<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold von Sacher-Masoch
Tytuł Lola
Pochodzenie Demoniczne kobiety
Wydawca Wydawnictwo »Kultura i Sztuka«
Data wyd. ca. 1920
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Lola.

Jest pewien kobiecy typ, który od czasu młodości z pamięci wyjść mi nie może...
Kobieta z oczyma Sfinksa, która przez żądzę użycia i przebiegłość wyradza się w istotę nawskróś bezlitosną — okrutną.
Kobieta-tygrysica, którą mężczyzna uwielbia bez względu na to, czy ona go dręczy i poniża. Jest ona zawsze ta sama, czy to w stroju biblijnym, dzieląca niewygody obozowe z Holofernesem, czy to okryta iskrzącym się pancerzem czeskiej amazonki, która swego uwodziciela rozkazuje na koło wpleść czy też wreszcie gdy odziana w przepyszny płaszcz gronostajowy sułtanki — spycha swoich ulubieńców w nurty Bosforu...

∗                    ∗

Ujrzawszy ją pierwszy raz, pomyślałem sobie natychmiast, że mogłaby być bardzo miłą i przyjemną towarzyszką.
Jej ojciec był wyższym oficerem we Lwowie i z rodziną moją łączyły go przyjacielskie stosunki. Obaj byliśmy jeszcze chłopcami, gdy ona pewnego razu ogromnie mnie przestraszyła. Było to w ogrodzie, w którym urządziliśmy altankę. Odłączyła się od nas i położyła się o kilka kroków dalej na ławce. Zdawało mi się, że usnęła. Zbliżyłem się do niej pocichu tak, że wcale tego nie zauważyła. Miałem zamiar uściskać ją z nienacka i pocałować. Byłem zakochany w niej o tyle, o ile chłopak zaledwie dziesięcioletni zakochać się może w dziewczynie starszej o dwa lata.
Nagle spostrzegłem rzecz okropną. Ideał mój łowił muchy, obrywał im skrzydła i nóżki i przypatrywał się uważnie, jak nieszczęsne stworzonka ginęły w śmiertelnych podrygach.
Wzrok jej w tej chwili przejmował mnie okropną zgrozą i opisać byłoby go niemożliwością.
Wyrażał on jakby jakąś przerafinowaną boleść i równocześnie szatańskie zadowolenie i okraszoną uśmiechem grozę zarazem — licho wie zresztą co.
Zdarzenie to wywołało we mnie uczucie obrzydzenia, mimo to Lola olśniła mnie. Nienawidziłem ją w tej chwili, co wcale nie przeszkadzało, że opanowała ona wszystkie moje zmysły.

