<<< Dane tekstu >>>
Autor B. Bolesławita
Tytuł Listy z ustronia
Pochodzenie Sobótka: tygodnik belletrystyczny illustrowany, rok 3

nr 16, str. 191–192

Wydawca Księgarnia M. Leitgebra
Data wyd. 15 kwietnia 1871
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.
Do dziś dnia jeszcze brzęczą nam w uszach wasze stłuczone szyby i na sercach ciężą kamienie, któremi was zbombardowano. Pamiętny ten dzień większe mieć może skutki niżeliby się spodziewać można; jest ci to wypowiedzenie wojny. Nie zawsze i słabym pogardzać i siły nadużywać się godzi. Nie licząc moralnego znaczenia faktu, który chluby narodowi nie przynosi; następstwa jego w blizkiem sąsiedztwie i na inny sposób uczuć się dać mogą. Dołożywszy do stłuczonych rozbite złudzenia, odpowiedzią w parlamencie, mamy sobie co zapisać dla wiadomości przyszłych pokoleń i ku poprawie tych, którzy w lepsze uczucie a w jakąkolwiek sprawiedliwość wiarę mieli. — Mimowolnie na wstępie tego listu wymknęła się nam wzmianka — trudno zamilczeć o tém co boli. Nowin téż nader mało, nie tylko u nas lecz wszędzie ze świata literatury i sztuki. Zdrętwiałe oczekiwanie objęło wszystkich; we Francyi krwią pisze się złowroga karta dziejowa, w Niemczech literatura wojenna panuje prawie wyłącznie, o Włoszech mało wiemy, w Anglii miesi się tylko chléb powszedni... U nas, jeśli się jeszcze gdzie nieco życia budzi to, na przekór wszelkiemu prawdopodobieństwu, w Królestwie, tam, gdzie o to życie najciężéj walczyć przychodzi. Obiad dla Koeniga, owacye dla Deotymy, czytanie Wandy, obrazy z niéj, siedmioramienny świecznik i statuetka złożone jéj w ofierze, choćby nawet niefortunne pokuszenia Dzikowskich, wszystko to świadczy iż tam się coś rusza i coś żyje... Nie godzi się pominąć ani przedruku nowego dzieł I. Korzeniowskiego, który licznych znalazł abonentów, ani nowego wydania dzieł A. Fredry, przedsiębranego przez PP. Gebethnera i Wolffa, ani ogłoszonéj Encyklopedyi rolniczéj, któréj redaktorów imiona, dozwalają wróżyć dzieło poważne. O drobniejszych przedsiębiorstwach warszawskich rozpisywać się trudno — dosyć że istnieją. Do dzienników nawet przybyć ma coś w rodzaju Figara paryzkiego, na co p. Z. Sarnecki miał już otrzymać konsens. Kuryer Warszawski rozłożył się w arkuszyk, illustrowane pisma wcale szczęśliwie współzawodnicząc idą daléj, a obok nich wyrastają jeszcze takie, popularne i tanie jak Opiekun. Wprawdzie, obok tego można by postawić w Poznaniu urosłego Orędownika, w Krakowie wystrzelające Coś, we Lwowie zapowiedziany kwartalny — Przyrodnik, ale my tu, jakoś przywykliśmy do efemerycznego zjawiania się przedsiebierstw, które nie długo potrwawszy, giną. W Królestwie niema tak ostro zarysowanych obozów i tak dobitnie odróżniających się przekonań, bo je wszystkie do jednego mianownika sprowadza Cenzura. W Galicyi i Poznańskiem klerykalne stronnictwo zwarło się i wydzieliło, a wywołany przez nie rozłam wpłynął i na literaturę i na dziennikarstwo. Jednym ze skutków najwidoczniejszych dotąd, to że czytelnicy dla obu walczących zobojętnieli. Słowem, nie na różach jesteśmy... ale téż to czasy nie różane. Smutno po świecie — człowiek uciekać musi po troszę z placu boju, aby gdzie pod cieniem wypocząć. Taki wypoczynek dla ducha daje nie wielka liczba dzieł, które drażliwych kwestyi czasu nie tykają i dozwalają odetchnąć w czyściejszéj atmosferze. Spodziewamy