[191]MOGIŁA.
A kiedy ja umrę — niech moi druhowie
Nie płaczą nademną cmentarnie:
Ja nie chcę kamieni za grobu wezgłowie,
Lecz wioski mej kocham ja darnie.
Więc niech mię położą śród gaju — za łąką,
Niech kwiaty zasadzą i zioła,
Niech kurhan ubiorą zieleni obsłonką!
Ja spałbym, czuwając: świeciłoby słonko
I kwiatom złociłoby czoła.
Przez długie, przez długie godziny tam w lecie
Słoneczne promienie-by lśniły,
A trawa zielona i krzewy, i kwiecie
W przecudnychby farbach wschodziły.
Ptaszęta gniazdeczko tam wiłyby sobie,
[192]
Miłosną śpiewałyby pieśń na mym grobie
I motyl-by fruwał wesoły.
I słychaćby było o rannej tam dobie
Kolibry-dyamety i pszczoły!
W południa gorące radosne okrzyki
Od wioski płynęłyby echem:
Wieczorem dziewczęta przy dźwiękach muzyki
Śpiewałyby pieśni ze śmiechem.
W północy, przy blasku miesięcznych promieni,
Ująwszy swe dłonie, młodzi narzeczeni
Kroczyliby nad mą mogiłą!
I gdyby się spełnił mój sen — u przedsieni
Mej trumny-by smutków nie było!
Ach, wiem ja, że nicbym nie widział w swej trumnie
Z tych cudów, co budzi żar lata:
Że blask jego nieba nie spływałby ku mnie,
Ni jego muzyka skrzydlata.
Lecz jeśliby przyszli na senne me kiry
Druhowie, by płakać zagasłej mej liry —
Nie wrócą do domu z pośpiechem:
Bo kwiaty — a pieśni, promienie — zefiry
Wstrzymają ich słodkim oddechem.
Bo wszystko to, wszystko w wzruszonem ich łonie
Obudzi myśl o tem, co było,
I o tym, co dzielić nie może po zgonie
Radości — pod własną mogiłą,
Którego dział wszystek przepychów korony,
[193]
Słonecznie zdobiącej te niwy —
Jest tylko to jedno: że grób ma zielony!
I raz jeszcze chcieliby pieśni mej tony
I głos jeszcze słyszeć mój żywy!