Listy do młodego Polaka. JESTEM
Jestem pojedynczy Jestem kimś wyjątkowym. Co z tego wynika? Co mogę zrobić, przede wszystkim dla siebie, abym, gdy już zaspokoję swoje głody mógł się rozejrzeć za kimś, kto będzie potrzebował mojej pomocy? Każda inna postawa jest fałszywa. Jeżeli mam sam ze sobą kłopot, jeżeli sam nie umiem sobie poradzić, to moja postawa niesienia komuś pomocy jest niczym innym, jak próbą znalezienia sobie alibi dla usprawiedliwienia własnej niemożności poradzenia sobie samemu.
Dlatego konieczne jest przyjrzenie się sobie samemu, dystans do własnych emocji i do oglądu świata. Stwierdzasz w jakimś momencie, że cię boli, czujesz dojmujący ból. Ten ból, to nic innego, jak sygnał od stwórcy, że to ty go bolisz, że to ty zawracasz mu głowę jakimiś drobiazgami, gdy ON zastanawia się właśnie w tym momencie nad ulepszeniem świata. Istniejemy w kontekście, nie da się oddzielić nas od otoczenia, tak, jak otoczenie nie istnieje bez naszego w nim uczestniczenia. Nagi człowiek na ulicy budzi zdziwienie, natomiast nagi człowiek na plaży dla nudystów nie dziwi, ten przykład to właśnie przykład kontekstu. Doświadczamy uwikłania w świat codziennie, my na pozór tacy sami, a jednocześnie inni. Świat robi z nas aktorów, czy nam się to podoba czy nie, i od nas zależy, czy jesteśmy statystami, czy też gramy na tej scenie jedną ze znaczących ról. Sami siebie określamy i sami sobie wyznaczamy miejsce. Nic nie poradzimy, jesteśmy istotami społecznymi, zależnymi od bliskich i obcych. To od nas zależy, jak nas postrzegaj ą inni, choć czasami wydaje nam się, że pomimo wysiłków, aby nas postrzegano, tak jak my sobie marzymy, nasze usiłowania spełzają na niczym. Zadajemy sobie pytanie, co takiego musimy uczynić, aby nasz własny zbiór zachowań pożądanych, nasz własny kodeks etyczny był akceptowany przez innych. Zacząć chyba powinniśmy od dokładnego określenia zachowań własnych, ich nieustannej obserwacji i wewnętrznego dyskursu. Nie wolno jednak zamykać się w sobie. Wciąż pamiętać powinniśmy o tym, aby przyglądając się sobie być otwartym na innych -jednym słowem widzieć siebie, swoje odbicie w innych, cudzych oczach.
Zdarza się często, że rzeczywistość, którą tworzymy ma niewiele wspólnego z rzeczywistością realną, taką projekcję rzeczywistości nazywamy projekcją wirtualną. Ma ona miejsce wtedy, gdy nasze wyobrażenia o otaczającym nas świecie mijają się z rzeczywistością, a interpretacja otaczającego nas świata jest tylko i wyłącznie interpretacją postulowaną. Problem zaczyna się wtedy, gdy konstatujemy, że nasze widzenie otoczenia nijak się ma do innego niż nasz oglądu. Aparat krytyczny, którym dysponujemy nie może stać się aparatem bezkrytycznym, w innym razie staniemy się zakładnikami swojej własnej choroby, swojej własnej w cudzysłowie "schizofrenii". Naturalną właściwością człowieka myślącego jest posiadanie marzeń.
To nic innego, jak pragnienie, aby nasz świat był światem powszechnego dobra. Taka odrobina marzenia jest potrzebna dla zachowania naszej wrażliwości, właściwej dla ludzkiego gatunku. Myślenie i jego następstwo, gotowość do spolegliwości, wrażliwość na cudze nieszczęście, to naturalne atrybuty człowieka, otoczonego przez innych ludzi.
Problem polega przede wszystkim na ustaleniu kolejności zaspakajania potrzeb. Co wpierw? Czy mogę komuś pomóc wprzódy, zanim sam nie umiem zaspokoić własnych potrzeb? To, co powyżej dotyczy oczywiście szukających jakiejś drogi do wychodzenia z własnego uwikłania, takie poszukiwanie jest nieodłączną częścią myślenia ludzkiego gatunku. Dla kogoś, kto ma już poukładany świat, nie ma znaczenia próba innego tłumaczenia świata, niż ten zakodowany wcześniej. Nie wartościuję tego innego myślenia, nie zabieram głosu oceniającego, nie indoktrynuję nikogo, chcę tylko dokonać próby uporządkowania pojęć składających się na opis człowieczej kondycji na progu nowego milenium.
