<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Listy z zakątka włoskiego
Pochodzenie „Biesiada Literacka” 1886 nry 8, 13, 16, 20, 24, 28, 31, 39, 43, 48, 52
Wydawca Gracyan Unger
Data wyd. 1886
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LISTY Z ZAKĄTKA WŁOSKIEGO
PRZESYŁA
J. I. KRASZEWSKI.


W listach, książkach, rozmowach ciągle się teraz spotykamy z „przesileniem”, które ma nas uczyć przedewszystkiém oszczędności; w listach, książkach, rozmowach podają się też najrozmaitsze środki dla uniknienia rozbicia stanowczego. Idzie głównie o gospodarzy-rolników; słyszę i czytam ciągle o tém rozprawy, ale krótko a węzłowato, nikt nie podaje rady jasnéj i pewnéj.
Mamy właśnie przed sobą zeszyt (broszurę) pod tytułem: „Droga do oględnego wyjścia z kryzysu agrarnego, przez Z. K.” Odczytałem raz i drugi rady oględne i widzę ostatecznie, że autor w istocie się ogląda, ale znajdując mnóstwo drobnych napraw do wykonania, nie dotyka wcale radykalnéj reformy gospodarstw rolnych, która jest nieuchronną. Trzyma się on zawsze pszenicy i idzie mu tylko o jéj gatunek i t. p. Tymczasem z każdą chwilą będzie trzeba ją czémś zastępować, bo coraz trudniéj stanie się sprzedać równie czerwoną jak białą. W końcu musi ją coś zastąpić, co się w miejscu da przerobić na produkt pokupniejszy i do przewiezienia łatwiejszy. Ziarno, jedném słowem, trzeba zmienić na mięso, na krochmal, na cokolwiekbądź lepiéj się sprzedającego. Wszystkie paliatywa na przesilenie nie pomogą, i należy się uciec do środków radykalniejszych dla dźwignięcia gospodarstw naszych.
Kraj nasz od wieków słynął z obfitości ziarna i żywił niém często Europę zachodnią, ale czasy się zmieniły; przyszła konkurencya, gospodarstwo rolne na Zachodzie podniosło się ogromnie, a my po staremu na wielkich obszarach siejąc i zbierając, przy podrożeniu robotnika znaleźliśmy się w położeniu najsmutniejszém. Na uratowanie nas jednak, czerwona ani biała pszenica nie pomoże. Stosunki ekonomiczne kraju uległy zupełnéj zmianie i obok coraz gorzéj opłacającego się trudu około roli, jest ratunek wskazany w połączeniu przemysłu z gospodarstwem, w zwrocie ku przemysłowi, którego owoce nie potrzebując wychodzić zagranicę, długo jeszcze w samém państwie łatwy odbyt i ceny pożądane znaleźć będą mogły.
Jeden z gospodarzy w prowincyach zachodnich, któremuśmy wskazali hodowlą bydła i produkcyą mięsa jako najwłaściwszą dla zastąpienia dzisiejszego gospodarstwa rolnego i produkcyi ziarna, odpowiadając na list nasz, przyznał nam słuszność, ale zarazem dla corocznie prawie zjawiającéj się zarazy i pomorku, a niedostatku spółek asekuracyjnych, któreby hodowlą bydła ubezpieczały ― dowodzi nam niemożliwości wykonania. Wszystko więc tu zahacza się o brak ubezpieczeń, o które starać się naprzód potrzeba.
