<<< Dane tekstu >>>
Autor B. Bolesławita
Tytuł Listy z ustronia
Pochodzenie Sobótka: tygodnik belletrystyczny illustrowany, rok 3

nr 10, str. 119–120

Wydawca Księgarnia M. Leitgebra
Data wyd. 4 marca 1871
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.
Były czasy szczęśliwe — gdyśmy między sobą wszyscy w zgodzie i pokoju żyli, mając jedno na myśli — obronić się od jawnych nieprzyjaciół narodowości naszéj i tych którzy nam zapowiedzieli a poprzysięgli zagładę. Naówczas, w owym błogim wieku złotym, nie pytaliśmy się jeden drugiego o przekonania religijne, o orthodoksyę, o doktryny polityczne, o gusta w literaturze... spotykaliśmy się i rozstawali z jedném pytaniem i życzeniem na ustach — jak stoimy ze sprawą naszą? czyśmy wszyscy wiernymi synami matki męczennicy, któréj wiernymi winniśmy zostać do grobu — usque ad finem. Szczęśliwi stokroć co umarli z przekonaniem iż tak zawsze będzie! Nam się dostało dożyć nowych odstępstw, skandalów i w imię najświętszych rzeczy świętokracko sianéj niezgody... Tak! smutek cięży na duszy, iż gdy się pióro weźmie w rękę, niepodobna o czém inném już pisać tylko o téj wielkiéj boleści. — Przeminie to — przeminie, — lecz blizna téj rany zostanie na karcie historyi naszéj na wieki, a stygmat na czołach wichrzycieli... Właśnie w chwili gdy bolejemy nad tém, wpada nam w rękę książeczka, wydana w Krakowie, w tym Krakowie który dziś uważają niektórzy za stolicę ultramontanów, w tym Krakowie którego Jagiellońską macierz obmówiono już że się Jezuitom zaprzedała — i przynosi nam pociechę. Jest to właśnie przemówienie Rektora Jagiellońskiéj Akademii do młodzieży, a w niem między innemi znajdujemy do sposobiących się do stanu duchownego te śliczne, godne tradycyi polskiéj wyrazy — „Miejcie na sercu, iż cięższą, niż najjaskrawsza książka anti-religijna, wyrządza krzywdę kościołowi owa tak nieszczęsna, a, niestety, tak nierzadka żarliwość zaprawiona goryczą i żółcią. Miejcie na sercu Chrystusa, i tę w Jego nauczaniu niebiańską słodycz i bez granic nadziemską dobroć. Pamiętajcie, że miłość jest wszechmocną potęgą, bo Bóg chrześciański jest miłości Bogiem. Pod tym względem idźcie za pełną chwały tradycyą duchowieństwa polskiego. Duchowieństwo polskie zawsze tchnęło miłością ludzi i dla tego było zawsze obywatelskiem, nie było kastą. Każdy kapłan polski czuł się być w głębi duszy obywatelem. Więc téż naród nasz szedł zawsze z duchowieństwem swojém ręka w rękę, i nawzajem duchowieństwo podzielało po wszystkie czasy dole całego narodu.“ Złote słowa! święte słowa... a ci co inaczéj chcą i inaczéj mówią, siewacze źli obcych doktryn, niech będą odepchnięci i pogardą skarani... Ale — dosyć, nie chcę mojego listu tą żółcią która z ran płynie zalewać, zwróćmy się ku weselszym widokom, od tego cuchnącego pobojowiska... Książek i książeczek dosyć leży na stole, lecz cóż tu wam wybrać, o czém byście nie wiedzieli już, i coby dla czytelników waszych nowém być mogło a zajęło ich w chwili gdy gorętsze rzeczy serca i umysły odrywają?? — Zapowiada się poważnych prac podostatkiem. Oto naprzód gramatyka porównawcza Sanskrytu ks. Malinowskiego, we Lwowie Prof. D. Urbańskiego Fizyka umiejętna, w Warszawie pisma historyczne, spuścizna po Jul. Bartoszewiczu, w Krakowie bibliografia Estreichera... Nie wymieniliśmy wszystkiego, a już to samo cośmy spisali powinno by przekonać, że nam i na polu prac surowszych nie zbywa na trudach pożytecznych. — Prof. Skobel, co było najpożądańszém, wydał w osobném odbiciu z Roczników Tow. Nauk. Krakowskiego swą znakomitą rozprawę o każeniu języka, któraby na jak najszersze rozpowszechnienie zasługiwała... po wszystkich redakcyach, wszystkim literatom którzy studiowali w uniwersytetach niemieckich rozesłaną być powinna. — Tu jeszcze pomiędzy poważnemi pismami pomieszczę genialnego naszego ekonomisty Józefa Supińskiego „Siedem wieczorów, Opowiadanie z życia społecznego, wydane nakładem stowarzyszenia przyjaciół oświaty ludowéj.