<<< Dane tekstu >>>
Autor B. Bolesławita
Tytuł Listy z ustronia
Pochodzenie Sobótka: tygodnik belletrystyczny illustrowany, rok 3

nr 7, str. 81–82

Wydawca Księgarnia M. Leitgebra
Data wyd. 11 lutego 1871
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.
Każda z tych ogień i zniszczenie niosących bomb, które padały w pobliżu Hotelu Lambert i naszéj biblioteki na Quai d’Orleans odbijały się w sercu naszém. Schroniliśmy tam pod skrzydła Europejskiéj cywilizacji i międzynarodowych praw strzegących historycznych pamiątek, ostatnie skarby nasze i tam je przecie fatalizm losów wystawił na zagładę. — Obawiano się w Sieniawie najścia Moskali na Galicyę i zwykłego im rabunku; nieprzewidziano (któż by był mógł to przewidzieć) rozpalonych kul które w gruz obrócą Muzeum Cluny i dawny Pantheon Francyi! Nie wiemy jeszcze, czyśmy, jakie ponieśli straty, czy nas może Opatrzność od nich ochroni, lecz drżemy wszyscy... Statuta mazowieckie, pontyfikat Ciołka, mnogie rękopisma, księgi, archiwum Czartoryskich, pamiętniki księcia Adama, korespondencye jego i rodziny, kilkadziesiąt tysięcy aktów i listów... najpiękniejsze zabytki sztuki... wszystko to jest na łasce — pocisków któremi włada... chciałem powiedzieć los ślepy, ale niema ślepego losu... jest tylko wola Boża. Do nieoszacowanych skarbów tych, prywatną własnością będących, dodajmy kosztem ofiar i pracy zebraną bibliotekę Towarzystwa historyczno-literackiego, dosyć téż zamożną w księgi, rękopisma i ryciny... Do tych pamiątek, doliczmy starych żołnierzy naszych, stare niedole, szczątki ludzi dla nas drogich... dzieci ubogich wygnańców, nasze szkoły... a na ostatku to, co całéj już ludzkości jest skarbem, dzieła sztuki, który nieśmiertelnego ducha ludzkiego, biblioteki, rękopisma, rzeźby i obrazy przedstawiające dzieje świata z tych epok, gdy germanie jeszcze po swych puszczach karmiąc się żołędziami błądzili dzicy... Czy interesa jednego narodu mogły go upoważnić do obrócenia w popiół tego, co całemu światu jest drogiem i nie wynagrodzoném? historya odpowie, historya surowa, niezbłagana, nielitościwa, która się upoić niedaje szczęściem, przekupić nadzieją, zmiękczyć sofizmatami... Nieprzesadzam gdy powiem, że oczy i serca całego cywilizowanego świata z uczuciem miłości i sympatyi zwracały się ku nieszczęśliwemu Paryżowi... i że naród dobijający się Herostratoskiéj chwały, nie zyskał w oczach ludzi bezstronnych ani współczucia ani uniewinnienia. Mimowolnie każdy powiedzieć musiał sobie, że siła jest niebezpieczeństwem i żądza tryumfów groźbą, a historya zdobywców powinnaby się od XIX nie powtarzać wieku... Cóż pomogą westchnienia i słowa? powiecie. Na dziś zapewne nic, ale to są świadectwa dane prawdzie. — Co do nas mimowolnie téż pomyśleliśmy sobie, że nam zabrano do Petersburga i zrabowano bibliotekę Załuskich, część Puławskiéj, bibliotekę Przyjaciół Nauk w Warszawie, część Archeologicznego muzéum w Wilnie, niezliczone księgozbiory szkolne i klasztorne, ale te niespłonęły przynajmniéj, kozacy uronili dużo po drodze z ogromnéj książnicy Załuskich, wiele rozkradziono i zmarnowano, cenniejsze przecież rzeczy zostały, i istnieją — a tu... rzucona iskra przeszłości świadectwa w oka mgnieniu może zatracić na wieki.

I gdzież się skryć przed grabieżą i zniszczeniem?... Mówią nam, że bezpieczniejsi będziemy pod gościnnym dachem Szwajcarów w Rapperswylu. — Niestety! cóż go broni? prawa narodów? Gdzież są dziś narodów prawa? w Pufendorfie i Valtelu nie na żywym świecie i w stósunkach istniejących... A jeśli interes państwowy nie będzie się mógł obejść bez kawałka Szwajcaryi? czy ją Valtel, Pufendorf i prawa narodów od dział Kruppa obronić potrafią?!...
