Margrabina Castella/Część trzecia/XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.
Przypadek.

Hrabia de Credencé jak już wspomnieliśmy o tem w rozdziale poprzednim, wywierał ogromny wpływ na istoty w rodzaju Larifla.
To też ażeby tego ostatniego, przyprowadzić do winnego sobie uszanowania, skinął nakazująco ręką i ostro zawołał:
— No, no, dosyć tych głupstw!... — Chcę wiedzieć co się stało i to natychmiast.. — Czy wpadłeś w jaką zasadzkę?... czy cię kto napadł?... powiadaj zaraz...
Larifla nie stawiał już żadnego oporu tylko — zapewne dla orzeźwienia się porwał stojącą wazę z napojem i wychylił go do ostatniej kropli.
— Muszę przyznać zawołał, że to wcale dobrze robi!... Wyśmienite, po królewsku przyrządzone... to prawdziwy balsam na żołądek!... Ho! ho!... ty sobie dogadzasz Regulusie! — Jeżeli chcesz oddam ci się chętnie w kuracyę...
— Czujesz się zatem lepiej?...
— O! nawet... daleko lepiej...
— Zatem możesz mnie już zadowolnić i opowiedzieć co ci się przytrafiło. Słucham...
— Opowiadanie nie będzie długie, ale wcale nie będzie wesołe... Oto cała rzecz w dwóch słowach...
Poznałem od razu doskonale tego łotra Raymonda, gdy wyszedł od Pawła Niquet i poszedłem za nim niebawem.
— Wiem o tem, — przerwał hrabia — bo widziałam was obudwu...
— Z początku wszystko szło jak najlepiej, bo niedołęga nie szedł prędko, a ja postępowałem za nim o dwadzieścia pięć kroków trzymając się zawsze muru, ażeby ukryć się w razie potrzeby...
„Dreptaliśmy tak przez kwadrans, i mówiłem już sobie, że uczciwie a bez mozołu zarobiłem trochę grosza, gdy na raz na rogu ulicy zobaczyłem stojący mały powozik, podobny do fiakra...
„Złoczyńca Raymond, zbliżył się do tego powoziku i nie odezwawszy się ani słowa do stangreta, co mnie przekonało, że to nie był fiakr zwyczajny, otworzył drzwiczki i wsiadł.
„Stangret nie zapytał wcale gdzie jechać, ale podciął konia i ruszył z miejsca.
„No, to mi wcale nie na rękę... pomyślałem, Regulus dał mi dwadzieścia franków, żebym się dowiedział gdzie się pan Rajmund udaje, muszę się więc koniecznie o tem dowiedzieć, bobym zniesławił na nic swoję imię.
„I zacząłem lecieć.
„Koń pędził jak gdyby mu kto szpilkę wpakował.
„Ja gnałem, jak ten co czuje za sobą policyę.
„Ażeby nadążyć za powozem, potrzeba mieć nogi sarnie, aleć wygrałem przecie pierwszą nagrodę na wyścigu w workach będzie temu lat ze cztery.
„Wyciągałem tedy kopyta i dogoniłem powozik.
„Uczepiłem się resora — dałem się wlec przez chwilę — a potem wdrapałem się i uwiesiłem z tyłu powozu.
„A był już wielki czas potemu, — bo zabrakło mi tchu zupełnie i nie mógłbym był już postąpić ani dwudziestu kroków nawet.
„Fiakr pędził jakby nigdy nic, a ja mówiłem sobie:
„— I odpocznę bardzo ślicznie i przybędę na miejsce razem z panem Raymondem.
„Z tyłu powoziku, tak jak we wszystkich powozach, było maleńkie okienko.
„Otóż naraz, kiedy się najmniej tego spodziewałem, słyszę tłuczące się szkło na drobne kawałeczki...
„Zgadnij co się stało!...
— Jakże chcesz ażebym odgadł? — odpowiedział hrabia z niecierpliwością — opowiedz mi... będzie daleko lepiej...
„— Otóż to szkło było z tej małej szybki...
„Zrozumiałem, że jest źle i chciałem zeskoczyć na bruk.