się miłego wytchnienia naprzykład, w zapowiedzianych Pamiętnikach Niemcewicza, o których obszerniéj nieco rozpowie w tych dniach Tydzień drezdeński. Jest to uratowany rękopism, który sam czcigodny autor miał do końca życia za stracony. Szczęściem znalazł się on, ocalono go i oto wychodzi z pod prasy, aby nas przenieść w mało znaną epokę bytu księstwa Warszawskiego i pierwsze lata po wskrzeszeniu (tak zwaném) Królestwa. Niemcewicz stworzonym był do pisania takiego Pamiętnika. Jak w jego wspomnieniach malują się żywo ludzie, kilką częstokroć pochwyceni rysami! Zobaczycie, przekonacie się, bo jesteśmy pewni że ten nowy Pamiętnik będzie w ręku wszystkich. Dla dopełnienia jego, zapewne téż powtórzy się wydanie krótkiego pamiętniczka dla przyjaciół napisanego około 1840, a wydrukowanego w 1848, podróży do Ameryki i przejażdżka po kraju. Nowy dziennik obejmie około trzech, może nawet trzy spore tomy. W Dreznie także ukaże się równie ciekawy, do bliższych nas dosięgający czasów Pamiętnik księcia Stanisława Jabłonowskiego, szczególniéj dla roku 1831, zajmujący i pełen żywych szczegółów... Nie zabrakło by nam czem żywić czytelników naszych, gdybyśmy tylko ich mieli. Najsmutniejsza to rzecz iż z dniem każdym ubywa czytających, młodzi w większéj części są apatyczni na wszystko, starzy nas opuszczają, jedni niemają czasu, drudzy woli, a ci coby pragnęli pracować niemają środków. Z pewnością czyta u nas najwięcéj tych którym książki kupować trudno. Dla tego téż zakładanie czytelni świeckich po wsiach, na które by się po kilka domów składało, a potém w końcu roku dzieliło nabytemi książkami, rozpowszechnić by koniecznie należało. Widzieliśmy je kwitnące w Królestwie. — Do wydanych w Warszawie miłych i pięknych rzeczy, doliczmy Felicyana „Odgłosy z gór“ które już was zapewne dojść musiały. Jest to prawdziwy poeta, który znajdzie współczucie i ocenienie u wszystkich ludzi smaku i wykształcenia. W Krakowie Pamiętnik autora Czarnéj księgi W. Czaplickiego, którego wyszedł tom pierwszy, a wyborny Dra Łepkowskiego Przewodnik dla miłośników sztuki (wydanie Tow. Oświaty) są najpiękniejszemi nowościami. O pierwszym tylko kilka słów powiedzieć możemy, gdyż drugi nas jeszcze nie doszedł. Towarzystwo Oświaty, nie ma zwyczaju redakcyom rozsyłać swych nowości, a że one nie zawsze wszystko nabywać mogą, o wydaniach jego często długo nikt nic nie wie. Tak jest dotąd z obrazami W. Pola, o którego ożenieniu już zapewne słyszeliście — bo o niem krótko donosiły pisma nasze. Ociemniały poeta mieć będzie przyjazną dłoń, która mu ciernistą ścieżkę jego życia, łatwiejszą do przebycia uczyni. Tak pojęte małżeństwo jako związek serdeczny i ofiarny, nam się przynajmniéj wydaje piękniejszém może niż połączenie młodziuchnéj pary i najgorętszych uczuć wiosennych. — Czaplickiego Pamiętnik rozpoczyna się od r. 1848... kreśli on wyrazisto czasy tego upojenia, które w krotce bomby rozproszyć miały. Dziś nam trudno pojąć, téj łatwowierności własnéj z jakąśmy tylekroć ufali złudzeniem, niepojętym prawie, lecz możemyż zaręczyć ażeby nas znowu na podobną wędkę nie wzięto? Jedną ze scen Pamiętnika najciekawszych jest wzięcie autora do wojska, dokonane z machjawelizmem, z cynicznością oburzającą. Są tu téż obrazy z wojny węgierskiéj, a w ogóle wiele materyału do przeszłości — z któréj nie wiele skorzystaliśmy podobno.

