<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Listy z zakątka włoskiego
Pochodzenie „Biesiada Literacka” 1886 nry 8, 13, 16, 20, 24, 28, 31, 39, 43, 48, 52
Wydawca Gracyan Unger
Data wyd. 1886
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST Z ZAKĄTKA SZWAJCARSKIEGO
PRZESŁAŁ
J. I. KRASZEWSKI.

Szwajcarya należy do tych szczęśliwych krajów, które z powodu ich piękności, ozdobnéj fizyognomii, fenomenów natury, malowniczości... od bardzo dawna poczęły być zwiedzane i opisywane, malowane i odtwarzane na wszelki sposób. Zewnętrzna też fizyognomia kraju jest wszystkim znaną, ale ta Szwajcarya oklepana nie mieści w sobie całéj, a często daje wyobrażenie o niéj fałszywe. Tysiące właściwości ginie niepostrzeżonych lub zmazanych, a mało jest w Europie krajów, które by miały ustrój tak sobie właściwy i do żadnego innego niepodobny.
Przekonywam się o tém na każdym kroku. Z tego com pisał w przeszłym liście, muszę naprzód sprostować com powiedział o wesołości i zaspokojeniu swym losem szwajcarów. Mówię tu o kantonie Argowijskim; pewném jest, że tutejsi mieszkańcy losu swojego, jakikolwiek on wypadł, nie mienialiby na żaden inny, ale na twarzach ich i w obyczaju nie widać wcale zadowolenia i spokoju. W ciągu tych miesięcy spędzonych w istotnym zakątku Argowijskiego kantonu, nie słyszałem wesołego śmiechu, nie widziałem prawie rozjaśnionych twarzy. Nawet dzieci są poważne i smutne, bo nawet one już na chleb powszedni ciężko pracować muszą. Pomimo usilności międzynarodowego trudu, starań i zabiegów o ulepszenia, ziemia, stosunkowo do swéj ceny, nawet kiedy ją sam właściciel własnoręcznie uprawia, nie daje więcéj nad trzy lub mało co nad trzy procenta.
Nie umiano mi wytłumaczyć pewnych nawyknień gospodarskich, niezgodnych z zasadami racyonalnego gospodarstwa rolnego, które widzę tu zachowujące się jeszcze. Tak naprzykład łąki naturalne, okryte trawą zasianą przez Pana Boga, zajmują znaczne obszary, gdy też same przestrzenie paszą zasiewaną i sztuczną zajęte, dałyby stosunkowo nierównie więcéj korzyści. Bydło, którego hodowla zdaje się tu najgłówniejszém zadaniem, piękne jest, dobrze wypasione, ale starannego utrzymania nie widać na niém, szczotka chyba rzadko bardzo skóry jego dotyka; biedna krowa, skutkiem równouprawnienia, chodzi w zaprzęgu obok wołu. Narzędzia rolnicze, pługi i t. p. niekoniecznie są najlepszych wzorów; część żniw jeszcze prastarym sierpem się dopełnia. Czuć jakieś zacofanie.
Dom rolnika szwajcarskiego zwykle pod jednym dachem mieści wszystkie gospodarskie budowy, razem z sobą połączone w całość form prastarych, nie piękną ale oryginalną. Wystające dachy okrywają przystęp do domu, przed którym przygotowujący się nawóz, narzędzia rolnicze, wozy i zaprzęgi ustawione się znajdują. Niektóre z tych domostw są widocznie bardzo stare i starannemu tylko utrzymywaniu zawdzięczają ten żywot przedłużony.
Odwieczność ich potwierdzają olbrzymie obok nich drzewa (orzechy włoskie), które dachy ich ocieniają. Przyczółki okrywa często gruby już pień winnéj latorośli, a w oknach niektórych zachowały się błony w ołów oprawne. Przeglądają przez nie kwiatki, niekiedy firanki bieluchne, ale o krok obok zasadzony do wypasienia wieprz wygląda także — czy mu pokarmu nie przyniosą.
Ludzie, którzy się kręcą obok tych budowli, wozów, ogrodów i t. p., kobiéty i mężczyźni odziani są zwykle bardzo ubogo, często mniéj niż skromnie; w święta nawet i niedziele strój, wyjąwszy cokolwiek ozdobniejszy kobiécy, starym obyczajem z łańcuszkami i srebrnemi klamerkami — prosty jest i niewykwintny. U dzieci na drobnych ich nóżętach trzewiczki z podeszwami grubemi, podbite gwoździami wielkiemi.
