<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Listy do nieznajomego
Pochodzenie Kłosy. Czasopismo illustrowane, tygodniowe, poświęcone literaturze, nauce i sztuce
T. 26 Nr 659, s. 99–102
Wydawca Salomon Lewental
Data wyd. 14 lutego 1878
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.

W krótkiéj rozmowie naszéj, dotknąłeś téż powieści i nadzwyczajnego jéj rozrostu w literaturze; przyrzekłem ci na to obszerniejszą listową odpowiedź.
Przedewszystkiém jednak, choćbyś mnie nazwał fatalistą, powiem ci to moje przekonanie, że, jak na łące w pewnéj porze i klimacie rosną pewne kwiaty, tak w piśmiennictwie przychodzi pora na trawę, na stokroć, na łotocie i macierzanki. Pisarze nie tworzą dowolnie rodzajów, — są posłuszni natchnieniu wieku, głosowi wewnętrznemu. Patrzymy teraz u nas na tak samo nagłe, niespodziane, obfite rozrastanie się dramatu, chociaż warunki jego bytu wcale nie są na pozór przyjazne.
W dawnych historykach znajdziesz zawsze to dziecinne tłómaczenie i przypisywanie epokę stanowiących wypadków kubkowi wody, bólowi zębów jakiegoś bohatera, lub innéj mizernéj przyczynie. Tak samo w dawnych dziejach literatury ludziom przypisywane jest tworzenie pewnych prądów, trzebienie dróg nowych i t. p. Narzędzia czasu wzięte tu są za przyczyny, które w jego łonie leżały. Człowiek, jak we wszystkich swych czynnościach, cząstka społeczeństwa, silniejszym i wrażliwszym ny organizmem, staje się prawie mimo wiedzy wyrazem wieku swojego. — Kto go najlepiéj i najpełniéj pojął czy uczuł (bo oboje się trafia) — ten się staje wodzem, przoduje, tworzy i wiedzie za sobą, natychmiast prąd wieku odczuwające, tłumy. — Nikomu więc nie godzi się przypisywać stworzenia w literaturze jakiejś formy albo jéj rozpowszechnienia. Gdyby ona nie odpowiadała potrzebom czasu, próżne-by były usiłowania. Powieści nie stworzył nikt; stała się ona sama, bo była potrzebną.
Działanie na massy jest takie samo, jak dziennikarstwa, forma tylko przystępniejsza i łatwiejsza do strawienia. Zakres i zadanie powieści są niesłychanie rozległe. Miss Martinet probowała w niéj pomieścić ekonomią polityczną; Verne — astronomią i historyą naturalną. Próby te na nieszczęście wypływają ze złego zrozumienia warunków powieści, która tak być powinna nauczającą, jak życie samo, mieszcząc w sobie nie extrakt naukowy, ale obraz żywy z całą jego rozmaitością, z tłem, z niebiosy, z postaciami i akcessoryami. Powieść specyalna, prawnicza czy zoologiczna, podobną jest do rysunku bukietu lub stworzenia na ciemném dnie jakiéns, bez związku z niczém. — Ażeby życie zrozumieć, potrzeba je brać, jak jest, ze wszystkiemi jego przybory, i tylko w takim razie artystyczną całość można utworzyć. Malowanie bukietów jest sobie experymentem i zabawką.
Stendhal powiedział to kiedyś naiwnie, że romansopisarz powinien być zwierciadłem chodzącém po gościńcu. Dowcipnéj téj definicyi brak jednego, co najmniéj, przymiotnika, — musi on być zwierciadłem rozumném i smakiem obdarzoném; inaczéj mogłoby czasem odbijać bezbrzeżną kałużę błota, która, jako cząstka, byłaby usprawiedliwioną, jako obraz cały — śmieszną i niedorzeczną. — W téj realistycznéj definicyi mieści się jednak tłómaczenie zadania powieści, — wykład jéj wpływu, pojęcie jéj rozpowszechnienia.
Wiek nasz jest epoką przyswajania i oświaty mass o ile one przyswojone i oświecone być mogą.
Zastrzedz bowiem należy, iż nierówność organizacyi, niejednomierność narzędzi sprawia zawsze i wszędzie, iż w massach pozostaną — odpadki, które się ani przyswoić użytecznie społeczeństwu, ani bardzo rozświecić nie dadzą.
