<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bliziński
Tytuł Marcowy kawaler
Podtytuł Krotochwila w jednym akcie
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SCENA XI.

PAWŁOWA, PANNA EULALJA.
Eulalja (wchodzi głębią).

Korzystałam z tego, że Klotylda wyjechała na parę godzin do prezesowéj i wymknęłam się niby na spacer... (gadatliwie, chodząc po scenie). Muszę się rozmówić z panem Ignacym i skończyć raz... Byle tylko zdobył się na krok stanowczy, to interes już zrobiony. Klotylda nie jest od tego.

Pawłowa (u okna).

Co ona tu będzie tak spacerować i murgotać... (otarłszy oczy, przybliża się i przygląda jéj się).

Eulalja.

Boże kochany, co to za nieznośne stworzenia czasem ci starzy kawalerowie; zdawałoby się, że powinni być kuci na wszystkie cztery nogi, tyle przeszedłszy... gdzie tam!... ten naprzykład, jak malowany, ani be ani me — ust przy Klotyldzie nie umié otworzyć, jak bozię kocham... co to za różnica od nas panien dojrzałych... (spostrzega się) Bodajże cię, wymknęło mi się... (do Pawłowéj) moja dziewczyno, jest pan?

Pawłowa.

Dziewczyno! kto pani powiedział, że ja dziewczyna!... ja taka dziewczyna, jak i pani...

Eulalja (z godnością).

Jestem panną, rozumiész?

Pawłowa.
Kaduk tam wiedział!... ja jestem sobie kobieta, jak się należy... wdowa.
Eulalja.

A więc moja kobiécino, jest pan?

Pawłowa.

Niéma.

Eulalja.

Niema! co za szkoda! gdzież pojechał?

Pawłowa.

Katać ja go patrzę, gdzie jeździ.

Eulalja. (n. s.)

Zaczekam... może pojechał tylko do Topolina, i zminęliśmy się w drodze, bo udałam się umyślnie przez lasek... (znowu chodzi). Skoro Klotylda jest gotowa, kolczyki jakbym miała w kieszeni.... a może i co więcéj oberwę — może wtenczas nareszcie ten zdrajca Anastazy przestanie się wahać i klęknie przedemną... głupiec! za błogosławieństwo boskie powinienby sobie uważać pozyskanie za żonę kobiéty takiéj jak ja!... mężczyzni są ślepi, jak bozię kocham.... (do Pawłowéj) moja kobiéto, czego się tak mnie patrzysz?

Pawłowa.
Przecie nie schowam oczu do kieszeni.
Eulalja (n. s.)

Uu! ma gębę od ucha do ucha... (głośno obrażonym tonem) Co! jakeś powiedziała?

Pawłowa.

Świat nie po temu, żeby powtarzać dwa razy głuchemu.

Eulalja (n. s.)

Impertynencje mi gada, chce mnie się pozbyć, jak bozię kocham... to pewno ta, co o niéj słyszałam... (przygląda się) Fe! to gust dopiéro! jacy ci mężczyzni...

Pawłowa.

Co mi się pani będzie tak przyglądać?

Eulalja.

Samaś powiedziała, że nie można schować oczu do kieszeni.

Pawłowa.

A to pani słyszała, a pytała się drugi raz...

Eulalja (n. s.)

Jak bozię kocham, irrytuje mnie... jednak trzebaby ją wymiarkować, a w razie potrzeby ugłaskać... może ona tu więcéj znaczy, niż ja myślę... (p. c. głośno) Moja kobiéto, macie dobrego pana, prawda?

Pawłowa.

Nie byłam tam, gdzie prawdę rozdawają.

Eulalja.

Świętéj cierpliwości trzeba, jak bozię kocham... (głośno) musi tak być, bo wszyscy na parę mil w około powtarzają że dobry...

Pawłowa.

Jak dla kogo...

Eulalja.

Kiedy dla wszystkich dobry, to témbardziéj dla was...

Pawłowa.

Jaki jest to jest, co komu do tego.

Eulalja.

Już ja wiem, wiem, jakbym patrzała, ale też myślę, że mu za to dobrze życzycie, i że chcielibyście żeby mu było jak najlepiéj.

Pawłowa.
Abo mu to źle?
Eulalja.

Zawsze, widzicie, szkoda, że taki pan, co ma i majątek, i jeszcze żwawy, tak najlepsze lata marnuje na kawalerstwie — ludzie powiadają, że żyje jak pustelnik, i że brak mu nieraz najniezbędniejszych wygód...

Pawłowa.

Ten głupi co to powiedział, i ten co powtarza.

Eulalja (n. s.)

Jak bozię kocham, nieznośna baba... (głośno) Czy to prawda, czy nie, zawsze szkoda, że się nie żeni... (p. c. poufnie) a i wybyście lepiéj na tém wyszli.

Pawłowa (n. s.)

Widzita! jaki to faryzeusz... (głośno) A to jakim sposobem?

Eulalja.

Już jabym w tém była.

Pawłowa.

Ale ciekawość, co to wej pani do tego?

Eulalja.
Widzicie, życzę mu dobrze, i chciałabym go uszczęśliwić, łącząc z osobą którą kocha.
Pawłowa (n. s.)

Czekaj, zaraz ty tu zapomnisz języka w gębie... zmyślę, ale niech tam! (głośno) I komu to tak pani rajfuruje?

Eulalja (ze zgrozą).

Rajfuruje!

Pawłowa.

Może komuś z Topolina?

Eulalja.

Komuś z Topolina! a wy zkąd to wiécie?

Pawłowa.

Tak sobie pomyśliłam... bo jeszcze dzisiaj słyszałam, jak powiedział mój pan do tego pana co tu siedzi, że tam jakaś gubernantka ząbki sobie na niego ostrzy.

Eulalja.

Guwernantka! kto to mówił? kiedy mówił?

Pawłowa.

Ady powiedam, że mój pan.

Eulalja (n. s.)
On to mówił!... co to znaczy? jak bozię kocham, nic nie rozumiem.
Pawłowa (n. s.)

Widzisz, jak to ta mruczysz!

Eulalja.

I cóż więcéj mówił?

Pawłowa.

A cóż? śmiał się.

Eulalja.

Śmiał się!

Pawłowa.

Powiedział: czy ona myśli, że ja oczu w głowie nie mam?

Eulalja.

Oczu w głowie!

Pawłowa.

Ale nawet nie śmię daléj powiedać.

Eulalja (chwytając ją za rękę).

Mówcie, mówcie wszystko... wysłucham mężnie.

Pawłowa.

Bo jeszcze pani powtórzy komu, abo co.

Eulalja.
Nikomu, jak bozię kocham!
Pawłowa.

Powiedział do tego pana co tu siedzi: a tobym się opatrzył! babsko stare kiéj świat...

Eulalja.

Kto, babsko stare?

Pawłowa.

A jużcić ta gubernantka... a do mnie rzekł: nie bój się, abo mi to z tobą źle, żebym się miał żenić.

Eulalja.

O zgrozo!

Pawłowa.

A jakbyś zobaczyła... ino że ja jéj nie znam... że ten stary klak tu jedzie, to daj mi zaraz znać, żebym się schował przed nią.

Eulalja.

Stary klak!... kto stary klak?

Pawłowa.

A jużci ta...

Eulalja (zatykając jej usta).

Nie mów!.. profanacja!... (n. s. w poruszeniu) Stary klak!... ja!... (spostrzegając wchodzących Ignacego i Heljodora, mdleje) Ah! ah! ah!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bliziński.