Bardzo wielu włościan z okolicy przychodzi w niedziele i święta do Schinznach dla nabożeństwa w kaplicy i przysłuchywania się potem muzyce, przy szklance dobrego piwa. Wszyscy ci goście, którym wstęp do zakładu nie jest wzbroniony, przyodziani są tak jakby w Niemczech na niedzielę nie ubrał się najbiedniejszy wyrobnik; a są to właściciele mniéj więcéj rozległych posiadłości.
Wspomniałem już o typie miejscowéj ludności – jest on pozbawiony wszelkiego wdzięku. Mężczyzni, dosyć małego wzrostu, przysadziści, niezgrabni, ruchów powolnych, niekiedy do karykatury się zbliżają. Pomiędzy kobiétami zdarza się spotykać twarze już w młodości tak stare, iż wieku ich właścicielek oznaczyć nie podobna. Urodziły się one staremi. Flegmatyczna jakaś obojętność jest najpospolitszym ich wyrazem.
Około ogromnego zwykle domostwa, mieszczącego w sobie pod jednym dachem dom mieszkalny, kuchnią, składy paszy, siana, zboża, narzędzia gospodarskie, stajnie, obory, w małym ogródku przyjacielsko się łączą z sobą cebule z liliami białemi, krzaki róż i kapusta, marchew i rezeda.
Z wielkiém staraniem tuż przygotowujący się nawóz, pod samemi prawie oknami, nie musi uprzyjemniać pobytu.
Kraj w téj części kantonu Argowijskiego, w któréj Schinznach jest położone, bardzo piękny, a w lipcu jeszcze zielony jak na wiosnę. W lasach olbrzymie, przepyszne buki, zachwycają wzrostem i kształtami. W ogóle drzewa są tu bardzo piękne i wdzięcznie się grupują. Gdzieniegdzie bluszcz, który w lasach całą ziemię okrywa, oplata je swą leciuchną siatką ciemno-zieloną. Nie jest to włoski, bujny bluszcz zdrajca, który w swych objęciach dusi pochwyconą ofiarę, ale wątła i słaba roślina szukająca podpory, nie wspinająca się ani wysoko, ani zbyt silnie. Oprócz niego krzewów, podszywających lasy, gąszcze bujne. Około miast w ogródkach, dosyć tu upowszechnione kaliny właśnie rozkwitają. Z owocowych drzew najpospolitsza tu jabłoń, którą i drogi wysadzane, ale owoce jéj małe, biedne i starania o nich nie widać.
Na wzgórzach wystawionych na południe winnice dosyć rozległe, ale wino krajowe, kwaśne i słabe, niczém się nie zaleca. Nie zawsze też winogrona dojrzewają.
Okolica Schinznach obfituje w stare zamczyska, rozsadzone na gór wierzchołkach, które krajobrazowi nadają charakter poważny. Lasy pięknie zachowane, pojedyńcze drzewa wspaniałe, szczególniéj włoskie orzechy przepyszne, które i Calame chętnie studyował dla ich piękności; wzgórza zarosłe, zielone łąki, brzegi Aaru skaliste, obwieszone bluszczami, składają się na motywa ładnych obrazków.
Wyczerpano wprawdzie szwajcarskie widoki pospolite, z łańcuchem Alp śnieżnych w oddali, z jeziorami i jodłami na pierwszym planie, ale artysta znajdzie tu jeszcze wiele nietkniętych zakątków.
Zamki wszystkie prawie są własnością kantonów, które je puszczają dzierżawą, niekiedy osób prywatnych.
W okolicy téj p. Michalski, mający plantacye tytuniu na Sumatrze, który kilkanaście lat spędził w Indyach, posiada bardzo ładny zameczek, wyrestaurowany przez anglika, w którym zwykle zamieszkuje. Otacza go kilka morgów łąk i rodzaj parku z pięknemi drzewami. P. Michalski nigdzie by pewnie przyjemniejszego i tańszego nie mógł znaleźć mieszkania jak w Hilfikonie. Za całą tę posiadłość, ze sprzętami nawet i urządzeniem, zapłacił tylko 70,000 franków, co wedle tutejszéj stopy procentowéj, przedstawia dochód około trzech tysięcy. Ma za to rezydencyą wspaniałą, zabudowania rozległe i pobyt przyjemny. Klimat zimową porą zbyt ostry nie jest, mrozy nie trwają długo.