∗                    ∗

Byłem ciągle jeszcze chłopakiem, podczas gdy ona wyrosła na dorodną dziewicę. Uważała mnie zresztą ciągle za dzieciaka, mimo to znajomość nasza doszła tak daleko, że czarowną dziewczyna zwierzała się przedemną ze wszystkich swoich utrapień i nawet przelotnych romansików.
Miała szczególne zamiłowanie do futer.
Odznaczała się, oprócz tej specyalnej pasyi, okrucieństwem, które było jej wrodzone, tak samo jak u innych żądza błyszczenia, romantyczne awantury i t. p.
Nie widziałem jej, zdaje się nigdy inaczej, jak tylko ubraną w futrzaną kacabajkę.
Pewnego razu, gdy powróciliśmy z przechadzki, odłożyła Lola płaszcz i poczęła się rozbierać z gorsetu, nie żenując się wcale moją obecnością, jako że uważała mnie ciągle jeszcze za dziecko. Zażądała odemnie nawet, abym jej pomógł przywdziać ulubioną kacabajkę.
Podczas gdy obnażyła ramiona i skrzyżowała je na wspaniałym biuście, sięgając po futerko, miałem sposobność ujrzeć całą jej postać w nagości. Nie zważając na nic — wpiłem się ustami w jej białą szyję i — w tej chwili spotkałem się ze wzrokiem, zupełnie takim samym, jak wówczas, gdy obrywała skrzydełka biednym muchom.
— Kiedy kładę na siebie ulubione swoje futerko — rzekła pewnego razu do mnie — zdaje mi się, że jestem wielkim kotem i mam szaloną chęć bawić się myszą, ale — musiałaby to być mysz wielka...
Oczy jej w tej chwili przybierały blask fosforu, a włosy, gdy się je chciało głaskać wydawały z siebie iskry elektryczne...
Była czarująco piękną i posiadała dla mnie niewysłowiony wdzięk, zwłaszcza gdy się wystroiła w jedwabie i — w niezbędne futerko. Naokoło niej promieniował zapach jakiegoś dzikiego zwierza, żądnego ciepłej krwi. Lubowała się w takich sytuacyach, w których mogła maltretować mężczyzn-niewolników.
Raz, gdy wracaliśmy z teatru, ozwała się do mnie z dziwnym wyrazem jakiejś dzikiej namiętności, że oddałaby chętnie dziesięć lat życia za to, gdyby mogła podpisać na kogo wyrok śmierci i być obecną podczas egzekucyi.
Poza tem wszystkiem była piękna Lola nie tylko brutalną, ale i ekscentryczną. Z drugiej strony odznaczała się pewnym rozsądkiem, taktem i zdawała się bić delikatną, jak wszystkie sentymentalne stworzenia.
Nie mając możności dostania się do koszar, gdzie wymierzano żołnierzom kary cielesne, tak zwane »ulice« i rózgi i gdzie obcym wstęp był wzbroniony, zawarła Lola znajomość z żoną dozorcy, który był przydzielony do prefektury.
Owa kobieta miała za zadanie wymierzać chłostę dzieciom i kobietom. Urząd ten spełniała dozorczyni ani z przyjemnością, ani ze współczuciem — lecz apatycznie, z przekonaniem najzwyklejszego obowiązku. A mimo to przedstawiała ona na oko więcej okrutny typ kobiety, niż nerwowa Lola.
Była to młoda, dobrze rozwinięta baba, o zdrowej cerze i surowej minie. Nos miała zadzierżysty, tępy, usta duże i świeże, oczy szare, o spojrzeniu zimnem, niechętnem. Odziana napół po miejsku, napół zaś po chłopsku, nie mogła nie ściągnąć na siebie mojej uwagi, gdy maszerowała poważnie przez dziedziniec w baranim krótkim kożuszku i w czerwonej mocno chusteczce na głowie.
Zdarzało się bardzo często, ze Lola ukryta w kącie podwórza, przypatrywała się z lubością egzekucyi, wykonywanej przez dozorczynię w komiczny zazwyczaj sposób. Jedną ręką wymierzała baba razy delikwentom, drugą opierała na szerokich biodrach i wykonywała swoją czynność z takim spokojem, jakby młóciła zboże albo prała płótno kijanką w potoku.
W czasie rozruchów w r. 1864 aresztowano wielu studentów za udział w tajnych spiskach. Wśród uwięzionych znajdował się pewien uczeń gimnazyalny, liczący zaledwie lat szesnaście. Ustawa nie dozwalała wysłać go do twierdzy, zasądzono więc »rewolucyonistę« na trzydzieści kijów.
I oto Lola wpadła na pomysł wyręczenia w tem swojej... przyjaciółki, prosząc ją oczywiście, o to, jako o łaskę.
— Czemużby nie — odpowiedziała dozorczyni. — Jeśli to tylko pani sprawi przyjemność...
— Ależ owszem, sprawi mi to przyjemność... nadzwyczajną.
— Dobrze więc, ale pod warunkiem, że ani mój mąż, ani wogóle nikt nie będzie o tem wiedział.
Młody student, który był fizycznie i umysłowo nad wiek rozwinięty, nie miał ochoty poddać się spokojnie hańbiącej go egzekucyi. Z początku bronił się, jak mógł, potem upadł babie do nóg i błagał ją o litość, zwłaszcza, że spostrzegł już dwu pomocników, mających mu związać ręce i nogi.
— Nie bij mnie, to hańba dla mnie — błagał ze łzami w oczach.
— Nie ja, paniczu, wymierzę ci chłostę — odparła kobieta — ale uczyni to pewna śliczna panna, która mnie o to bardzo prosiła, nadmieniając, że sprawi jej to wielką przyjemność.
Biedny chłopak nie rozumiał tego z początku, lecz przekonał się, że to nie żart. Związano mu ręce i nogi, położono na ławce i w tej chwili spostrzegł uroczą panienkę, ubraną w futrzaną kacabajkę. Rękawy miała zakasane po łokcie, a na twarzy aksamitną maskę. Delikwent począł ją błagać o litość, daremnie. Lola zbliżyła się do nieszczęśliwego i poczęła go chłostać, a dozorczyni przypatrywała się temu z boku, oparłszy obie ręce na biodrach. Gdy razy były coraz silniejsze i delikwent począł krzyczeć w niebogłosy, odezwała się dozorczyni z brutalnością w głosie:
— Istotnie, teraz i ja odczuwam poraz pierwszy wielką przyjemność — i gdy Lola ukończyła swój sport, podniecona baba odebrała od niej nahaj i dodała chłopakowi jeszcze kilka z niezwykłym animuszem.
— Miała pani racyę — odezwała się do Loli — jest w tem przyjemność okropna i szkoda, żem dopiero na to przyszła. Uczucie to szalenie błogie, tak błogie, że z nadmiaru szczęścia zdaje się, jakoby człek miał umrzeć.