Powieść ma zadanie ułatwienia wielkiéj większości poznania społecznych stosunków, rozpatrzenia się w rozmaitych pojęciach o zadaniach epoki, podania myśli i wiadomości strawnych ogółowi. — Zbliża ona do siebie te sfery, które w życiu nie łatwo się z sobą stykają i ledwie ocierają o siebie; daje poznać wady, przymioty, powołania i obowiązki klas różnych, uczyć powinna wyrozumiałości jednych względem drugich, praktycznie wykładać organizm społeczeństwa. Wszystkiego tego musi ona dokazać nie z katedry, dogmatycznie, nie z pedanteryą pedagoga, ale jakby od niechcenia, tak samo jak świat żywy, ukazując różne strony życia. — W rzeczywistości one wychodzą nieco zmieszane, splątane, kryjące się wzajemnie; powieściopisarz ma obowiązek i prawo kłaść pewny akcent na to, co ma wagę, dobitniéj wyrażać, co chce, by wyszło mu na jaw.
W tém właśnie szkopuł jest największy, aby zamiast podkreślać prawdy, nie karykaturował ich i nie przedstawiał w świetle fałszywém.
Tak, według nas, pojęte być powinno znaczenie powieści, i dla tego jest ona chciwie czytaną, że celu tego po niéj spodziewa się ogół. Wielu pisarzów, szczęśliwym obdarzonych instynktem, nie zdając sobie jasno sprawy ze swojego zadania, spełnia je wszakże bardzo szczęśliwie. Tu, zarówno jak w poezyi, znajdziecie bajarzy natchnienia i reflexyi.
Powieść, która maluje życie w całéj pełni jego, ze wszelkiemi objawami, z mnogiemi szczegóły, ażeby była i artystycznie piękną i życiowo prawdziwą, musi się opierać na ogromnych studyach i doświadczeniu. Wprawdzie siła ta twórcza, która się intuicyą nazywa, rzeczywisty dar Boży, wypełnia często genialnie braki, którym doświadczenie nie starczyło, lecz to tylko, co jest przeżyte, co było studyowaném, dobrze odmalowaném być może.
Ile razy pisarz, nawet najdzielniéj uposażony, rzuca się na obrazy, których na oczy nie widział, z któremi w żywotnym nigdy nie był związku, czuć w nim, że tworzy bez pomocy natury. Jest to, co się w malarstwie zowie, de pratique. Talent, który się zamyka w sferze sobie znanéj, poufałéj, pewien jest, iż fałszywéj nie wyda nuty; geniusz, co się puszcza w sfery nieznane, tworzy śliczne fantazye, lecz zarazem niebywałe istoty... Losem tych istot jest zawsze, że, jak Atala Chateaubriand’a, sztuczném życiem obdarzone, prędko się stracą.
Niezmierny zasób wiadomości i dar spostrzegawczy potrzebny jest więc powieściopisarzowi. Karr, jako ogrodnik, krytykował niegdyś swych współtowarzyszy powieściarzy, iż mu owoce i kwiaty kładli w swych obrazach, nie właściwie do miejsca i pory. Jest to drobnostka, ale zawsze w pięknym koncercie nuta nieczysta, fałszywa.
Mniejsza o kwiaty, moglibyśmy w naszych, francuzkich i niemieckich powieściach wskazać mnóstwo śmiesznych, z nieznajomości krajów, ludzi, miejsc, wypływających omyłek. Powieściopisarz albo encyklopedystą być musi, lub się powinien ograniczyć sferą znaną, w któréjby najmniejszy szczegół nie był mu obcy. — Jak do powieści historycznéj, tak do współczesnéj, potrzebne są niezmierne studya, studya nie powierzchowne, ale o ile możności głębokie — bodaj całéj encyklopedyi — i to nie z lexykonów... Trzeba się uczyć niemal rzemiosła, gdy się ma o rzemieślnika potrącić; trzeba obyczaje chwytać, fiziognomie właściwe rozumiéć; niemal pył tego gościńca, którym bohaterowie przejeżdżać mają, z jego barwą, wonią i własnościami...
Są to drobnostki! Tak, ale z drobnostek tylko składają się całości, — życie organiczne całe jest w niedojrzanéj komórce zarodkowéj. To forma!! powiecie? Tak, forma, ale bez formy niema ducha i treści, — ciała nie znamy bez duszy, a o duszy bez ciała nie wiemy dotąd na naszym świecie.
Od téj artystycznéj formy, jeśli chcesz, przejdźmy do saméj treści i zadania; od kolorytu do rysunku.
Zadaniem jest niezaprzeczenie malowaniem[1] prawdy; idzie tylko o to jak się tę prawdę pojmuje. Mamy prawdę idealną, prawdę realistyczną, kawałek prawdy wzięty za całość i stanowiący doskonały fałsz, prawdę malowaną, prawdę zbrukaną, osłonięta mgłą, rozświeconą do połowy; prawdę wreszcie przez stosunek jéj do połączonych z nią części, niewłaściwie zestawionych, jak dawniéj się wyrażano wyszpoconą.