Człowiek wierzy w Boga. Ta wiara czyni człowieka podmiotem wobec nieskończoności. Człowiek jako podmiot wyposażony jest w wolną wolę, w zdolność wyciągania wniosków, czyli zdolność myślenia, wreszcie istota człowieczeństwa polega na zdolności analizy, czyli porównania własnego doświadczenia z doświadczeniem innego człowieka.
Znajdujesz się człowieku w środku komunikacji publicznej, znajdujesz się naprzeciwko drugiego człowieka, całej grupy innych ludzi. Na ich twarzach odczytujesz ich zmęczenie, ich doświadczenie, ich bezradność, czy też wyraz buntu wobec spraw, na które ich zdaniem oni nie mają wpływu. Dostrzegasz w twarzach obcych ludzi cierpienie. Nie przychodzi ci ochota ich zagadnąć, zapytać, czemu są tacy "zapyziali", tacy zamknięci w sobie, tacy strasznie smutni? Na pewno taka ochota nieraz przychodzi. Ale po to, aby ich zapytać, musisz pytanie postawić najpierw sobie. O treści tego pytania chciałbym właśnie z wami porozmawiać.
Tylko poprzez rozmowę możemy sformułować pytanie - dlaczego boli nas życie? Boli najczęściej, gdy następuje wyraźny rozziew pomiędzy naszym mniemaniem o sobie a stanem faktycznym, w jakim się znajdujemy. I dopóki nie będziemy umieli siebie rozpoznać, dopóki sami wobec siebie nie będziemy umieli sformułować pytania - jaki jestem?, kim jestem?, po co jestem?, dopóty będzie nam to nasze życie doskwierało, dopóty będzie nas bolało.
Czujemy się osaczeni, ze wszystkich stron otaczająca nas rzeczywistość nie sprzyja nam, wszystko wokół obce i wrogie. Rzecz pierwsza, którą należy uczynić, to rozpoznać i poukładać po kolei to, co nam naszym zdaniem zagraża. Krok po kroku rozebrać otaczającą nas rzeczywistość na czynniki pierwsze. Istotne jest, aby do tej czynności przystępować uspokojonym i wyciszonym, nic nie może nam przeszkodzić w spokojnym i obiektywnym postrzeganiu naszego otoczenia. To trudna czynność, doprowadzić nasze rozgorączkowane zmysły do takiego stanu,
w którym możliwe będzie patrzenie na nas samych z dystansu. Chcę uświadomić zainteresowanych moim tokiem myślenia, że osiągnięcie tego postulowanego spokoju jest sprawą niezwykle ważną. Od osiągnięcia tego stanu zależy w fundamentalnym stopniu powodzenie naszych ćwiczeń mających na celu osiągnięcie zgody pomiędzy stanem naszego ducha i umysłu.
Na początku tego naszego działania odrzucamy wszystkie części naszego otoczenia, które odrywają nas od nas samych, od myślenia o sobie. To nie jest trudne, zamknąć oczy i zagłębić się w siebie. Nawet, jeżeli ta czynność budzi w nas opory, zagraża myśleniem, że otoczenie może nam zarzucić postawę egoistyczną-już słyszę sformułowanie typu: zająłbyś się czymś pożytecznym, poczytałbyś albo wziął się za naukę - nie przejmujmy się; bycie ze sobą samym może być nie mniej fascynujące niż bezpośrednie obcowanie z gwiazdą filmową.
Mamy być dla siebie najważniejsi, najbardziej istotni, tak przynajmniej dwa razy dziennie.
A gdy uda nam się ta niezwykła sztuka oderwania się od własnego ciała, uzyskanie stanu skupienia umożliwiającego zamieszkanie pytania o siebie, to za wszelką cenę musimy zapamiętać to pierwsze pytanie, które w nas zamieszka - a będzie ono brzmiało - kim jestem. Teraz już tylko poszukujemy odpowiedzi, wracamy do tej próby odpowiedzenia sobie na jedyne istotne pytanie - kim jestem, aż do znudzenia
Można zastosować obie licencje lub jedną z nich. Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.