Mowa o historyi Stefana Czarnieckiego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Stefana na Czarncy Czarnieckiego |
Podtytuł | wojewody kijowskiego, hetmana polnego koronnego |
Wydawca | Wydawnictwo Biblioteki Polskiej |
Data wyd. | 1859 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ze wszystkich wojowników, których zwycięstwa i zdobycie krajów są umieszczone w dziejach ludzkich, ci tylko mają prawo do potomności, którzy nie dla próżnej chwały ściągnęli rękę do oręża, aby przez ucisk, łzy, i wylanie krwi ludzkiej wsławili imiona swoje, ale z powodów obywatelstwa, albo nieuchronnej potrzeby okupienia tym sposobem miłego pokoju, i oswobodzenia od nieprzyjaciół uciemiężonej ojczyzny. Były te wieki, kiedy rzeź i rozboje Alexandra W. poczytano za bohaterskie czyny, a imie jego mieszcząc w przybytku sławy, stawiano za wzór ludzi walecznych; dziś o nim i o podobnych jemu wojownikach to sądzi powszechność, co o okropnych klęskach pożaru, albo zarazy morowej, które kiedykolwiek rodzaj ludzi trapiły. Wzdrygając się na samo wspomnienie imion zepsucielów państw i gnębicielów rodzaju ludzkiego, z wdzięcznością i uwielbieniem wspominamy te, których waleczności winien kraj całość i swobody swoje. Takiego męża stawą nam dzieje domowe w osobie Stefana Czarnieckiego, który wpośrzód najazdów pogranicznej dziczy, i dybiących na zgubę naszą polerowniejszych narodów, chociaż wiek cały przepędził w obozie, i w odniesionych zwycięstwach przeszło sto tysięcy ludu wyplenił orężem, nie byłby jednak wielkim dla podobnych czynów, gdyby dzieła jego wojenne nie miały były szlachetniejszego zamiaru, nad próżną sławę okrzyków. Ojczyzna, której miłość wlewa się z powietrzem co nas ożywia, będąc jedynym zamiarem spraw jego, tyle tylko czyniła go wojownikiem, ile w uciśnieniu swojem potrzebowała ratunku. Z tych powodów dobyć oręża, któregoby ostrze samego tylko najezdnika raziło, być zwycięzcą bez przywar wojownika, mieć razem i tę chęć chwały, która zapala serce do rycerskich czynów, i tę spokojność umysłu, która smakując w słodkich korzyściach pokoju, przenosi je nad sławę zwycięstw, — ten jest jedyny sposób zjednania sobie orężem sławy u potomności, która mażąc imiona uwieńczone laurem w krwi i łzach ludzkich obmytym, zapisuje w księgę chwały te, które miłość ojczyzny i dobro obywatelów uzbroiło przeciw przemocy.
Tą drogą szedł do nieśmiertelności bohater nasz Czarniecki z tem większą sławą imienia swego, im trudniej było przez nierząd, niesnaski domowe, niedostatek skarbu, zaniedbanie wojska, i zbytkującą wolność, uleczyć schorzałe ciało ginącej już rzeczypospolitej. Kraj nasz (jak uważa mąż uczony, autor Historyi Narodu Polskiego) nigdy nie będąc narodem dobrze rządnym, nie był oraz nigdy kwitnącym. Epoka wolności naszej, nazwać się może epoką upadku, do którego słały nam drogę duma, zemsta, i niezgoda możniejszych, idących zawsze w zapasy z obarczoną władzą swych królów. Ten ogień tlejący od trzechset lat z okładem, byłby pod panowaniem Jana Kazimierza pochłonął kraj cały, gdyby Czarniecki, chociaż niemogący ugasić do szczętu, przynajmniej do czasu nie przytłumił był pożaru, Nigdy bardziej, jak wówczas, naród nasz nie potrzebował ratunku, ale nigdy oraz nie czynił większych przeszkód do obrony swojej. Dzicz ukraińska, od panowania jeszcze Stefana Batorego, uzbrojona przeciw sąsiadom plondrującym granice nasze, stała się wtenczas podobną do owych barbarzyńskich narodów, które wyćwiczone od Rzymian w sposobie wojowania, przeciw nim samym broń potem obróciły. W pośród rozruchów i klęsk które nam zadawał Chmielnicki, skołatany naród nierządem, gdy okupuje pomoc wiarołomnych Tatarów haniebną daniną, a wojska swoje zostawuje bez płacy; gdy stanowi ohydną ugodę z buntownikami, a z większą jeszcze niesławą zrywając ją, nie ma sił, ażeby się oparł ich wzrastającej potędze, — widzi najezdnika wkraczającego w granice, aby nieprawość przywłaszczonego tronu poparł większą jeszcze nieprawością najazdu. Karol Gustaw król szwedzki, jeden z tych wojowników, którym przemoc daje do wszystkiego prawo, a okrzyki wojenne służą do poparcia niesprawiedliwych przywłaszczeń, zerwawszy przymierze zawartego pokoju, najprzód Wielką Polskę w kilku dniach ogarnął, a potem przez zdradę niektórych obywatelów, posiadł całe królestwo. Jan Kazimierz pierwej pokonany od przeciwnika, niż jeszcze dobył oręża, postradawszy znaczniejszej części kraju, po którym się błąkał odbieżony od swoich, najprzód Warszawę, potem stolicę Kraków, nakoniec i samę koronę utracił, uchodząc na Śląsk przed ścigającym zwycięzcą.