Wybór tych różnych gatunków od usposobienia pisarza, smaku jego, sumienia i tysiącznych wpływów zależy.
Jedni idą posłuszni prądowi chwilowemu, porwani nim, w przekonaniu, że odpowiadają wymaganiom epoki; drudzy, dla oryginalności, rozgłosu, przez wstecznictwo i kaprys, walczą przeciw ogólnemu kierunkowi — inni sami nie wiedzą dobrze, gdzie idą.
Jednakże, powiedzmy prawdę, nikt tu nie grzeszy; prawdy te rozmaite dla pewnéj przeciwwagi, jako hamulce, są może potrzebne. W naturze rzeczy, w wymaganiach życia są te przerozmaite krzyżujące się kierunki.
Szkodliwém rzeczywiście jest tylko to, co jest, za pozwoleniem, głupiém, bo przystaje do umysłów, które nic lepszego przyswoić sobie nie mogą i w obłęd je wprowadza, czyni z nich odpadki: — szczęściem produkcye, które niedorzecznością grzeszą, życia długiego nie mają. Pewnemu zaś procentowi odpadków, niestety, zapobiedz niepodobna.
Wyszliśmy jednak prawie z pierwszego przedmiotu, bo to co mówię, nie do samych daje się zastosować powieści.
Dzisiejsze narzekanie na zbytnie krzewienie się powieściopisarstwa jest niesłuszne. Tak samo, jak u nas, rozrasta się ono w Niemczech, w Anglii, we Francyi. — Nie jest to rzecz nowa; długie wieki ludzkość żyła baśnią i powieścią w różnych formach, mieszcząc w niéj owoc swego doświadczenia, zdobyte prawdy i pia desideria.
Forma tylko dziś się zmieniła. Przebiegając romanse greckie, powieści wschodu, średniowieczne Gesta romanorum, nowellistów włoskich, romansopisarstwo francuzkie, angielskie, widzimy jak proste opowiadanie, które w początkach ograniczało się nagromadzeniem faktów i zestawieniem niespodzianek, cudowności — przechodzi w coraz bardziéj szczegółowy, zabarwiony obraz. — Na wschodzie opowiadający ogranicza się kilku małemi wskazówkami w malowaniu, spuszczając się na fantazyą słuchacza; — późniejsi wykończają więcéj szczegóły, starają się o realizm, usiłują z baśni zrobić dotykalną prawdę.
Co wpłynęło na tę zmianę formy? Odpowiemy bez wahania — poezya dramatyczna, scena.
Dramat przeszedł w powieść i nadał jéj tę nową barwę. Pisarz, dla zdobycia najlepszéj prawdy, rzucił się do naśladowania efektów scenicznych, zaczął całe sceny, rozmowy, stanowcze momenta dawać in extenso, zamiast ich treści.
Zatém poszło, iż, dla zharmonizowania figur z otoczeniem, trzeba było i tło, i dekoracye teatru tego malować w sposób łudzący. Za czasów Shakespeara dość było napisu — Las — Ulica; tak samo u starych bajarzy wspominano tylko, iż rzecz się działa nad morzem, a na niém szalała burza. Następnie zaczęto opisywać i morze i burzę.
Powieść, któréj interes początkowo skupiał się w wypadkach i kontrastach ich — w skelecie budowy, zaczęła się mniéj troszczyć o perypetye dramatu, przywiązując wagę największą do scen samych, do pojedyńczych rozwijającéj się czynności momentów. Doszliśmy do tego, że co nowellista włoski na czterech stronnicach obejmował, dziś się ledwie we czterech tomach pomieści.
Tam główną rolę grały losy, fatalizmy, wypadki, u nas ludzie i charaktery. Gdy Bret-Hart wprowadza trzęsienie ziemi jako czynnik do powieści, razi to nas, — dawniéj był to zupełnie uprawniony motyw. Dawniéj téż pojmowano ludzkość, jako gromadkę dzieci, dozorowaną z wysoka, na którą rózga czy piorun spadały z góry, gdy się rozswawoliła; dziś rozumiemy ją jako obdarowaną pewnemi władzami i wolą i zostawioną samą sobie.
U Shakespeara jeszcze sprawiedliwość ta, karząca i nagradzająca bez zwłoki, występuje wybitnie, jako dozorca nad studentami, — my widzimy w złém samém zaród i nasienie jego kary.
Pod wpływem pojęć tych, musiała się i powieść odmienić. Człowiek występuje w niéj samoistniéj, a interwencya opatrzności jeżeli nie zupełnie usuniętą, to w żelazne prawo zmienioną została.