Mówmy więc odbolawszy o czém inném, mówmy o czém inném, aby o ciężkiem strapieniu i upokorzeniu zapomnieć. — Gdzież znajdziemy cóś pocieszającego? Może w nas samych. — Wiele jest złego pewnie i groźnego, znajdzie się przecież z czego zaczerpnąć otuchę. — Życie całe skupiło się około pracy domowéj, przy ołtarzach narodowości i języka. Tam gdzie najwięcéj przeszkód stawi się swobodnemu rozwojowi narodowości, w zabranych do Rosyi krajach, krząta się ludek Boży, tu i ówdzie wychyli kwiatkiem książka, zaświeci obrazek, zadźwięczy piosenka... ludzie żyją. W Warszawie gdzie od r. 1864 wydawnictwo prawie było ustało, choć pomalutku, znowu się ono obudza... Niektórzy księgarze ważą się na nakłady... niektórzy młodzi wieszcze na poemata. Pisma peryodyczne w Królestwie liczą więcéj abonentów niż wszystkie razem poznańskie i galicyjskie. Połowa literatów galicyjskich ciągnie ku Warszawie, bo tam znajduje współczucie, pracę, życie, którego w domu niema. Z tych młodych talentów Mirona, Sęka, Klina, nic jeszcze na przyszłość wróżyć nie podobna, ale i to są świadectwa życia...
Aleks. Tyszyński wydał swój zarys Krytyki powszechnéj, Levistoux Filozofię natury, a świeżo Leon Rogalski nową historyę Literatury polskiéj. Po Warszawie idzie w ślad Poznań usiłujący poruszyć ogół i dać dowody że swéj przeszłości jest godzien... naostatku zdąża Galicya. Tu z wyjątkiem dzienników żyjących na łasce stronnictw i mecenasów politycznych a gorliwych propagandzistów, pracują tylko stowarzyszenia — Zakład Ossolińskich a nadewszystko Towarzystwo Naukowe Krakowskie. Ostatnie wydaje wiele i ważnych rzeczy, świeżo naprzykład Dyplomataryusz akademii i Walewskiego Historyę Polski wyswobodzonéj za Jana Kazimierza. Z wydawnictw po za granicami kraju, niespodzianką zupełną dla nas była nigdzie nieogłoszona, nieznana nowa Biblioteka historyczno-literacka Behra w Berlinie. Pierwsze jéj tomy składają: Badania krytyczno-historyczne i literackie J. B. z Pobujan (?). Ni mniéj ni więcéj pięć tomów rozpraw, ale z nich dotąd znamy tylko tytuły i nic jeszcze powiedzieć nie możemy... o wartości rzeczy. Tom szósty Biblioteki mieści już znane i w nową tylko okładkę przebrane, Gordona, Przechadzki po Ameryce. Siódmy i ósmy równie znaną Doralicz hr. Idy Hahn-Hahn. Dziewiąty, znane także, Skarbka, Olim. Dwa tomy następne zapowiadają (jeszcześmy ich nie oglądali) Ludwik Kicki i czasy w których żył, dwunasty nareszcie, Pamiętniki Karola i Samuela Różyckich. Całe to przedsiębiorstwo w części nowe, w części odnowione, było i jest jakąś tajemnicą, bo nakładca nawet o niém po pismach polskich nie ogłaszał. — Coś to jest w rodzaju Biblioteki Brockhausa, któraby była mogła umiejętniéj redagowana i drukowana staranniéj bardzo być użyteczną, a sparaliżowaną została zmięszaniem w niéj najlepszych rzeczy z najmniéj wartemi stanąć na równi z niemi... W bibliotece polskiéj Behr’a, co robi Doralisa domyśleć się trudno. Takich dorywczych przedsiębierstw na które zmarnowano pieniądze i zachód — dosyć już naliczyć u siebie możemy. Niektórym z nich nawet jaśniejsza myśl przyświecała, ale ładu i logiki nie było.
Z nowszych książek wymienim tu jako rzecz opracowaną staranniéj, Irenę, powieść oryginalną przez M. G. z czasów prześladowania chrześcian przez Domicyana. Pod względem artystycznym wiele jéj zapewne zarzucić można, ale autor studyował epokę, usiłował przynajmniéj cudownych tych czasów obraz odtworzyć i należy mu uznanie. Wśród wielkiéj ilości powieści dosyć nieudolnych, to ma za sobą, że jest dziełem jeśli nie zbyt świetnego talentu, przynajmniéj poczciwéj pracy.
Jeden z odczytów mianych tego roku w Dreznie, księdza prof. Doktora Respądka, w téj chwili opuszcza prasę. Ojczyzna ze stanowiska chrześciańskiego. — Bez pochlebstwa, nie wahamy się powiedzieć, że pod względem logiki pisarskiéj, natchnienia, piękności stylu, czystości języka, — dawnośmy nic tak pięknego, tak doskonałego nie spotkali. Mała ta książeczka, większą ma wartość niż nie jedno wielotomowe dzieło. Pod względem artystycznym równie śliczną jest broszura Lenartowicza, do Artystów polskich z wezwaniem aby prace swe nadsyłali do Muzeum polskiego w Rapperswylu. W stylu téj odezwy, w kunsztownéj formie zdradza się poeta. Rzewne to, rozczulone, miłe i do serca mówiące.
