Listy do młodego Polaka. ETYKA PO 11 WRZEŚNIA 2001 r.
Nie lubię słowa tolerancja, źle mi się kojarzy. Jeżeli mówimy o tolerancji, natychmiast wyczuwam jakiś przymus. Tolerować znaczy, że muszę się godzić na coś, co jest skierowane w stronę nadzwyczajnego wysiłku woli, co jest nie do końca zgodne z naturalnym, przypisanym człowiekowi sposobem postępowania. Tolerować, to znaczy godzić się na to, że ktoś burzy mój obraz świata, przypisany tylko mnie mój wewnętrzny ład, moje własne widzenie świata.
O ileż lepiej mówić o miłości, miłości własnej, a potem o miłowaniu otaczającej mnie rzeczywistości. Chodzi o miłość nie zwyczajną, nacechowaną porywami serca, raczej o spokój, o zgodę z samym sobą i otaczającym nas światem. Tolerancja jako pojęcie zostało wystawione na ciężką próbę konfrontacji naszego zburzonego po 11 września 2001 roku świata iluzji, że oto tylko wystarczy zaprojektować świat dobra, miłości i pojednania, a już wszyscy się zbiegną aby oklaskami nagrodzić nasze wysiłki.
Etyka po 11 września nie jest już tą samą etyką, którą wyznawali Kotarbiński, Tischner, czy Ossowscy. Musimy, mówiąc, czy też raczej używając pojęcia tolerancji skupić się na pojedynczym człowieku wokół którego będziemy budować próbę porozumienia. Budowanie więzi interpersonalnej, wysiłek opowiedzenia o sobie, jako o indywiduum, wysłuchanie czyjejś opowieści - to jedyna szansa na porozumienie dwóch obcych sobie ludzi, dwu światów różnych, albowiem jak wiemy każdy człowiek to inny świat.
Naiwnością byłoby dzisiaj po doświadczeniach sprzed roku postulowanie realizacji tolerancji za wszelką cenę. Znakomita włoska dziennikarka Oriana Fallaci w swoim wystąpieniu po ataku na wieże nowojorskiego Manhattanu napisała: nie rozumiem, dlaczego mam kochać kogoś, kto z premedytacją burzy wszystko, co nowożytna cywilizacja wypracowała wspólnym wysiłkiem całych pokoleń narodów, ras i wyznań. Tego głosu lekceważyć nam nie wolno, ten głos nawołuje do zbudowania nowej etyki - etyki obrony przed szaleństwem zasłaniającym się ideologią.
Dlatego, tak sądzę, konieczne będzie przejście od "my" do "ja", od zbiorowości jako podmiotu naszego oglądu rzeczywistości do pojedynczego człowieka i próby budowania relacji pomiędzy poszczególnymi członkami rodzaju ludzkiego.
Doświadczenia 20 wieku pokazały efekty oddziaływania na zbiorowości w postaci uatrakcyjnienia metod totalitarnego rządzenia zbiorowością. Zaczęło się od haseł mających zaszczepić nienawiść jako sposób na życie, a skończyło hekatombą krwi.
Nie zamierzam nawoływać do zapomnienia o tym co się stało w minionych dziesięcioleciach w Europie i w świecie, ale, tak uważam, wysiłek człowieka nie powinien skupiać się na hodowaniu pamięci o minionym, lecz na budowaniu nowej jakości relacji pomiędzy poszczególnymi ludźmi. Taka powinna być odpowiedź istot rozumnych na wydarzenia sprzed roku, budując te relacje najtrafniej uczcimy pamięć ofiar bezsensownego terroru.
W budowaniu więzi między ludźmi nie odniesiemy sukcesu jeżeli nie zaczniemy od poznania siebie samego, swoich słabości i źródeł naszych powodzeń. Nie wstydźmy się mieć o sobie dobrego mniemania, tak jak nie powinniśmy rościć do siebie pretensji o nasze niepowodzenia.
Dopiero po tym, jak będziemy umieli powiedzieć o sobie dobrze i źle mamy prawo podejść do kogoś drugiego. Ale też nie odkrywajmy przed tym drugim zbyt wcześnie oceniających tego drugiego ust. Cadyk z Góry Kalwarii mawiał, jak możesz powiedzieć, że jesteś moim przyjacielem, jeżeli nie wiesz, co mnie boli.
