[118]Z CYKLU: »WIERSZEM«.
»MANIBUS DATE LILIA PLENIS«.
Warga drży jeszcze, oko jeszcze pała —
Już mnie nie kochasz, jakeś mnie kochała.
I kiedy wołasz, w głosie twoim słyszę,
Jakby pustyni głuchą dal i ciszę...
I gdy miłosne powtarzasz mi słowa.
Wtórzy im jakiś dźwięk, jak pieśń grobowa.
Więc mi już żegnaj, bo nie mogę więcej
Cierpieć — a kochać nie umiem goręcej...
Wreszcie od bólów i żalów przecieka
Danaid wieczna urna, pierś człowieka.
Cóżeśmy winni, żeśmy tak niestrojni.
Zawsze spragnieni, zawsze niespokojni?
Cóżem ja winien, że gdy ci się śniło
O szczęściu wiecznem, aż gdzieś za mogiłą.
Jam nie mógł pojąć i kochać inaczej,
W żalu i w bólu, w szale i rozpaczy —
Cóżeś ty winna, żeś jest taka czysta,
Choć litosnemi łzami promienista?
Cóżem ja winien, że pieśni, co wiszą
Ponad gwiazd białych niezmąconą ciszą.
Ja nic pochwycę, że ich nie przestroję
Na strunę lutni, drżące struny moje?
Cóżem ja winien, że błyskawic snopy
Błękitnych tobie nie padły pod stopy?
[119]
Przebacz, zapomnij. Ja miłość dla ciebie
Pod kielichami białych lilij grzebię.
Boś ty mi była wśród obcego świata
Gwiazdą, do której wieczorna pieśń wzlata
I wszystkie swoje bóle i tęsknoty
Tej siostrze w niebie opowiada złotej,
Boś ty mi dała w długich dniach boleści
Współczucie duszy miękkiej i niewieściej —
Aż potępieńcza znudziła się praca
Rozpraszać troskę, która wiecznie wraca.