„Każde oko polskie, — mówi śpiewak — stało się żywą łzawnicą, krwią na pro-Christum pęcznieje ziemia, istne milionowego ludu katakomby, a na utwierdzenie się w wierze język milczący, sztuka polska ogarnie kości, ściągnie w jedno miejsce szczątki zbroj, pamiątek staréj sławy — uroczysta i aż do świętości podniesiona archeologia.“ Broszurka Lenartowicza sprzedaje się na korzyść tego Muzeum, które w tak nieszczęśliwy czas się poczęło... gdy tyle bratnich nędz, gdy tyle potrzeb i troski tyla.
Ad vocem poety, otóż nowiusieńki poemat: Królewska Para, który wyszedł we Lwowie. Autorem jego już znany śpiewak miłości Z pogańskich światów, a zowie się Józef Trzywdar Tretiak. — Królewska Para to Zygmunt August i Barbara, przedmiot ulubiony początkującym, którzy się radzi na wyżyny drapią... Nie można powiedzieć by tu i pięknych ustępów nie było, ale całość jest jakoś nie zbyt foremna, a wiele deklamacyi. Niektóre obrazy i szczęśliwe wiersze, objawiają talent poetycki a autor przynajmniéj zbyt się o oryginalność nie ubiegał i będąc sobą, ma pewien rodzaj właściwości a fizyognomii odrębnéj.
Nie do mnie by należało pisać o poważnéj książce P. Maksym. Jackowskiego, — ułomnościach narodowych, o których obszerna rozprawa wyszła u was w Poznaniu; należy ona z prawa do miejscowego sprawozdawcy, a pominąć jéj nie godzi się — bo mówi jako sumienie narodu, w tej chwili odezwać się powinno.
Teatrom naszym zapowiada się obfite żniwo, na konkurs krakowski przypłynęło mnóstwo sztuk oryginalnych[1], których gdyby trzecia część miała jakąkolwiek wartość, jużby sceny nasze nieco odżyć mogły, po długiem a długiem przeżuwaniu tłomaczeń i rzeczy oklepanych starego repertuaru. Nie lepiéj wprawdzie mają się i teatra niemieckie, które przez patryotyzm wyrzekłszy się tłomaczeń z francuzkiego i pożyczek nadsekwańskich — osiadły na mieliźnie. P. Birch-Pfeiffer i Benedix nie starczą.
Nieszczęśliwe dosyć były dotąd wszystkie prawie konkursa nasze — rzadko się na nie kto zjawiał, a z prac nadesłanych, najczęściéj żadna zadaniu nie odpowiadała. Skarży się na to ks. Bażyński, skarżyło Towarzystwo historyczno-literackie Paryskie, oby Kopernika czterystolecie było szczęśliwszem. Najobfitsze zwykle bywają teatralne konkursa, ale na te gonitwy przybywają współzawodnicy jak Bóg dał, często — oklep, boso i na takich koniętach, że chyba rozpaczliwą odwagę jeźdźców admirować trzeba.
Już same tytuły sztuk konkursowych, niektórych zwłaszcza — dozwalają o smaku pisarzy i wykształceniu ich osądzić. Teatra warszawskie mało dają rzeczy nowych, we Lwowie grano niedawno Tromtadratów Aurelego Urbańskiego, lecz zdania były podzielone — czekać musimy aż ich wydrukuje dziennik który lub nakładca... W rękopismach Bartoszewicza zostało kilka tłomaczeń dzieł dramatycznych z niemieckiego.
Wszystkie wystawy nasze, krakowska, warszawska, (lwowska także) skarżyły się i skarżą na brak akcyonarynszów. Stosunkowo najlepiéj może idzie warszawska, któréj rząd dał lokal, a ludzie dobréj woli przewodniczą. W Krakowie, choć nigdy artyści nie są zadowolnieni a Matejko i Eliasz nawet nie dają na wystawę obrazów — jest przecież dosyć i coraz przybywają nowe. Lwowska rozpocznie się w Marcu. Tu właściwie praca i zachód największy — usposobienie ogółu najostyglejsze. Moglibyśmy was zapytać kiedy się otworzy wystawa w Poznaniu i zawiąże Towarzystwo Przyjaciół sztuki, ale wiem że mnie zbędziecie milczeniem.





  1. W téj chwili czytamy w pismach krakowskich, że komedya p. t. Epidemija p. Józefa Narzymskiego otrzymała pierwszą nagrodę. (Przyp. Redak.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.