Mośki, Joski i Srule/Rozdział dwunasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Mośki, Joski i Srule
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DWUNASTY.
Chaim i Mordka. — Kukułka, wiewiórka i historya o motylu. Mordkę nazywają Maćkiem.

Dlaczego Chaim, który nikomu nie daruje miłego spokoju, żyje w przyjaźni i nie krzywdzi nigdy Mordki Czarneckiego?
— Czy Chaim jest twoim przyjacielem?
— Tak, potwierdza Czarnecki skinieniem głowy.
— I nie bije się z tobą?
— Nie — zaprzecza żywo.
Mordka Czarnecki ma duże, czarne oczy, które zawsze się dziwią i zawsze są trochę smutne.
Raz bawili się chłopcy na polance, a w olszynie kukułka kukała.
— Ku-ku — woła kukułka w gęstwinie.
— Ku-ku — powtarza Czarnecki i słucha i czeka, dopóki mu ptak nie odpowie.
Długo tak rozmawiali: kukułka i chłopiec. Aż ptak spłoszony uleciał, — i dziwi się Mordka, że nikt mu nie odpowiada, i wierzyć nie chce, że z kukułką rozmawiał.
Kiedy chłopcy widzą wiewiórkę, różnie się jej przyglądają: jedni czają się, żeby ją podejść i pochwycić z nienacka, bo jak wieść niesie, był trzy lata temu chłopiec, który żywą wiewiórkę złapał i przyniósł do kuchni. Inni śmieją się z wielkiej uciechy, że małe, rude zwierzątko tak zwinnie skacze z gałęzi na gałąź: człowiek napewnoby zleciał i łeb sobie rozbił. Czarnecki nie śmieje się, tylko szeroko otwiera oczy i dziwi się, że wiewiórka to umie, czego nikt nie potrafi...
Bawią się chłopcy w klipę. Czarnecki przystanął z boku i dziwi się, że można tak zręcznie, tak wysoko kijek kijkiem podrzucać. Ale sam nie próbuje grać w klipę...
Tak samo patrzy na zachód słońca: jak gdyby miał jakąś myśl ważną, która go zajmuje — i dlatego wtedy tylko się budzi z zadumy, kiedy coś bardzo pięknego zobaczy...
Motyl przelatuje z kwiata na kwiat. Czarnecki idzie za nim krok w krok — nie, żeby go pochwycić, dziwi się jeno, że te dwa płatki śniegu uciekają przed nim tak, jakby żyły. A może żyją naprawdę?
— Czy motyle muszą być białe? — zapytał Chaima i opowiedział mu taką historyę.
Raz chłopiec w szkole podarł kartkę papieru na drobne kawałki i wyrzucił przez okno. Kiedy papierki powoli spadały, wszyscy dobiegli do okien, i jedni wołali że to śnieg, a inni, że motyle fruwają.
Przyszła stróżka na skargę, że zaśmiecili podwórze; a nauczyciel dowiedział się, kto papierki wyrzucił przez okno i zbił chłopca drewnianym cybuchem od fajki. Chłopiec bardzo płakał, a Czarnecki dowiedział się wtedy, że są na świecie motyle — i teraz widzi je tu, na kolonii własnemi oczyma...
Chłopcy śmieli się z Mordki, że przez sznur skakać nie umie, że w „berku“ ucieka niezgrabnie, piłki nigdy nie złapie — i nazywali go Maćkiem.
Powiedziano chłopcom, że są ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi; a Maciek — to imię chłopskie, a więc imię ludzi biednych — i wcale nie śmieszne. Jeżeli pogardliwie mówią o Maćku, to czynią tak samo, jak ci, którzy z imienia Mosiek się śmieją. Ale starsi i rozsądniejsi tylko zrozumieli co im tłomaczył dozorca.
Dopiero kiedy Chaim zapowiedział uroczyście:
— Kto zaczepi Czarneckiego, temu zęby wybiję — wszyscy już uznali, że z obu przyjaciółmi nie można zaczynać...
Dlaczego Chaim, jeden z największych urwisów, zawarł przymierze z najcichszym z chłopców kolonii, Czarneckim?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.