Przyciśniony naród ciężarem rozmaitych nieszczęść, opuszczony od wojska, i zdradzony od wyrodnych ziomków, gdy rozpacza o losie swoim, Czarniecki nadaremnie oczekując pomocy z tych rąk, które obdarzone pierwszemi dostojeństwami w ojczyźnie, winne jej były najpierwszą z siebie ofiarę, dźwiga się pierwszy z przepaści. Dawszy tak wiele dowodów męstwa, jak daleko rozciąga cnota przyzwoite obręby, za które przejść byłoby lekkomyślnością, w samem nawet ustąpieniu przemocy staje się zwycięzcą. Karol, którego nie tak sile, jako raczej szczęściu, nic się dotąd oprzeć nie mogło, przyjął prawa pokonanego od siebie, chcąc się stać panem stolicy.
Poznał naród, iż niemasz tak wielkiej potęgi, którejby się oprzeć nie mogło męstwo zagrzane duchem obywatelskim, a tym przykładem dźwigniony z przepaści, w którą dobrowolnie leciał, zaczął nakoniec dobywać rąk z kajdan, i pamiętnym w potomne wieki związkiem tyszowieckim, pobudzał się wzajemnie do obrony króla i ojczyzny. Słabe to były początki wspólnej obrony narodu wyzutego z sił i pogrążonego w nieszczęśliwościach, przeciwko nieprzyjacielowi, który go gnębił przemocą; ale Czarniecki zasłaniając sobą wzrastający związek, dał czas narodowi, aby się garnął na obronę kraju, a nakształt Fabiusza uwodząc żywość zwycięzcy, częścią zwłoką, częścią walecznością swoją, ocalił nakoniec zgubioną już ojczyznę. Karol, ów ogromny najezdnik, którego przemoc trzymała już naród wolny w kajdanach, a chciwość nie przestając na przywłaszczonej koronie szwedzkiej, darła się jeszcze do tronu, depcąc prawa wolnego wyboru, — po czterdziestu różnych potyczkach, osłabiony męstwem Czarnieckiego, i ścigany nakoniec orężem w własnem jego państwie, tę tylko korzyść odniósł z dzieł swoich wojennych, iż zbroczył ręce krwią ludzką.
Przyzwany na tron wydarty sobie, w obcym kraju szukający schronienia Jan Kazimierz, pokonany haniebną klęską Rakocy, odciągniony od przymierza z Szwedem Fryderyk Wilhelm elektor brandeburski, odzyskane znaczniejsze miasta, i cały naród oswobodzony z jarzma niewoli, — wszystko to było dziełem tej ręki, która pod Jarosławiem, Warką, Kościanem, Łowiczem, Gnieznem, Chojnicą, Strzemesznem, Magierowem, w Pomeranii i wyspie Alsen, dawszy dzielności swojej osobliwsze dowody, zachowała ojczyznę, i usłała jej drogę do chwalebnego pokoju.
