Monachomachia/Pieśń II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzieła Krasickiego |
Podtytuł | Monachomachia |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | skany na Commons |
Indeks stron |
Już wschodzącego słońca pierwsze zorze
Opowiadały wrzaskliwe grzegotki:
Już się krzątali bracia po klasztorze,
Już koło fórty stękały dewotki.
Już ojciec Rajmund w pierwiastkowej porze,
Wychodził słuchać świętobliwe plotki:
Gdy myśląc (kto wie, czy o Panu Bogu?)
Zgubił pantofel, i upadł na progu.
Skoczył na odwrót, a jako uczony,
Fatalną wróżbę w tej przygodzie znaczy:
Wtem się kościelne odezwały dzwony,
Jęk smutny nowe nieszczęścia tłumaczy.
Ledwo odetchnąć może przestraszony;
Czuje, co stracił... a w takiej rozpaczy,
Gdy nie wie, czy spać, czy wyniść, czy siedzić;
Sąsiad uprzejmy raczył go nawiedzić.
Ojciec to Rafał od bożego ciała,
Rafał towarzysz niewinnych radości;
Równego góra Karmelu nie miała
W rubasznych wdziękach, hożej uprzejmości.
Ten skoro postrzegł, jak się wydawała
Twarz przyjaciela; w zbytniej troskliwości,
Cieszy go naprzód w tak okropnej doli;
Dalej ośmiela pytać, co go boli.
«Wiesz przyjacielu, rzecze Rajmund trwożny,
«Jako krok pierwszy, resztą dzieła włada.
«Wyszedłem rano z izby nieostrożny,
«Zaraz się w progu zjawiła zawada.
«Zły to dzień! będzie w nieszczęścia zamożny:
«Tak los chciał, nic tu roztropność nie nada.
«Trudno przeciwne kazusy odegnać,
«Trzeba się z fórtą kochaną pożegnać.»
Rzekł, i zapłakał. Wtem brat Kanty leci:
«Panna Dorota do fórty zaprasza.»
Nic nie rzekł Rajmund... poseł drugi, trzeci,
Jeden go łaje, a drugi przeprasza.
«Porzuć te wróżki, straszydła dla dzieci,
«Rzekł Rafał: prosi przyjaciółka nasza.
«Zwycięż tę słabość odwagą wspaniałą,
«Śmiałym się zawsze najlepiej udało.»
Porwał się Rajmund: lecz jak groźne wały
Nadbrzeżna skała nazad w morze wpycha;
Stanął u progu napoły zmartwiały,
Sili się wyniść, jęczy, płacze, wzdycha.
Ośmiela Rafał mówca doskonały:
Lecz darmo cieszy, darmo się uśmiécha!
Widząc nakoniec bez skutku perory,
Zwoływa starszych i definitory.
Wchodzi Eliasz od świętej Barbary,
Marek od świętej Trójcy z nim się mieści;
Jan od świętego Piotra z Alkantary,
Hermenegildus od siedmiu boleści,
Rafał od Piotra, Piotr od świętej Klary:
Zeszło się ojców więcej niż trzydzieści.
Starzy i młodzi, rumiani, wybledli;
Wszyscy swe miejsca porządkiem zasiedli.
Już ojciec przeor kaczkowatym głosem,
Wprzód odchrząknąwszy, perorę zaczynał:
Już ojciec Marek, siedzący ukosem,
Kręcił szkaplerzem, i za pas się trzymał.
Już ojciec Błażej, coś szeptał pod nosem,
Już stary ojciec Elizeusz drzymał.
Już i niektórzy znudzeni odeszli;
Biało kapturni gdy posłowie weszli.
Pierwszy Gaudenty, ów Gaudenty sławny,
Co wstępnym bojem chciał losu probować;
Skrytych fortelów nieprzyjaciel jawny,
Świadom swej mocy, nie lubił próżnować:
A walecznemi dziełami zabawny,
Ręką, nie piórem umiał dokazować:
Oko wyniosłe, i postać i cera,
Niezlęknionego były bohatera.