„Ale do wszystkich piorunów, już było na to zapóźno.
„Ten zapowietrzony Raymond, ten łotr, ten bandyta, któremu odgryzłbym nos z przyjemnością, wyciągnął łapę przez otwór — uchwycił mnie za kołnierz jak żelaznemi kleszczami i przytrzymał na miejscu...
„Jednocześnie stangret odwrócił się do mnie, a przewyższałem na nieszczęście o całą głowę pudło powozu...
„Nędznik nie przestając jechać okładał mnie batem przynajmniej jakie pięć minut, a okładał tak, że będę to pamiętał całe życie...
„Myślałem, że zaślepłem!... kręciłem się, szamotałem, krzyczałem i piałem jak kogut ze złości — ale nikt mnie nie usłyszał, nikt mi nie przybył z pomocą.
„Nakoniec Raymond puścił kołnierz mojej bluzy...
„Padłem wznak na bruk w tej chwili.
„Fiakr zatrzymał się zaraz.
„Raymond wysiadł i zbliżył się do mnie.
„Widziałem, albo raczej przeczuwałem, że idzie, ale że nie miałem siły się bronić, nie dawałem znaku życia...
„Łajdak kopnął mnie w twarz dwa razy.
„Na szczęście miał miękkie buty... — gdyby był miał twarde podeszwy, byłby mi łeb roztrzaskał napewno.
„Słyszałem potem jak mruknął.
„— Z każdym, coby mnie chciał szpiegować, urządzę się zawsze w ten sam sposób!...
„I oddalił się pewny, że już nie żyję i wsiadł z powrotem do powozu.
„Podniosłem się, gdy już turkotu kół słychać nie było i przywlokłem się tutaj.
„Teraz już wiesz tyle co i ja...
„Widzisz, że nie miałem wcale szczęścia i, że nie miałem racyi nie chcąc się mieszać do Raymonda... To nie człowiek... to dyabeł...
„Mam nadzieję, że wewnątrz nie uszkodził mnie szkodliwie, ale mi fizyognomię sponiewierał tak okrutnie, że niepodobna się będzie nigdy pokazać na oczy kobietom.
„Ale trudno, co się stało to się już nie odstanie — nie mówmy więc już o tem... Czy nie dobrze by było na pocieszenie napić się czego?...
— Może chcesz jeszcze porcyę tego ciepłego wina, skoro ci tak smakowało przed chwilą.
— Spodziewam się że chcę!...
— No to każ podać sobie...
Larifla nie kazał sobie tego powtarzać i niezadługo drugą porcyę biszotu postawiono na stole.
Podczas gdy Larifla zapijał, hrabia tak mówił:
— Nie powiodło ci się mój biedny chłopcze i niczego się nie dowiedziałem...
„No, ale trudno — robiłeś co mogłeś... — nie twoja wina że się nie udało! Zostałeś pobity pracując dla mnie, należy ci się więc wynagrodzenie... Oto masz jeszcze dwadzieścia franków... Użyj tej sumy na kompresy do buzi — to ci dobrze zrobi na pewno... No łap... prędko i zgrabnie!...
Larifla skoczył i schwycił w locie ze zręcznością małpy sztukę złota, jaką mu rzucił hrabia.
— A! daję słowo, że to prawdziwa przyjemność, dać się poszarpać dla ciebie. Gdybyś był nawet synem zagranicznego monarchy, który przebrał się aby mieć możność szukania przygód i wrażeń, nie byłbyś wspaniałomyślniejszym... za tę cenę Regulusie, sprzedam ci całą swą skórę po kawałku!... Co do tych kompresów... to nie ma głupich... Gęba niech się sama goi, ja wolę wzmacniać żołądek, bo to daleko więcej znaczy.
— Rób sobie co ci się podoba... Mnie obchodzi to tylko, abyś nie zapominał o naszej umowie i żebym każdej chwili mógł liczyć na ciebie...
— O! bądź zupełnie spokojny mój przyjacielu... Należę całkiem do ciebie i gdy Regulus powie: — Zabijaj... — Larifla odpowie: — morduj!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.