Wszystkie przesilenia, o jakich tylko marzyć można, zgromadziły się na nieszczęście i skupiły na tę chwilę przełomu; boć obok owego rolniczego mamy i ogromne w prawie narodów, jak widzimy z wydalania całych ludności zastępów, którego przecież istniejącemi prawami i tradycyami usprawiedliwić nie można. Że kończący się wiek XIX radykalnemi zmianami w pojęciach, zasadach i uznanych prawdach, w dziejach się zapisze, nie ulega wątpliwości; ostatnie pół wieku, które przeżyliśmy, w umiejętnościach, ich zastosowaniu, w naukach, w systemach nauczania i wojowania, niesłychanych dokonało przewrotów. Dożyliśmy, że w miejsce chrześciańskiéj zasady braterstwa, miłości i pomocy wzajemnéj, ogłoszono „walkę o byt” jako nieuchronną i jedyną podstawę życia; o braterstwie mowy już dziś niema, gdzie wszyscy są sobie z konieczności nieprzyjaciołmi. Jakie będą następstwa z wcielenia się prawd tych w społeczność, z przejęcia się niemi i uznania ich? ― przesądzać niepodobna.
Na pociechę tych, którym to smakować może, powiedzmy, że historya nas uczy, iż wszelka idea fałszywa nim reakcyą wywoła, dojść musi do absurdum. Mamy więc wszelką nadzieję, że ona wkrótce nastąpi.
W literaturze chwilowa stagnacya, spodziewamy się, na korzyść zwrotu do życia nastąpić musi; popłoch wydawców był przesadzony i nic go nie usprawiedliwia. Należy tylko rozpoznać czego dziś czytający wymagają i potrzebują, co ich zająć może. Nie wierzymy w to, aby ludzie myśleć i żywić myśl czytaniem nawykli, mogli się wyrzec obojga.
Wydawcy czasem narzekają na brak odbytu książek, któremu sami są winni. Pomimo zajęcia pilnego ruchem bieżącym wydawnictw i śledzenia nowości, są nowe książki, o których w lat parę dopiero publiczność się dowiaduje, iż się ukazały.
Nie od rzeczy będzie co następuje. Habent sua fata... libelli et homines. Któż sobie nie przypomina powieści Jadama, które słuszném powodzeniem przed kilkudziesięciu latami u nas się cieszyły? Czytaliśmy je z przyjemnością wszyscy i parę ich wydań dawniejszych świadczyło, że je cenić umiano; ale pan Adam Gorczyński i jako pisarz i jako artysta (rysownik krajobrazów) z zamiłowaniem oddając się sztuce, pracując wiele oprócz tego dla teatru ― nie szukał sławy ani rozgłosu, nie starał się o palmy i wieńce, pracował przez miłość dla sztuki i pracy, a tak mało potem się troszczył o los dzieł swoich, że dziś zatraconych rękopismów teatralnych jego dzieł odszukać trudno. Śmiało powiedzieć można, iż nierównie mniejszego talentu i zasługi ludzie zdobyli sobie nieskończenie większą sławę niż autor powieści Jadama.
Z mnogich jego rysunków, widoków Galicyi, współcześnie z Głowackiego ogłaszanych w pismach illustrowanych ówczesnych, „Przyjacielu ludu”, zbiorach różnych, ledwie dziś jest to i owo znaném, chociaż mnóstwo po nim szkiców i rysunków pozostało, świadczących o niezmordowaném zajęciu. Można powiedzieć, że mało jest przykładów takiéj niesprawiedliwości, jakiéj doznał Gorczyński od współczesnych sobie, chociaż on nigdy się nie poskarżył na nią.
Przysypanoby jego cichą mogiłę tém milczeniem, gdyby nie pobożna dłoń syna, która zapragnęła rodzicowi trwały pomnik postawić. Na to dosyć było przedruku dzieł ogłoszonych dawniéj lub dotąd pozostałych w rękopismach, dokonał tego sumiennie p. Bronisław Gorczyński, ale z równą ojcowskiéj skromnością, tak, że mało kto dziś wie, iż sześć tomów pism prozą i wierszem Adama Gorczyńskiego ukazały się w ciągu 1883―1885 roku. Dla dziejów literatury polskiéj w Galicyi jest to bardzo szacowny przyczynek, o którym nateraz choć kilka słów powiedzieć poczytujemy za obowiązek. Przejrzyjmy je choć pobieżnie, zachowując sobie swobodę powrócenia do pism Jadama, którego poczciwéj pamięci stała się krzywda.