Hyacynt drugi, w dziecinnej wiek porze;
Skromnie udatny, pokornie wspaniały,
U siostr zakonnych pierwszy po doktorze:
Kształtny, wysmukły, hoży, okazały,
Posuwistemi kroki po klasztorze
Płynął: Zefiry z kapturem igrały.
Razem wśród rady obadwa stanęli,
I tak poselstwo sprawować zaczęli.
Naprzód Gaudenty, pozdrowiwszy żwawo:
«Ojcowie, rzecze, czas pokazać światu,
«Kto ma z nas lepsze do nauki prawo;
«Czyjego dzieła lepsze są warstatu.
«Jeśli się xiążek nudzicie zabawą,
«Jeśliście szkole nie dali rozbratu:
«Nam na zwycięstwo, a wam za pokutę,
«Plac wyznaczamy... prosim na dysputę.»
Trzykroć odkaszlnął, uśmiechnął dwa razy
Piękny Hyacynt, nim zaczął przemowę:
«Raczcie, rzekł, słuchać, bez żadnej urazy
«Ojcowie mili poselstwa osnowę.
«Jeżeli pełniąc starszeństwa rozkazy
«Znajdę umysły do względów gotowe;
«Szczęśliwym nadto, najszczęśliwszy z wielu,
«Żem znalazł łaskę w przezacnym Karmelu.»
«Zakon nasz, jako zbawiennej ochłody,
«Szacunku waszej wielebności szuka;
«A chcąc dać swoich prac jawne dowody,
«I w jakiej cenie u niego nauka;
«Wyznacza bitwy plac na łonie zgody,
«Kto zwierzchnie sądzi, pewnie się oszuka.
«Nie złość, nie zemsta, te nam chęci zdarza,
«Równego dzielność pragnie adwersarza.»
Skończył: natychmiast filozowskiej szkoły
Wyborne punkta do wybrania daje.
Na takie hasło niewdzięcznej mozoły,
Rozruch się wzmaga, mruczenie powstaje.
Gaudenty na to walecznie wesoły
Strzela oczyma, gdy giesty nie łaje.
Wtem ojciec przeor, co najwyżej siedział,
Tak na poselstwo obu odpowiedział.
«Przyjmujem chętnie uczone wyzwanie,
«Stawim się w miejscu, które mianujecie:
«Jeszcze nam siły na tę wojnę stanie,
«Jeszcze broń dobra, której sprobujecie:
«Hardym w przegranej będzie ukaranie,
«Będzie pokuta, kiedy tego chcecie.
«Nie zna zazdrości, kto przestał na swoim;
«Pochlebstw nie chcemy, a gróźb się nie boim.»
Chciał już Gaudenty ukarać tę śmiałość,
Już się zamierzał: lecz go kompan wstrzymał;
A miękcząc srogą umysłu zuchwałość,
Gdy postrzegł, że się coraz bardziej zżymał;
Żeby utrzymać poselstwa wspaniałość,
Wypchnął go za drzwi, a sam się zatrzymał.
Gniewliwych ojców pozdrowiwszy wdzięcznie,
Wymknął się z cicha, dopadł fórty zręcznie,
Nowa przyczyna w Karmelu do rady:
Ojciec Makary nie życzy wojować,
Ojciec Cherubin cytuje przykłady,
Ojciec Serafin chce losu probować:
Ojciec Pafnucy wysyła na zwiady,
Ojciec Zefiryn nie chce i wotować,
Ojciec Eliasz wielbi stan spokojny:
Starzy się boją, a młodzi chcą wojny.
Za złem zwyczajnie idzie większość głosów,
Kreski wojenne znagła powiększone.
Wszyscy niepewnych chcą probować losów,
I na powszechną gotują obronę.
Starych uwagi zgłuszył wrzask młokosów:
Nie słyszą dzwonów na sextę i nonę.
Wtem brat Kleofas na obiad zadzwonił,
Wypadli wszyscy, jakby ich kto gonił.