∗                    ∗

»La ville des graces sur les bords de l’Amour.«[1] Temi słowy wyraził się o mieście Gracu nad piękną Murą król holenderski, ojciec Napoleona III. Miasto to jest ostoją wielkiej liczby pensyonowanych oficerów i urzędników Austryi.
W mieście tem znalazł się mój ojciec i ojciec Loli, który już osiągnął był rangę generała. Tu więc po latach spotkałem się znowu... z Lolą. Wyrosła, wypiękniała jeszcze więcej, ale charakter jej nie uległ zmianie na lepsze. Nie wyrzekła się nawet ulubionej futrzanej kacabajki, ba, co jeszcze — w pokoju jej zauważyłem uwiązaną do otomany — szpicrutę.
— Czy jesteś pani tak samo jeszcze okrutną jak dawniej? — zapytałem.
— Jeżeli chce pan tego doświadczyć — odparła z dyabelnym uśmiechem — to może się to zdarzyć bardzo łatwo.
To wystarczyło, abym się trzymał od niej, o ile możności, zdaleka.
Pewnego zimowego poranku spotkałem ją całkiem niespodzianie. Jechała sankami i zobaczywszy mnie, kazała woźnicy zatrzymać konie. Podniosła welon. Była blada i wzruszona, z oczu sypały się dziwne iskry.
— Wie pan, skąd ja wracam? — zapytała.
— Przyznam, że byłoby mi odgadnąć bardzo trudno...
— Otóż, proszę pana, byłam obecna przy straceniu mordercy barona Jominis.
— Pani żartuje — zawołałem.
— Bynajmniej. Jeszcze w tej chwili odczuwam niewysłowioną, mistyczną rozkosz, jakiej doznałam podczas tego widowiska.
Gdy to mówiła przeszedł ją dreszcz; wzdrygnęła się i otuliła lepiej w futro.
— I nie znalazła pani iskierki współczucia dla delikwenta?
— Przeciwnie...
— To znaczy?
— No, to znaczy, że odczułam żal, iż nie mam prawa ułaskawienia.
— Więc byłaby go pani ułaskawiła?
— Gdzież tam. Albo raczej tak. Byłabym go ułaskawiła, ale potem wymyśliła mu ostrzejszą i cięższą śmierć..
— Pani zwaryowała — krzyknąłem prawie oburzony.
— Nie, mój przyjacielu. Gdybym wiedziała, że moje pasye budzą u mężczyzn nienawiść ku mnie, starałabym się je ukryć. Lecz ja wiem, że im otwarciej i swobodniej biorę ich za kark, tem więcej będą za mną szaleć. W ten sposób z pewnością zyskam więcej, niż inne kobiety przez sentymentalne wzdychania lub spojrzenia ogniste. Nieocenioną usługę oddaje mi zawsze... futro...
Co do tego futra, to miała racyę. W tej chwili wyglądała w swoim futrzanym, wspaniałym płaszczu jak jakieś piękne dzikie zwierzę. I zupełnie bezwiednie gładziłem jej piękny płaszcz, jakby to była skóra tygrysicy.