Jak u was, tak w Krakowie i Lwowie, odczyty w znacznéj liczbie obok niemniéj licznych koncertów, cały czas postu zajęły. Kraków słuchał Prof. Szujskiego i Tarnowskiego, we Lwowie wielkie powodzenie miała pani Dobieszewska (Śmigielska) — w Warszawie anibym potrafił zebrać imion prelegentów i prelegentek. Tu prawie zawsze nawet sale były pełne, choć odczyty następowały po sobie żywo i musiały rywalizować z teatrami amatorskiemi, żywemi obrazy, koncertami bez miary. Wprawdzie Warszawa jest najludniejszem z miast polskich, lecz więcéj téż w niéj ognia, ochoty, ciekawości, zajęcia, ruchu, niż gdziekolwiek indziéj. Młodzież i starzy — nie śpią... Mieliście i panowie téż w Poznaniu odczyty, o których Dziennik wspominał... w większéj części o przedmiotach dotykających powszednich prac i stosunków... Poznańskie i Prusy odznaczają się wśród ziem dawniej polskich kierunkiem realistycznym. I nie dziw, mają do zwalczenia bardzo rzeczywiste i twarde współzawodnictwa na drodze chleba i bytu, muszą téż im wszystkie siły poświęcić. Pomimo to ośmielilibyśmy się westchnąć nad tém, iż w rachubę za mało tu wchodzą te siły jakie daje poczucie sztuki i zrozumienie piękna. Znakomity ekonomista Carcy zbił przecie fałszywe pojęcia o nieprodukcyjności tych objawów. Znając naturę ludzką, wiemy iż są dźwignie i motory, które ubocznie życie do ruchu i działania budzą, i choć pozornie zdają się niewytwarzającemi, tworzeniu bardzo rzeczywistemu dzielnie posiłkują. Są to jak w farbierstwie owe mordant, które barwie przyjęcie się ułatwiają. Właśnie pod wpływem ludzi, z najpiękniejszych pobudek, ciasno przecie widzących zadanie teraźniejszości, poznańskie ogołocone jest dotąd ze wszystkiego coby w niem artystyczny zmysł rozwijać mogło. Spodziewamy się po teatrze, znajdzie się późniéj wystawa obrazów.. — i t. d, i t. d. W całym Krakowie, we Lwowie, w Warszawie artystyczne towarzystwa dosyć się wiodą szczęśliwie, w Poznańskiém i Prusach, bodaj z zasady, przesadzonéj a przeto sfałszowanéj, nikt nie śmie ani chce spróbować nawet czyby się coś podobnego powieść mogło. Im dzielniéj na inném polu: rolnictwa, przemysłu, rękodzieł pracują te prowincye, tém by słuszniéj należało się im to antidotum przeciwko rozkochaniu w mierzwie i bałwochwalstwie merynosów. Sztuką samą jako samą sobą żyć wprawdzie nie można, ale bez niéj, jak bez soli, niesmaczne życie — tego dowodzić niema potrzeby. Jedną z dziś najpomyślniéj kwitnących wystaw naszych, jest niezawodnie krakowska, chociaż warszawska wspanialéj jest instalowaną i ma własny gmach, urządzony z wielkim smakiem. W Krakowie ciemne są bardzo sale, dosyć ciasne, iść do nich trzeba na drugie piętro, mimo to nagradza trud, tak pięknemi utworami jak są Juliusza Kossaka hetmańskie stado, lub Kostisa sprzedaż ostatniéj chudoby. Kossaka rysunki tak są u nas powszechnie znane i cenione, że się o nich rozpisywać nie potrzeba. Wielki miłosnik starego szlacheckiego żywota, koni, myśliwstwa, celuje Kossak w tych scenach paskowskich; Kostis dał się dopiero poznać kilkoma kompozycjami, które powszechną zwróciły uwagę. Pierwsza którąśmy oglądali wystawia pobór do wojska; druga jest ta o któréj mówimy. W obu główną zaletą jest przedziwna charakterystyka, żywo z natury wzięta. W poborze do wojska, rekruci, urzędnicy, rodziny... każda z twarzy zdawała się wprost sfotografowaną z życia, ukradzioną, a z dziwną trafności smaku i uczucia dobraną, do całości obrazu, na pół smutnego, pół humorystycznego. Taż sama zaleta skromnéj ale ślicznéj chaty górala, z któréj ostatnią kozę uprowadza żydek... Chłop, dziecię a szczególniéj baba stojąca pod piecem, to arcydzieła których by się Knaus nie powstydził — koloryt cichy, skromny a harmonijny. Patrząc na ten mały dramacik, łzy niemal stoją w oczach. Z Gdańska jest znanego artysty p. Stryjowskiego, odpoczynek Flisaków, tego samego którego niegdyś Illustrirte Zeitung dała Synagogę w czasie nabożeństwa, wiele innych robót, którym przypatrzeć się trudno wśród mroku jaki panuje w salach, mają téż swe zalety. Oprócz wspomnianych artystów, Antoni Zaleski znany z kompozycyi do Paska, Welery Eliasz którego Żółkiewski pod Cecorą otrzymał premium w Wiedniu, wyborny rysownik, illustrator i malarz (mieliście jego obrazy w Poznaniu), Gryglewski perspektywista, Mirecki, prof. Łuszczkiewicz; zamieszkują w Krakowie. Nie mówię już nawet o Matejce, bo o tym któżby niewiedział? Unija właśnie w téj chwili dostała się szczęściem, wytrzymawszy oblężenie paryzkie, na wystawę do Londynu... Ponieważ Niemcy się bardzo skarżą na to że ich tam pokrzywdzono pakując do ciemnych kątów, obawiamy się aby jako austryackiego obywatela i Matejkę naszego los ten nie spotkał. Szczęściem on tak sam mówi za sobą, żeby się wstydzono, nie oddać mu sprawiedliwości — krzywdziłoby to mniemanych sędziów nie jego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.