe dnie i tygodnie nie częste. Nowele p. Br [odowskiego] czytam teraz na nowo. Chcę nabrać myśli do pisania o nich.

Czy doszedł Pana list mój, wysłany łącznie z listem p. Lubomudrowa, o tłumaczeniu na j[ęzyk] rosyjs[ki] Z jednego strumienia?. Pisałam do niego, aby z zapytaniem swym zwrócił się do Szanownego Pana. Sam fakt tego tłumaczenia jest, zdaje się, pomyślnym.

Mam do Pana bardzo uprzejmą i serdeczną prośbę. Wiem, że w tych czasach p. Drogoszewski będzie w Warszawie. Niech Pan będzie tak nieskończenie dobrym i dwoma słowami na karcie uwiadomi mię, którego dnia przybycie p. Dr [ogoszewskiego] jest w Ogniwie oczekiwanym, a jeżeli dzień ten jest niewiadomym, to o przybyciu jego, gdy przybędzie. Pełna szacunku i szczerze przyjaznych uczuć

El. Orzeszkowa


20 I 1905, Grodno

Drogi Panie

Okrutnie Pan postąpił z panem Lu—bp—mu (!) —drowem! Odesłać tłumacza do dziesięciu autorów , jest to skazać go na męki, których z pewnością przenieść się nie odważy. Ale mnie nie o p. L [ubomudrowa] i nie o jego męki idzie, ale o książkę, której tłumaczenie na jęz[yk] ros[yjski] jest pożądane podwójnie: raz, że i tam istnieje sprawa i jej powikłanie, po wtóre, że książka tłumaczona na język obcy ma zawsze więcej powagi u swoich. Otóż tak sobie myślę. Komu z autorów na całym świecie może nie podobać się to, że go na inny język przetłumaczą? Pieniędzy nikt z nas za tłumaczenie rosyjskie (ani żadno inne) nigdy nie otrzymuje. Każdy i wszędzie ma prawo tłumaczyć nas z pytaniem i bez pytania. Bardzo grzeczny jeszcze ten, kto się pyta. Bardzo wielu ani pyta i nie tylko tłumaczy, ale przerabia, skraca, przystosowuje, przezywa itd. Wszystkie starsze nowele tego zbioru były już po dwakroć i po wielekroć tłumaczonymi na jęz[yk] rosyjski. Co komu może zaszkodzić, że je raz jeszcze przetłumaczą? Zdaniem moim i zapytywać nikogo nie ma potrzeby; wprost upoważnić p. L [ubomudrowa] do roboty i — koniec! Ale jeżeli już skrupuł posuwać do superlatywu, to można i zapytać. Ale my zapytamy. Ja biorę na siebie Konopnickę, Zdziechowskiego, Swiętochowskiego, Szymańskiego, Gomulickiego, Szaniawskiego. Pan niech zapyta młodszych panów. Z pewnością pozbieramy same: tak! A do tego p. Lub[omudrowa] niech Pan napisze, mój Drogi Panie, aby tłumaczył, bo może mu ochota przejść, a inny może się nie znaleźć. Trzeba, aby książka ta była przetłumaczoną.

Mnie osobiście to nic, bo tych rosyjskich tłumaczeń moich piśmideł jest pod sufit, ale dla sprawy. — Jest jeszcze inny sposób: posłać książkę Ławrowowi i zaproponować, aby przetłumaczył. Jemu przyszłoby to łatwiej, bo w Ruskiej Myśli wychodziło już spod jego pióra kilka z tych nowel, i mielibyśmy doskonałego tłumacza. Nie wiem tylko, czy wyda i czy wyzdrowiał, bo był b[ardzo] chory. Skomunikowanie się z Ławr[owem] przyjdzie mi z łatwością. Autorów ani bym pytała, ale jeżeli trzeba, zapytam. Niech mi Drogi Pan napisze, co i jak zrobić, bo cóś zrobić i to prędko, trzeba koniecznie. Lubomudrów czy Ławrow? Już na nic miejsca nie mam, prócz serdecznych, serdecznych pozdrowień.