“ Gdzieindziéj obszerniéj się o tém rozpiszę, tu dodam tylko że przy ślicznéj (nie powierzchownie ale treścią) książeczce téj stoi — Odezwa... a w téj odezwie czytamy: „Autor niniejszego dziełka mimo utraty zdrowia i wzroku zajmował się usilnie przez kilka lat ostatnich przejrzeniem wszystkich prac swoich.“ Prace te pragnie wydać p. Jan Welichowski i wzywa o pomoc, o spółkę, o podanie mu ręki. Zaprawdę piękna zręczność uczynienia przysługi narodowi i przyszłości... Józef Supiński to jedna z najpiękniejszych postaci Galicyi, to jeden z męczenników pracy i idei, spokojny przy swém cierpieniu, a nieustający w wykończaniu pism, których my ani ocenić nie umieliśmy, ani mu do ich wydania dopomogli. Los nam zdarzył w czasie bytności we Lwowie, na pamiętném bratniem przyjęciu u jednego z nim siedzieć stołu obok... dziwnie, bośmy po lewéj mieli ślepego wieszcza Winc. Pola, po prawéj oślepłego ekonomistę Supińskiego, a w sercu świeże tego dnia wspomnienie łoża dogorywającego Szajnochy, który także wzrok utracił... Na jedno miasto, współcześnie trzech ludzi co wypłakali i wymęczyli oczy... nie wiem czy co podobnego gdzie się powtórzy... Polski na to potrzeba by się pochlubić mogła takiemi trzema jasnowidzącymi bez oczów. — A gdy mowa o Polu — powiedzmyż że w Strzesze drukuje Obrazki litewskie i że Towarzystwo Krakowskie Oświaty, (niegdyś wydawn. dzieł tanich i pożytecznych) także wydało jego obrazy kraju, który on tak żywo malować umie. — O konkursie krakowskim wiecie zapewne, bo dosyć był głośny. Komedyę uwieńczoną wielce utalentowanego P. J. Narzymskiego już drukować zaczął Tygodnik illustrowany. — Druga po niéj Bałuckiego, Pracowici próżniacy, wyjdzie téż zapewne w którem z pism naszych. — Dramat Gero, któremu zalety stylu i poezyi przyznała wielkie komisya konkursowa, jest dziełem młodego Warszawianina, który się podpisywał Józefem z Mazowsza (Wojciechowskiego).


Zobaczymy téż pewnie na scenie i komedyę Wołodego Skiby, która stawała do konkursu i otrzymała wzmiankę zaszczytną, a wkrótce ukażą się w jedném z pism „Tromtadraci“ Aur. Urbańskiego. Te teatralne nowości niezawadzą, bo teatra żyją ciągle tłomaczeniami Fru-fru i rzeczy które przy całym artyzmie wykonania dla naszéj spółeczności są niezdrowym pokarmem. Znałem dziwaka lekarza, który utrzymywał że natura wszędzie gdzie postawiła człowieka, obok niego rodzi lekarstwa na jego choroby, i że ich daleko szukać nie potrzeba, bo gdzie słabość powstaje, tam i lek Pan Bóg daje. — Toż możnaby powiedzieć o literaturze, a szczególniéj teatrze, który lekarstwem jest na społeczne wady i ułomności — a winienby być owym lekiem, co w domu rośnie na grzędzie. Przywożone specyfiki są bardzo skuteczne... ale bywają truciznami i dozą ich ostrożnie miarkować potrzeba. Gdy da Bóg, że teatr narodowy w Poznaniu stanie, pomyślawszy o nim, należałoby w ostatku pomyśleć i o repertuarze i o podbudzeniu pracowników, którzyby go zasilali. Mówiliśmy o tém razy kilka, a nie zawahamy się powtórzyć jeszcze — że autorowie dramatyczni u nas, nie mogą mieć bodźca do tworzenia, bo oprócz sławy jaką im dają afisze... nie znajdują żadnego wynagrodzenia za pracę. Często trudno im się o druki doprosić, na scenie z wielkim podziwem swym znajdują, że reżyser pookrajał ich, poprzemieniał, poskracał, że artysta jeszcze umyślnie lub bezmyślnie w fałszywym wystawia świetle, przesadzając charaktery albo je nawet zmieniając... i cóż za ochota drugi raz dla sceny pisać! Naturalnie schodzi to potém na wyrobników i teatra padają a smak publiczności się psuje. — Z przedmiotów polskich parę dramatów grywają teraz na scenach niemieckich, Marynę (Mniszek) Mosenthal’a, Vita Stwosza (którego przełożono na polski język) Primnia, jakąś Jadwigę, że już nie wymienię Puttlitza owéj Katarzyny II. która jest najpoczwarniejszą fantazyą pod pretextem niby historycznego dramatu... Na teatrze Drezdeńskim ukazuje się czasami Wanda (opera z czasów Sobieskiego) z muzyką na wskroś polską, choć libretto pisał kosmopolita. — O śmierci Bosaka, o jego pogrzebie, czytaliście we wszystkich pismach dziennych, o jego męztwie i heroizmie... wiecie już, nie wiecie jednak może, że w bohaterze był i artysta... Żyjąc w tém zaciszu Carouge pod Genewą, z którego w pogodne dni olbrzym