[161]XIV.
I odtąd codzień o wieczornym zmroku,
kiedy się gwiazdy zapalają w górze,
a struga Gangi w srebrzystym obłoku
spowita, strojna w lotosowe róże
płacze i śpiewa, jako w dniu zaślubin
dziewczyna młoda, — a tam na lazurze
księżyc, jak jaki ognisty cherubin
wstaje i błyszczy barwami przemienny:
naprzód ogromny i krwawy jak rubin,
potem jak topaz złoty, jeszcze senny
i jeszcze mglistym odziany zawojem,
w końcu jak brylant czysty i promienny,
zalewający ziemię światła zdrojem,
ziemię przewonną, cichą, rozmarzoną,
wieczystym jakimś spowitą pokojem — :
[162]
biegłem nad wodę, by na święte łono
Gangesu rzucić swą duszę tęskniącą
w dźwięków harfianych błyski roztopioną —
i tę uroczą w mgle i woni śniącą
pieśni królewnę, dziewicę lotosu
wzbudzić tęsknotą wielką i gorącą,
zbudzić potęgą natchnionego głosu.