Tolerancja, to nic innego, jak przekazywanie drugiemu człowiekowi energii pozytywnej: jesteś moim bliźnim, mówisz drugiemu, jesteś tym, który współdzierży ciężar powinności bycia człowiekiem. Jasne jest, że mówiąc o tolerancji nie propagujemy filozofii paternalizmu czy zbytniej postawy edukującej drugiego człowieka - zachowanie proporcji pomiędzy nadawcą a odbiorcą naszego pozytywnego komunikatu, partnerstwo we wzajemnych relacjach jest sine qua non powodzenia w próbie pozyskiwania przyjaciół.
Chcę z całą mocą podkreślić, najważniejsza w kontaktach z innymi jest nasza wyrazistość, musimy, zanim podejdziemy do kogoś drugiego mieć wyraźną świadomość naszego własnego ja. Zbiorowość budują jednostki, nieszczęsnym dziedzictwem minionych czasów jest ciągłe myślenie kategoriami "my - oni".
Ustawiczne szukanie przyczyn własnych kłopotów w kimś obok, a nie w sobie samym. Nazbyt chętnie nastawiamy ucha i przyjmujemy komunikaty populistyczne, wmawiające nam, że to nie my mamy wpływ na nasze własne życie, na nasze własne postępki. Mówią, tacy różni, że światowy spisek Żydów, masonów i innych rządzi światem, a my, biedni maluczcy nie mamy żadnego wpływu na swoje życie. Wiara w spiskową teorię dziejów jest niczym innym, jak świadomą rezygnacją z własnej indywidualności. Z faktu, że jestem pojedynczy, niepowtarzalny wyrasta wszak nasze niezbywalne prawo bycia kimś wyjątkowym. Twórcom teorii spiskowych nie chodzi o nic innego, jak o pozbawienie nas prawa do tej wyjątkowości, do posiadania własnego obrazu otaczającego nas świata. Frustracja nie jest dobrym budulcem do wznoszenia gmachów tolerancji i miłowania bliźniego. Znakomitym materiałem do budowania więzi międzyludzkich z całą pewnością jawi się nauka wynikająca z katolickiej nauki społecznej. Ta nauka nie zmusza nikogo do wyznawania religii. Dekalog przecież jest niczym innym, jak zbiorem podstawowych praw rządzących gatunkiem ludzkim. Nie propaguje relatywizmu, ani też nie namawia do rzeczy sprzecznych z ludzką naturą.
Teraz, po tym co się stało 11 września ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej pytania o dekalog wracają do nas z niespotykaną siłą. Jak być tolerancyjnym wobec kogoś, kto nie wyznaje naszych norm moralnych, kto wychowywany w innej rzeczywistości, w innych obowiązkach nie chce uznawać naszych praw i naszych obowiązków? Znalezienie odpowiedzi na te pytania, to najtrudniejsze zadanie stojące przed młodym pokoleniem obecnego świata. Chciałoby się powiedzieć, stawiamy was, młodych, wobec dylematów, których wam nie zazdrościmy. Ale też nikt nam nie obiecywał innego wspanialszego świata. Zostaje nadzieja, jej, nadziei nikt nam nie jest w stanie zabrać. To nadzieja, że człowiek, jako jednostka nie zgłupieje do reszty i nie zrobi sobie samemu nad głową wielkiego BUM. Co nam zatem pozostało? Izolacja czy współpraca, konfrontacja czy spokój? Wszystkie próby pozostawienia stanu rzeczy, takimi, jakimi były one do 11 września sprzed roku są bez sensu. Świadczyłyby także o braku wyobraźni. Przywołując katolicką naukę społeczną nie zamierzałem ingerować w jakiekolwiek prawo innych ludzi do wyznawania innych relacji wartościujących stosunek człowieka do absolutu. Przywołaniu tego przykładu towarzyszy tylko i wyłącznie wspólny mianownik cywilizacyjny określający mój własny krąg kulturowy, jak też najbliższego mi emocjonalnie otoczenia.
Etyka wartościująca poniosła klęskę - oto, jak sądzę najważniejsza z nauk płynących z ubiegłorocznego traumatycznego doświadczenia.
Można zastosować obie licencje lub jedną z nich. Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.