Mont Blanc na niebie się maluje jak sen poetyczny, nad jedném z najpiękniejszych jezior w świecie, wśród natury co natchnęła mistrza Calam’a Boki... Wiemy o jego kompozycyach w tym rodzaju godnych ażeby je szerzéj poznać dano, czemu téż żadne z pism illustrowanych nie postarało się o wizerunek człowieka[1], który charakterem i czystością ducha stanął tak wysoko, i na cześć a pamięć naszą zasłużył. Wdowa też po ś. p. generale jest artystką, i dom ich był kątkiem, w którym umiano czuć piękno wszelkiego rodzaju... Sztuka cieszyła wygnańców i skracała długie dnie tułacza... Ze wszystkich sztuk u nas kto wie czy muzyka nie jest dziś najszczęśliwiéj i najpowszechniéj uprawianą. Wirtuozów zliczyć trudno, kompozytorowie długim stoją szeregiem z Moniuszką na czele, którego Halka mimo polskiego Mazura brzmi nad Newą i zachwyca... Straciliśmy wielce sympatycznego Dunieckiego, ale na jego miejsce wstępuje Wł. hr. Tarnowski i Żeleński; oba znakomicie wykształceni, lecz pierwszy z nich poeta sercem całém, pełen natchnienia i niepospolity już dziś artysta. Koncert w Wiedniu w salonach Bösendorfera dał go poznać muzykalnemu światu stolicy naddunajskiéj, kiedyś przecie i w kraju kompozycye jego posłyszymy. Uczeń Liszta ukochany, fortepianista wyborny — poświęciwszy się nauce kompozycyi, instrumentacyi i zbieraniu wrażeń muzykalnych, które są praktyką niezmiernéj wagi — długie lata, hr. Tarnowski w sile wieku, w sile talentu, z wielostronną nauką i wyrobieniem, zapowiada nam mistrza... A jakże niedodać (choćby go skompromitować przyszło) że na jego ręku skonał ten zacny Dubiecki, który suchot dostał dźwigając skrzynkę kolportera po Szwajcarskich górach i cięższe od téj skrzyni tęsknoty za rodziną i krajem... Żeleński, którego koncert niedawno się odbył w Krakowie jest téż znakomicie wykształconym artystą. W ogóle kwitnie w Galicyi muzyka; poczucia piękna w sztuce dowodzą téż Matejko, Grottger, Teppa, Eljasz i mnodzy malarze a rysownicy. Odetchnęliśmy lżéj gdy ustało bombardowanie Paryża, bo tam i naszych pamiątek i skarbów dosyć się schroniło.. Unija téż była oblężoną... Zacny nasz artysta także i historyk Bronisław Zaleski z trwogą słuchał świstu bomb padających na Quai d’Orléans w pobliżu biblioteki polskiéj. — Bohdan był szczęściem w Hyères i tam się modlił za przybraną ojczyznę... Dziś jesteśmy w przededniu pokoju... dziś to przeszłość należąca do historyi... Zostanie w niéj i nasza karta, któréj się nie powstydzimy... Co się stało z Maleszewskim, którego portret Dra Libelta zawiesicie w waszem Towarzystwie Przyjaciół Nauk niewiemy[2]. Zdaje się że niebył w Paryżu w czasie tego okropnego głodu, z którego jeszcze dziś umierają ci co go przecierpieli. Mamy nadzieję, że przytulone w Bazarze Towarzystwo Przyjaciół Nauk znajdzie odpowiednie bogacącym się swym zbiorom pomieszczenie. — Teatr niezawodnie potrzebny, ale gmach któryby pomieścił bibliotekę i muzeum Towarzystwa nie mniéj konieczny, należałoby i o to się postarać. Nasze składki w ogóle grzeszą tém, że chcą nagle i tylko od zamożnych, grosza narodowéj jałmużny a raczéj podatku... W Czechach groszówki ludu powoli ale ciągle zsypują się do skarbony i składają tysiące. Niezawsze można i mogą, gdy ich i zawsze jednych dotyka to podatkowanie, ubogi da wedle siły i możności, a czemuż go nie przypuścić do téj spółki, z któréj dając swój fenig, czerpałby za to siłę moralną, poczucie swéj godności i zajęcie tém na co złożył ofiarę? Szkoda że nam brak wielkiéj jednéj cnoty, cierpliwości. A tak nas dawno, długo i uparcie uczą jéj nieproszeni profesorowie!! Palim się płomiennym ogniem... choć uczy przysłowie a raczéj aksiomat, że świat mają posiąść flegmatycy... zdaje się, że my go chyba nie opanujemy nigdy!





  1. Kiedy to autor pisał, numer 9 Sobótki z portretem i życiorysem generała Bosaka niebył mu znany. (Przyp. Redakcyi).
  2. Pospieszamy donieść interesującym się panem Maleszewskim, że przed trzema miesiącami opuścił Poznań i połączył się z małżonką w Bordeaux, gdzie prawdopodobnie dotąd przebywa. (Przyp. Red)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.