Pojmujesz, mój drogi, że napomknąwszy o tém tylko, zbyt się rozszérzać nie mogę. Widzisz, że zadanie powieści daleko mi się przedstawia poważniéj, niż tobie powieść sama. Zgadzam się z tobą, iż wielka mnogość tego rodzaju produkcyj zupełnie mu nie odpowiada. Na pozór jest to rodzaj tak łatwy, tak przystępny dla każdego, że ktokolwiek jako tako piórem włada, chętnie się porywa do napisania powieści. — Dopiero w wykonaniu, a raczéj po nieudanéj próbie, autor się przekonywa, iż tę rzecz, tak niezmiernie prostą, nadzwyczaj trudno zrobić z niczego.
Jedynym resursem tych, co daru obserwacyi i intuicyi nie mają, jest naówczas portretowanie z natury. Pisze się pamflet jaskrawy zamiast poematu prozą i — ze zdziwieniem wielkiém odkrywa, że natura może być nienaturalną, żywiuteńka prawda nieprawdziwą, a fotografia kłamstwem.
Stworzyć zaś z niczego prawdziwy i żywy świat, któregoby wszelkie drobne szczegóły były w harmonii z sobą, zaludniony postaciami, obdarzonemi siłą do życia, i logicznémi; na jego tle z pomocą tych figur rozwinąć dramat, który by miał warunki pewnéj całości, którego składowe części wymiarami-by się z sobą godziły, w którymby naostatek mieszkała myśl jakaś i dusza, a ciało nie przerastało jéj, ani ona nie zabijała powłoki; — a! wierz mi, że nie tak jest łatwo, jak się młodym zapaśnikom z trochą stylu i zasobem fantazyi zdawać może.
Mnóstwo niedojrzałych owoców, spadających z drzewa, zawiązków, gniłek, robaczliwek i śmiecia, nie dowodzi, by drzewo się na nic nie zdało. — Spadnie z niego mnóstwo takich nieudałych embryonów, ale pewna liczba dojrzeje i nakarmi. — Z taką samą lekkomyślnością rzucają się u nas dziś powołani i nieudolni na dramat, rodzi się odpadków wiele — coś jednak przeżyje i zostanie.
W naszych powieściach dwie uderzają rzeczy: częstokroć myśl a priori powzięta, uczciwa, szlachetna, jest niezgrabnie wcielona i sterczy jak kości chudego człowieka z pod skóry; w innych malatura jaskrawa zdradza nieznajomość pierwowzorów. — Ci, co w salonach nie bywali, odwzorowują je z teatru i książek; ci, co z ludem nie obcowali, naśladują język jego, ale nie rozumieją charakteru.
Pierwszy szczególniéj casus często się spotyka. Sterczące tu kości niepowabném czynią ciało. Kto się chce uczyć anatomii, woli już wygotowany szkielet, niż coś, co życiem już nie jest, a kościotrupem nie stało się jeszcze. Myśl zawarta w powieści powinna się w nią wcielić; jest ona jak ten płyn żelazisty, którym podlewają hortensye, aby je zmusić kwitnąć niebiesko; trzeba, by go roślina wzięła w siebie, a kwiatka malować po wierzchu się nie godzi.
W żywym świecie myśl się ciągle przejawia w najdoskonalszéj formie artystycznéj, choć nigdzie nie sterczy nago.
Jak w ogóle dla całéj sztuki, tak dla powieści kwestya realizmu, do któréj przyszliśmy, jest bardzo ważną; — jest to kwestya miary i wyboru. Nie dotknę jéj dzisiaj, bo-by mi zbyt wiele miejsca zabrała. Tak zwany realizm, który się zjawił w sztuce razem z fotografią, jako rzecz nowa, — dla zagorzałych i płytkich umysłów jest ostatniém słowem artyzmu; — dla nas on tylko pierwszém nowego zwrotu. Spożytkowanie fotograficznéj prawdy w sztuce obwarunkowane jest wielce, musi być w niém miara. Lecz wszelka nowość, jak nowalia każda, obudza niepomierny apetyt: objadają się nią zwykle do wstrętu, i dopiero uczą się — miary.
Dwie wielkie sztuki tajemnice, stosunek i miara, dostępne są tylko istnie wyższym organizacyom; tłum nie rozumie stosunku i nie zna miary. Tajemnice te i w powieści stanowią prawidła główne... Lecz — wrócimy może jeszcze do tego...
Pamiętasz Massalskiego Podstolica, któremu kości wyglądały, choć tak poczciwą miał fizys! Ani słychu o nim, a współczesne Skarbka humorystyczne powieści i dziś jeszcze smak mają.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.
  1. Przypis własny Wikiźródeł Wydaje się, że zamiast malowaniem winno być malowanie.