Margrabina Castella/Część czwarta/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.
Zamiary Raymonda.

Raymond umilkł, bo zdawało mu się, że na ustach Joanny zobaczył uśmiech szyderczy.
— Wydaję się pani śmiesznym, nieprawdaż pani margrabino?... — zapytał z goryczą.
— Śmiesznym?... — odpowiedziała młoda kobieta... Wcale nie!... lubo trudno mi brać na seryo zaimprowizowane oświadczyny, których się wcale nie spodziewałam — przyznaję...
— Przysięgam pani, że mówię szczerą prawdę... ale nie obawiaj się pani, użyję argumentów daleko pewniejszych od tych marnych słów miłosnych. Tylko racz mnie pani wysłuchać z pobłażaniem.
Mówiłem pani przed chwilą, że jestem na drodze zalania Paryża, Fracyi a nawet Europy całej, powodzią biletów bankowych, które powrócą do mnie niewyczerpanym strumieniem złota...
Zobaczywszy panią, przyszła mi cudowna myśl do głowy.
Powiedziałem sobie, że ażeby uchronić od wszelkiego niebezpieczeństwa te sumy olbrzymie, potrzeba przeprowadzać je przez ręce kobiety takiej jak pani, kobiety dla której stworzę pozycyę tak wysoką, iż nie dosięgnie jej żadne a żadne podejrzenie.
Pani właśnie posiadasz wszelkie potrzebne ku temu przymioty...
Jesteś nadzwyczajnie piękną, jesteś wdową, a zatem jesteś kobietą mogącą zupełnie dowolnie rozporządzać swoją osobą.
Nadto posiadać pani będziesz majątek znaczny, niezależny, bo zaraz uczynię panią prawną spadkobierczynią majątku po margrabim Castella...
Nic nam nie przeszkodzi, rozpuścić zręcznie po świecie, że majątek ten wynosi trzy, albo cztery i pięć razy więcej... niż jest w rzeczywistości...
Za miesiąc bądź pani pewną, utrzymywać będą wszyscy, żeś jest bogatszą od Rotszylda.
Ja się zajmę nabyciem książęcego dla pani pałacu i urządzeniem takowegoż przepychem odpowiednim.
Zaczynasz zapewne domyślać się margrabino o jakiem ci królestwie wspomniałem?...
To królowanie nad Paryżem, królowanie przepychem i bogactwem...
Wielkie miasto opanowane przez ciebie, składałoby ci nieskończone hołdy... — Wszystkich bezwzględnie ujrzałabyś u nóg swoich!...
„Oto jaką by była twoja rola margrabino... Nie wiem czy możnaby znaleźć coś piękniejszego pod słońcem?...
„A teraz zajmę się sobą...
„Nie lubiłem nigdy wrzawy i mam coś z natury ptaków nocnych, których światło oślepia...
„Żyłbym sobie obok ciebie, w twoim pałacu i pod osłoną twoją...
„Nie będę już Raymondem ani baronem de Saint-Erme — ale zostanę cichą, potulną a niezmiernie uczciwą człowieczyną, przybyły z prowincyi — i z wielką wiernością i sumiennością pełnić będę obowiązki intendenta pani margrabiny.
„Złoto zapełniać będzie nasze piwnice... — miliony będą się powiększać.. — drogie kamienie z Kalifornii i Indyj napływać będą do nas i... pewnego pięknego poranku, gdy nam przyjdzie taka fantazya, kupimy sobie połowę Paryża.
„Dla tego mówię „my” pani margrabino, albo raczej kochana pani Joanno, bo pomiędzy nami, wszystko byłoby wspólnem, każda cząstka tych bogactw, należałaby tak dobrze do mnie jak i do ciebie, a ja nadto byłbym zależnym od ciebie, bo dałabyś mi więcej niż te wszystkie skarby... „dałabyś mi swoję miłość...”


∗             ∗

Raymond umilkł.
Wymawiając ostatnie słowa wpadł w taki zapał, jakby deklamował jakąś najpiękniejszą poezyę...
Po chwili odezwał się znowu, ale daleko już spokojniej:
— Znasz pani teraz moje pragnienia, ambicye i nadzieje — odpowiedz więc, nie powoduj się dumą fałszywą... — Tylko nie wmawiaj w siebie, że ja, margrabina Castella, nie mogę należeć do Raymonda, bo Raymond jest bandytą!...
„Nie wmawiaj w siebie tego pani margrabino, ale raczej powiedz sobie: nie czułam się poniżoną, kochając Raula de Credencé, a jednakże Raul był złodziejem!... lepszy bandyta od złodzieja...
— Czy mam prawo odmówić panu?... — zapytała margrabina po chwilowym namyśle.
— Masz pani prawo...
— Jeżeli zaś skorzystam z tego prawa, to co się stanie?
— Zniszczę testament i zostanie pani walka z biedą, której tak się obawiasz szalenie.
— Gdy przyjmę?... — spytała znowu Joanna.
Oczy Raymonda zabłysły radością:
— Jeżeli pani zgodzi się na moją prośbę — zabierzesz pani testament, podniesiesz swoje dwa miliony i czekać będziesz na coś lepszego... — A zapewniam panią, że nie będziesz czekać długo...
— Zgadzam się zatem, — ale proszę oddaj mi pan zaraz testament...
Raymond uśmiechnął się z wyrazem, któregoby mu Mefistofeles na pewno pozazdrościł.
Wybacz pani moję niewiarę... ale nie śmiem wierzyć w moje szczęście... — Będziesz pani miała ze mnie pokornego niewolnika, ale wtedy dopiero, gdy dasz mi dowód dobrych swoich chęci...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.