El. Orz.


23 I 1905, Grodno

Drogi Panie

Okropność! Okropność! Z rumieńcem wstydu czytałam opis przejść, które Pan miał z pp. G[omulickim] i S [zymańskim]. Ojej! jakichże ja to mam kolegów! Jedno tylko nieco pociesza: dwóch na dziesięciu. Jednak i tych jest bardzo viel zu viele [sic]. Nie spodziewałabym się tego po Szymańskim. Wytłumaczenie w tym chyba, że gdy ślepa kurka znajdzie ziarnko, to już pewnie sama nie wie, co z nim robić i jak je cenić. Srul z Lubart[owa] to dla p. S [zymańskiego] takie ziarnko. Rzecz prosta i zupełnie słuszna, że po takich dwóch ewenementach Pan nie chce już zaczepiać... I ja teraz już nie chcę. Niech sprawa tłumaczenia idzie sobie swoją zwykłą drogą, to jest, że któś, nikogo nie pytając, przetłumaczy. Niedawno napisał mi się aforyzm: „Chcąc żyć w pokoju z ludźmi, trzeba nie przyjacielem ich być, ale pogromcą". Czy nie prawda? Siła pięści zabiera, co chce, i sza! Z przyjaciółmi ludzkości targi i... prokurator. Tak mię te dwie historie dojęły, że musiałam zaraz do Pana napisać, dać ujście czerwonym uczuciom. Oprócz tego nic na dziś nie mam. Skończyłam już artykuł dla Wilna; ciężar mi z głowy spadł, bo pisać było trudno i pisać trzeba było koniecznie. Teraz, po załatwieniu różnych, licznych drobiazgów (odpisywanie paniom i panom, żądającym ode mnie rzeczy możliwych i niemożliwych) wezmę się do czegoś, co może, po skończeniu, nosić będzie na sobie adres Drogiego Pana. Tymczasem słowa szczerego szacunku i serdeczny uścisk dłoni.

El. Orzeszkowa


28 1 1905, Grodno

Drogi Panie

Dziś skończyłam dla Ogniwa List grodzieński, jutro przepiszę, pojutrze wyślę, we wtorek znajdzie się w ręku Pana. Czy mogę w drodze łaski prosić o zachowanie dla niego paru stronic w najbliższym numerze Ogniwa, bo poruszam w nim kwestię nagłą? Jeżeli można, to proszę.

Z szacunkiem wysokim i bardzo oddana

El. Orz.


30 I 1905, Grodno

Drogi Panie

Jakże szybko idą wypadki! Jak zmieniają się mgnienia chwili osobliwej! Przed dwoma dniami wysłałam do Pana kartkę z zapowiedzią Listu grodzieńskiego, a dziś, jakkolwiek jest on do wysłania gotowym zupełnie, nie tylko że nie wiem, czy mam go, lub nie mam wysyłać, ale przypuszczam, że się na nic już nie zda. Wszystko to przecież w głęboki cień zachodzi wobec trwogi i troski, których doświadczam przy każdym wspomnieniu o Warszawie. Miałam dziś parę listów stamtąd, ale jakkolwiek obszerne, zawierają one wiadomości częściowe tylko i szczupłe. Strasznie cierpię teraz na swym oddaleniu i wyosobnieniu. Mało wiem, mało rozumiem z tego, co się tam dzieje. Naturalnie rzecz publiczna prym trzyma w uczuciach trwogi i troski. Ale mam tam również osoby kochane, o które drżę. Pozwalam też sobie być niespokojną o Pana, o Ogniwo, o wszystko, co Panu bliskie. Jeżeli podobna, wdzięczną byłabym za dwa słowa: co i jak z Panem osobiście się dzieje? Ale spodziewać się nie śmiem. Tylko Pliniusz starszy spisywał notatki w obliczu wybuchającego Wezuwiusza.. Zazwyczaj atrament wysycha w spiece ognia.