Szwajcarowie, korzystając z osiedlenia się p. Michalskiego, wybrali go nadzorcą szkółek ludowych, nad któremi czuwać jest obowiązany. Nie potrzebujemy mówić nawet, że tu wszyscy bez wyjątku muszą umieć czytać i pisać. Języki francuzki, niemiecki, włoski żyją obok siebie w najpiękniejszéj zgodzie braterskiéj i pokoju; nikomu przez myśl nie przejdzie na korzyść jednego rugować drugi i prześladować. W wielu pogranicznych miejscowościach ludność mówi dwoma językami. Szwajcarski język niemiecki (deutsch) jest dyalektem zupełnie od innych odmiennym, i właśnie gdy to piszemy, wychodzi starannie, nowo opracowany słownik jego, nie pierwszy już.
Zbyt wielkiego ruchu umysłowego niema w kraju, który w krwawym czoła pocie na chleb powszedni pracować musi; jednakże Genewa, Zurich, Bern i t. p. skupiają wiele młodzieży, i żywo się naukami zajmują. Szkoda wielka, że mimowolnie zafarbowuje się tu nawet nauka społecznemi teoryami i polityką. W każdém małém nawet miasteczku, znajduje się drukarnia, wychodzi mały dzienniczek.
Ubóstwo szwajcarów, w tym przynajmniéj kantonie, który poznać mieliśmy sposobność, ma swój odrębny, właściwy charakter, piętnuje ono ludzi powagą i smutkiem, nie wywołując skarg i narzekań na losy. Szwajcar przyjmuje dolę, jaka mu jest przeznaczoną, z rezygnacyą chłodną, umysłem wyższym nad nią. Nie obchodzi go to wiele, że się nie może wystroić wykwintniéj, ani jeść smaczniéj, ani mieszkać przestronniéj. Jego biedne domostwo praojcowskie, w którém się urodził, gdzie na świat przyszły jego dzieci – droższe mu nad marmurowe pałace, których nikomu nie zazdrości.
Tak samo, o ilem mógł z rozmowy z szwajcarami różnych stanów zmiarkować, nie mają ambicyi próżnéj, któraby ich nęciła tytułami i położeniem wysokiém; nie widać w nich też téj demokratycznéj buty, która jest jéj równoważną z przeciwnego krańca. Oceniają położenie każde, mało przywiązując wagi do tego, co w niém jest formą próżną i okazem tylko. W sługach, w przekupniach, aż do wyrobnika, nie znajdujesz zbytniéj uniżoności, ani zbytniéj dumy, ale uderzający chłód i obojętność.
Zurich, miasto najbliżéj położone od Schinznach, jest dosyć ożywione i pięknie zagospodarowane. Uniwersytet i szkoła politechniczna sprowadza tu dosyć młodzieży, przemysłu różne gałęzie i gałązki kwitną; między innemi ta drobna rzeźba na drzewie, która teraz ze Szwajcaryi i Tyrolu przeszczepiona została w nasze Tatry. Jak bardzo wiele rękodzieł, wyroby te, których pierwsi twórcy włożyli w nie trochę myśli i wdzięku, żyją dziś, z niewielu wyjątkami, przerabianiem, naśladowaniem, kopiowaniem coraz słabszém. Rzadko się zjawia ktoś coby nowe wlać mógł życie i silił się na pomysł oryginalny. Można więc przewidywać, że stawszy się rzemiosłem, rzeźba ta straci urok jaki miała, a który jéj tylko uczucia kropelka, myśli iskierka nadać mogą.
We wszystkich składach widzi się też same przedmioty, formy, ozdoby, motywa z mniejszą lub większą zręcznością wykonywane. Tak samo po pokojach kopiują się do nieskończoności obrazy jedne, których szablony dla kopistów trzyma często nadzorca i użycza ich początkującym.
Monumentów miasto nie posiada, oprócz posągu niedawno wzniesionego Melanchtona. Pytałem o kościół katolicki, mówiono mi, że jest tylko jedna kaplica, kościół zaś ma być w rękach staro-katolików.
Najbliższą małą mieściną przy Schinznach jest Brugg; (właściwie zapewne Brücke, od starego mostu na Aarze tak nazwany) w położeniu malowniczém. Tuż sławny, wielki zakład dla obłąkanych, który ma być znakomicie urządzony i utrzymywany z wielką pilnością. Pomiędzy Brugg a Zurichem, Baden sławny kąpielami ciepłemi, do którego zjeżdża dość liczny kontyngens gości co roku. Jest więc dokąd robić wycieczki i co oglądać, byle pora lepiéj im sprzyjała niż w tym roku, bośmy prawie dnia pogodnego nie mieli.












Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.