Pierwszy tom Zbioru zawiera Powieści Jadama drukowane w r. 1883, drugi z tegoż roku Silva rerum. Niektóre z tych wdzięcznych nowelli, po wielekroć w rozmaitych publikacyach przedrukowywane były. Trzeci tom zawiera oryginalne legendy, powieści wierszem czeskie, tłumaczenia z Hanki, z Goethego i Szyllera. Gorczyński w tych przekładach nie ustępuje żadnemu ze swych spółczesnych współzawodników.
Czwarty tom daje nam już rzeczy całkiem nieznane, które jednakże na teatrach w Krakowie i Lwowie grywane bywały. Serya pierwsza zawiera: Luwitkę, dramat w pięciu aktach (z XIII wieku) wierszem i Wanda, w pięciu aktach z prologiem, Zbydowski i Zawisza, w aktach pięciu. Serya druga mieści w sobie: Artysta i książę, dramat w czterech aktach, Ojciec chrzestny, w trzech aktach (komedya), Olimpią (aktów cztery), pierwszy akt rozpoczętéj Ludgardy i tłumaczenie Romea i Julii. Zdumieć się potrzeba nad obfitością tych prac dramatycznych, które wszystkie są wierszem pisane i nie zbywa im na wykończeniu staranném; ale dziwniejsza jeszcze, że z kilkunastu dzieł różnemi czasami przedstawianych na scenach w Krakowie i we Lwowie, wiele zaginęło; takiemi są: Esterka, Bajbuza, Anglik, Żniwo zemsty; nie znalazły się one nawet w spuściznie przez syna odziedziczonéj, który ojcu swemu teraz wzniósł ten najpiękniejszy z pomników. Nic nie dowodzi, że współcześni Gorczyńskiego nie ocenili jak zasłużył, nie podnieśli; sam on skromnością swą przyczynił się do tego zaniedbania. Znajdzie się prędzéj czy późniéj uczciwy krytyk, sumienny człowiek, który zechce poświęcić rozbiorowi tych prac czas i trud. Niepodobna jest aby one tak pogrzebionemi zostały żywcem.
Stan naszéj krytyki obecny jest taki, że się jeszcze sprawiedliwości dla Gorczyńskiego od niéj spodziewać nie można. O krytykę dziś błagać i prosić potrzeba, bo literaci nie mają na nią czasu, czytają tylko to co muszą, analizują tylko te dzieła, które im albo wysoko nad ich wartość podnieść wypada lub pomimo téj wartości poniżyć bierze chętka. Skarży się na ten stan opłakany krytyki prof. Struwe, w przedmowie do świeżo wydanéj Estetyki barw, i ma słuszność ubolewać nad nim. Wszystko dziś musi się robić tak pospiesznie, nawał zajęć jest wielki, a literacki trud tak się mało opłaca.
Wydanie synowskie pism Jadama jest apelacyą do sądu przyszłości, który dla niego z pewnością wypadnie daleko łaskawszym niż owo milczenie, tém więcéj oburzające, że pomiędzy współczesnymi mu znajduje się wielu przechwalonych, którzy go nie dorastali.
Do bibliograficznych osobliwości, mało lub wcale nie znanych, moglibyśmy dodać dwa zeszyty pism Andrzeja Towiańskiego, wydane w Turynie, częścią po francuzku, w części po polsku, które mamy przed sobą. Pierwszy z nich nosi tytuł na okładce: Ecrits d’ André Towianski. Souvenir des réunions des serviteurs de Dieu, du 23 Janvier au 10 Fevrier 1870. Zeszyt pierwszy składa się z francuzkiego tłumaczenia pism Towiańskiego; drugi w znaczniejszéj części pisany po polsku, wyszedł u Bony w Turynie. Jest to, o ile wiemy, jedyna książka po polsku drukowana w tém mieście.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.