Margrabina Castella/Część trzecia/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.
Gedeon.

— Doskonale mój chłopcze — domyśliłeś się od razu. — Tak jest ten testament przeszkadza komuś i musimy zastąpić go innym, który cały świat zadowoli...
— Margrabia Castella legował swój majątek na zakłady dobroczynne — zauważył Gedeon — akt ten jest zupełnie nieważnym, jeżeli testator pozostawił dzieci albo wnuki.
— Ani dzieci ani wnuków... — odpowiedział Raymond.
— W takim razie, najbliżsi krewni, mogą go zakwestyonować, ale powinni zaryzykować i rozpocząć proces.
— Nie ma krewnych ani bliższych ani dalszych...
— Na czyję więc korzyść mamy przerobić testament?...
— Na korzyść pozostałej wdowy.
— A więc jest margrabina Castella?...
— O jest — i jest prześliczną kobietą, co niezgorzej dokuczyła mężowi za życia, który przed piętnastu dniami poległ w pojedynku z kochankiem pani... Ta młoda wdówka Gedeonie, stanie się z łaski naszej prześwietną partyą?.. — Nie braknie jej konkurentów!... Choćby miała lać pięćdziesiąt a była brzydka jak stary murzyn, jeszcze by miała kłopot z wyborem.. — Dwa miliony to tęgi wabik... — No, Gedeonie zabieraj się do dzieła.
— Jaką formę trzeba nadać testamentowi?...
— Najkrótsza będzie najlepszą — gdyby ot trzy wiersze naprzykład...
— Niechaj będzie trzy wiersze, ale cóż w nich wyrazić?...
— Nie więcej nadto:
„Żonie mojej margrabinie Castella, pozostawiam i leguję cały mój majątek. Szczegóły znajdują się poniżej.”
— Czy to wystarczy?
— Zupełnie.
— Czy podobny dokument, byle pismo i podpis były dobrze znaśladowane, będzie najzupełniej dostatecznym?...
— Mógłby zostać unieważnionym w jednym tylko wypadku.
— W jakim?...
— Gdyby znalazł się inny testament z datą późniejszą.
— Nie ma wcale oto obawy.
— Czy przyjmujesz to co zredagowałem?...
— Przyjmuję... — w tych rzeczach lepsze pan masz doświadczenie odemnie...
— Wiele czasu potrzebujesz na robotę?...
— Cały dzień a może i drugi cały...
— Jakto!... cały dzień na napisanie kilku wierszy?...
— Zapominasz pan, że muszę najpierw wystudyować i to nadzwyczaj charakterystyczne pismo i ten podpis margrabiego.
— Masz racyę... — Pozostawiam cię więc i pracuj... — Przyjdę tu wieczorem, aby się przekonać o rezultacie.
—. Tylko jeszcze pytania jedno... — Testament margrabiego nosi datę trzeciego lipca!...
— Więc co?...
— Jakąż datę ma nosić moja reprodukcya?...
— Tę samę co oryginał — odpowiedział Raymond — bo nazajutrz do dnia jeszcze pan Castella został zabitym...
Reymond wziął latarkę i skierował się ku drzwiom, ale zaraz cofnął się i zapytał:
— Czy, jeżeliby twoje fac-simile nosiło datę l-go lipca, starczyłoby do obalenia go przedstawienie oryginału?
Gadeon kiwnął głową potakująco, a Raymond opuścił podziemie mówiąc do siebie wesoło:
— Bodaj! że mi przyszła genialna myśl do głowy!...


∗             ∗

Opuścimy dom dziwnej osobistości, którąśmy wyprowadzili na scenę — i poprosimy naszych czytelników do najświetniejszej dzielnicy Paryża.
Pomiędzy bulwarem Madelaine a szynkownią Pawła Niqueta jest taka różnica, jak pomiędzy Chinami a Paryżem.
Wstąpmy na schody hotelu Wilsona, wyłożone czerwonym chodnikiem, i wejdźmy do mieszkanka, najętego przez pana Credencé dla pani margrabiny Castella.
Joanna zupełnie wypoczęta po podróży, piękniejszą, bardziej pociągającą i bardziej czarującą była niż zwykle — a przed chwilą zaledwie skończyła ranną swoję toaletę.
Grube sploty ciemnych włosów otaczały marmurowe czoło i uwydatniały bardziej jeszcze matową białość cudnej naprawdę twarzyczki.
Miała na sobie penioar biały, przewiązany jedwabnym sznurem w pasie, z rękawami z których wyglądały rączki jak utoczone i przyozdobione w aksamitne bransolety.
Spojrzała w lustro, uśmiechnęła się do swojej wdzięcznej postaci i pociągnęła za sznurek od dzwonka.
— Śniadanie!... — powiedziała do pokojówki przybyłej na wezwanie.
W pięć minut później siedziała przed małym stoliczkiem, zastawionym najdelikatniejszemi potrawami.
Właśnie zabierała się do jedzenia, kiedy znowu ukazała się pokojówka.
— Co takiego?... spytała Joanna.
— Pan de Credencé czeka w salonie... Czy pani margrabina przyjmuje?...
— Przyjmuję... przyjmuję... — odrzekła młoda dama wesoło. — Pan de Credencé jest zawsze miłym mi gościem... poproś go tutaj...
Raul posłyszał te słowa.
— Margrabino, — rzekł wchodząc, nie pytam o zdrowie pani, bo wyglądasz czarująco.
— Zjesz zemną śniadanie kochany hrabio?...
— Dziękuję, już się z tem przed chwilą załatwiłem.
— No to siadaj... proszę...
Raul usiadł nieopodal Joanny.
— Niepotrzebną mi jesteś, — odezwała się ta ostatnia do pokojówki — możesz odejść sobie.
Skoro tylko drzwi się zamknęły, pani Castella żywo zwróciła się do hrabiego.
— No có2?... czy masz jakie wiadomości?...
— Naturalnie.
— Złe czy dobre?...
— Doskonałe...
Twarz Joanny zajaśniała radością.
— O!... — wykrzyknęła ze szczerością, — jesteś nieocenionym przyjacielem, bo w czynach nie w słowach składasz dowody przywiązania...
— Ten co mówi a nie działa jest głupcem lub przyjacielem fałszywym, odparł pan hrabia...
— Nie wszyscy są jednak takiego zdania... No — ale zaspokójże kochany Raulu moję ciekawość...
— Cóż chcesz wiedzieć?...
— Wszystko, z najmniejszami szczegółami.. Czy widziałeś się z tym tajemniczym jegomością, któregoś tak wychwalał przedemną?...
— Widziałem.
— Wczoraj wieczorem czy w nocy?...
— Dziś — około drugiej nad ranem, a że dostałem się doń, nie bez trudności i niebezpieczeństwa, na to uroczyście przysięgam...
— Nie bez niebezpieczeństwa powiadasz?... Groziło ci więc niebezpieczeństwo?...
— Tak jest piękna Joanno, i to niebezpieczeństwo takie, że mało brakowało, ażebyś mnie wcale już nie oglądała...
— Przerażasz mnie!... Cóż ci się przytrafiło?... co ci uczynić chciano?...
— Usiłowano mnie zamordować po prostu, aby obedrzeć... Opowiem ci zresztą zaraz całą historyę ubiegłej nocy...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.