∗                    ∗

W kilka miesięcy później, dowiedziałem się, że Lola wyszła za mąż za majora od ułanów i że wyjechała z nim na Węgry gdzie jego pułk był rozkwaterowany w kilku wioskach. Młoda para zamieszkiwała zamek księcia Bathyani’ego, udzielony jej z grzeczności przez właściciela. W zimie nie miała Lola nic do roboty i nudy dały jej się we znaki tak, że pragnęła umrzeć. I byłaby może umarła, gdyby nie wypadek. Los dał jej w rękę znowu szatańską zabawkę. Pewnego wieczoru usłyszała Lola w kołach oficerskich, że pewien szlachcic polski, wmieszawszy się w sprawy polityczne, został wzięty do wojska za karę, jak to w Austiyi było w zwyczaju, w charakterze zwykłego szeregowca. Nieszczęśliwiec ten, godzący na całość państwa Austryi, odbywał właśnie swoją służbę w pułku męża znajomej nam Loli. Dowiedziawszy się o tem piękna znajoma prosiła męża, aby jej przydzielił tego żołnierza do osobistych posług.
— Po kiego licha? — pytał ją major. — Jeżeli ci idzie o ulżenie jego doli, to mylisz się, mając nadzieję wskórania czegokolwiek w tym kierunku. Zdrajcy nie zasługują na współczucie.
— Ależ właśnie ja nie w innym celu, jak tylko w tym wziąć go do siebie zamierzam, aby go za ową zdradę należycie skarcić — odrzekła małżonka spokojnie i z powagą.
I postawiła na swojem. Młody żołnierz został przydzielony do służby w zamku. Było to dla niej piekielnie rozkoszną rozrywką dręczyć tego człowieka tysiącami drobiazgów. A on — mimo wszystko, poddawał się tym katuszom, tym upokorzeniom z widocznem zadowoleniem, co wcale nie uszło uwagi tyranicy.
Pewnego dnia, Lola powróciwszy z przejażdżki, ubrała swoją tradycyonalną kacabajkę i zażądała od służącego, ażeby jej zdjął buciki z nóg i naciągnął jedwabne pantofelki. Podczas tej czynności młody człowiek stracił panowanie nad sobą i, nie wiedząc co czyni, wycisnął na pięknej nóżce swojej pani gorący pocałunek. I otrzymał za to w tej chwili jako »nagrodę«, porządnego kopniaka. Nie dosyć na tem. Lola rozkazała wywlec śmiałka na dziedziniec i wlepić mu »po cesarsku« dwadzieścia pięć. Oczywiście przypatrywała się tej czynności z okna z właściwą sobie rozkoszą.
Od tej chwili los splątał tych dwoje biednych ludzi w zdradliwą swoją sieć. Po kilku dniach bowiem, major wyjechał na wizytacyę rozprószonych oddziałów swego pułku. Powróciwszy, zastał drzwi sypialni zamknięte. Po wysadzeniu ich z zawiasów spostrzegł ku swemu przerażeniu rzecz okropną. Lola spoczywało w ramionach służącego — niestety, żadne z nich nie było przy życiu.
Znajdujący się na stoliku świstek papieru, pisany ręką służącego, wyjaśnił majorowi straszliwą tajemnicę. Młody człowiek maltretowany piekielnie, zemścił się sromotnie za swą krzywdę i następnie — można się domyślić dalszego przebiegu tragedyi.
Tak skończyła ta okrutnica.
Ten pierwszy, spostrzeżony przezemnie, typ kobiecy zapalił mnie nieprzepartą żądzą do dalszych badań w przedsięwziętym kierunku. I poznałem wkrótce bardzo wiele owych tygrysic w aksamitach i futrach, które dostarczyły mi charakterystycznych oznak psychopatycznych.
Po największej części znamiona charakteru tego typu okrucieństwa, wywierającego równocześnie na mężczyzn jakiś niepojęty czar, były dziedziczne i w gruncie rzeczy pierwotne. To znaczy, że natura pozostawiła podobnym kobietom owe przymioty jeszcze z okresu dzikości. Wogóle dziś jeszcze da się zauważyć w naturze walkę samic z przesadnemi zalecankami samców i bezwątpienia w okresach pierwotnych człowiek podlegał tym samym prawom.
Każdą zdobycz poprzedzać musiało współzawodnictwo i dlatego to dziś jeszcze kobieta zmuszona jest instynktownie wywierać swą »siłę« na mężczyznie, nie drogą przemocy wszelako, lecz podstępem. A każdy objaw przewagi i chytrości, bądź też satrapii, uważany bywa przez otumanionych i podbitych mężczyzn jako illuzya tak zwanej kobiecości.
Futro, kożuch, przywodzi na pamięć również stosunki okresów pierwotnych, kiedy to jeszcze »odziewano się sierścią wielbłądową« i wywołują uczucia dzikiej, bestyalskiej siły, która to siła nowożytnych ludzi zupełnie niemal ubezwładnia.
Pokrewieństwo między okrucieństwem a lubieżnością ma również swoje wrodzone cechy atawizmu. Pszczoły zabijają trutniów niemiłosiernie wówczas dopiero, gdy rola ich spełniona. Legenda zaś mówi, że amazonki scytyjskie traktowały mężczyzn jako niewolników i zabijały ich w czasie snu.
I jeszcze jeden przykład. Są takie zwierzęta, które giną w chwili spełnienia aktu rozmnażania. Tak samo u ludzi w chwilach największego upojenia istnieją dwa tylko bieguny; życie i śmierć. Ileż to bowiem razy można słyszeć wypowiedziane w upojeniu słowa: »Teraz umrzeć«. I dlatego to bardzo wiele kochanków popełnia razem w podobnych sytuacyach — samobójstwo.
Wywołuje to, zdaje się, te same reminiscencye, co w misteryach eleuzis, w chwili narodzenia się nowego życia — a mianowicie nieprzeparta chęć dręczyć, kaleczyć, zabijać i być dręczonym i zabitym.
I dlatego to żołnierz, który każdej chwili może zadawać śmierć drugim i sam zginąć — ma taki urok dla kobiet.





  1. Miasto wdzięku nad brzegiem miłości.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Leopold von Sacher-Masoch i tłumacza: Anonimowy.