Jeżeli i gdy Pan zażąda Listu, przyślę go natychmiast. Inaczej nie; bo nie wiem, czy potrzebny i czy nawet dojdzie. Nie wiem, czy w Ogóle Ogniwo wkrótce wyjdzie. Nie wiem nic; jestem cała tylko uczuciem grozy i bólu.

Serdecznie oddana

El. Orzeszkowa


5 II 1905, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Tylko dla złożenia dowodu moich najlepszych chęci służenia Ogniwu posyłam List grodzieński, prawie pewna, że go Pan drukować nie będzie. Napisałam go przed wypadkami warszawskimi, gdy kwestia karnawałowania czy niekarnawałowania była podnoszoną w gazetach, aktualną. Teraz aktualność przepadła i razem z nią cała wartość mojego artykuliku. Niech go Pan jednak łaskawie oczyma przebiegnie, choćby dlatego, że pisałam go z myślą bardzo przyjazną o Panu i prowadzonym przez Pana piśmie. Zresztą za nic ręczyć nie podobna. I teraz jeszcze komuś z „wielkich ludzi" może przyjść do głowy, że „karnawałować powinniśmy i będziemy".

W Grodnie cicho. Zanosiło się na ważniejsze rzeczy, były bezrobocia częściowe, chodziły po ulicach patrole wojskowe, ale ostatecznie nic się nie stało takiego, co by za porządek życia normalnego wychodziło. Korespondent Ogniwa grodzieński, M. K., uwięziony. Jakimi będą losy jego, nikt nie wie dokładnie, ale prawdopodobnie nic go bardzo złego nie spotka. Grozą przejmuje myśl, że w Warszawie poważny i piękny ruch narodowospołeczny przerwany i na chwilę zastąpiony został przez gospodarkę rabusiów i złoczyńców. Ale trudnym to jest do uniknienia. Gdzie drzewa rąbią, trzaski lecą, mówi przysłowie. I nic na świecie szczęśliwego nie powstaje bez bólu, a dobrego — bez grzechu. Trzeba umieć czekać i ufać w ostateczne zwycięstwo dobrych sił, które na równi ze złymi od wieków pracują w ludzkości. Jakkolwiek bądź, los uczynił nas świadkami chwili wielkiej — groźnej, lecz wielkiej — i niepodobieństwem się wydaje, aby przeminęła ona bez zakreślenia na dziejach świata wielkiego rysu.

Z szacunkiem i najprzyjaźniej oddana

El. Orzeszkowa

Od p. Drogoszewsk[iego] miałam już list ze wsi, gdzie powrócił do zwykłych swych zajęć.


25 III 1905, Grodno

Szanowny i Drogi Panie

Źle mi się wiedzie tej zimy i dlatego tylko nie miał Pan od tak dawna wieści ode mnie. Influenza przebyta pozbawiła mię nie tylko sił do pracy, lecz i głosu do mówienia. Ma to podobno przeminąć, ale tymczasem lekarze wzbraniają mi pisać, mówić i pokój swój opuszczać. Przyczyną to jest, dla której p. Williamsa, ku wielkiemu żalowi swemu, przyjąć nie mogę, o czym do Drogiego Pana depeszę telegraficzną jednocześnie z tym listem wysyłam. W zeszłym tygodniu miałam u siebie liczne zebranie, w celu sprawy publicznej, ożywione, nawet burzliwe, i serdeczny udział w nim przyjęty stał się bezpośrednią przyczyną, że teraz, przez czas pewien, na milczenie i osamotnienie skazaną jestem. Gdy to przejdzie — jeżeli przejdzie — wiele Drogiemu Panu napiszę i opiszę, bo też to długie pomiędzy nami milczenie smutnym mi było. Tymczasem ten list nawet piszę z niejaką trudnością i kończyć go muszę. Czynię to prośbą o przebaczenie, że życzenia Pana co do angielskiego gościa spełnić nie mogę, podziękowaniem za objaw pamięci życzliwej, a zawsze mi drogiej, i słowami szacunku wysokiego oraz uczuć prawdziwie przyjaznych.

El. Orzeszkowa