Po tylu klęskach razem zlewających się na Polskę, widzieć ją ocaloną męstwem jednego obywatela, a hańbę i urągowisko zatarte dzielną ręką jego, zdaje się jakoby los czynił sobie igrzysko z mocarstw ludzkich, składając w ręku jednej osoby szczęśliwość całego narodu. Potwierdził to o sobie dalszemi jeszcze dziełami wojennemi Czarniecki, gdy uciśniona nową nieszczęśliwością ojczyzna, w męstwie i dzielności jego znalazła obronę. Chciwość panowania, którą stan wyniszczonej Polski podżegał w silnym sąsiedzie, uzbroiwszy go w przemoc, czyniła mu nadzieję podchlebną dumnym zamysłom. Liczne wojsko moskiewskie wkroczywszy w granice nasze, posiadło znaczną część Litwy i Ukrainy, na ten czas jeszcze kiedy naród stawić się musiał Szwedom, a Czarniecki ratując sprzymierzonych Duńczyków, oswobadzał polskim orężem Alsen. Już Wilno, Grodno, Miński, Troki, i inne znaczniejsze miasta trzymał nieprzyjaciel, gdy obrońca nasz przyzwany z Holzacyi ustawą sejmową, pośpieszył na ratunek ojczyznie.
Rzadko podobne przykłady widzieć się dają w dziejach ludzkich, aby tak szczupłe siły, jak miał z sobą Czarniecki, dać mogły odpór licznemu i ogromnemu nieprzyjacielowi; ale męstwo jego przechodząc wszelkie siły, gotowało podobne prawie zdarzenie w dziejach naszych, jak w starożytności przywodzi nam na pamięć Maratońska potyczka. Pamiętna bitwa i zwycięstwo pod Połonką, uwieńczyły laurem skronie zwycięzcy, a dalsze jego pomyślne obroty pod Lachowicami, Połockiem, Niżynem, Peryasławiem, Ostrzem, Dziewicą i Nowogródkiem, wytępiwszy w kraju nieprzyjaciela, przyłączyły oderwaną od korony Litwę, i poskromioną w buncie Ukrainę przywiodły do posłuszeństwa i dawnej karności.
Tylą zwycięstwami ozdobiony Czarniecki, gdy podczas obrad publicznych wyjeżdża na dziedziniec zamku królewskiego, nie tak zdobycz zabrana z nieprzyjaciela i jeńce które prowadził, jako okrzyk ludu dającego mu imie obrońcy i wybawiciela ojczyzny, służył za tryumf dzieł jego wojennych. Oświadczone mu dzięki od tronu, nadany dziedzictwem Tykocin, i przywilejem królewskim pamięć czynów jego przesłana do potomności, były nadgrodą niezrównanych zasług i prac podjętych dla miłości ojczyzny. Nie przestał jednak Czarniecki na tem słodkiem uczuciu, które ztąd sercu jego przynosiła chęć chwały. Nie tak wielkość nadgrody, jak podchlebny upominek wdzięcznej sobie ojczyzny, wzbudzając w nim winną ku niej wzajemność, z reszty nawet sił zwątlonych pracą aż do końca życia czynił chętną ofiarę. Mimo ochydnego dla rzeczypospolitej związku wojskowego, który pozbawił naród wielu korzyści, mąż ten waleczny nie przestał wsławiać się zwycięstwami pod Głębokiem, Rumnem, Putywlem, Czechrynem, Steblowem i Stawiszczami, służąc ojczyznie życiem i majątkiem, a chwalebną pracą ścieląc sobie drogę do nieśmiertelności.
Zatarte z pamięci niektóre szczególności czynów męża tego, były może przyczyną, iż nikt dotąd nie przedsięwziął stawić go publiczności obok wielkich Zamojskich i Chodkiewiczów; ale troskliwość panującego nam monarchy, wydobywająca z cienia ozdoby przywalone wiekiem, wskrzesiwszy pamięć Czarnieckiego w obrazach i biustach, była mi powodem, abym poświęcił pracę moję i żądaniom dobrego króla, i wdzięczności, którą jako Polak winienem wybawicielowi ojczyzny. A chociaż, mimo starania, które czyniłem około wyszukania rękopism służących do przedsięwzięcia mego, tudzież chwalebnych chęci kilku zacnych mężów, chcących mi dać pomoc, mało co zdobyłem nad zaświadczenia współczesnych historyków, Piaseckiego, Kochowskiego, i Rudawskiego, — odważyłem się jednak podać publiczności ten szczupły zbiór historyi Stefana Czarnieckiego, z którego, jak sobie podchlebiam, może mieć czytelnik dosyć dokładną wiadomość o dziejach tego wielkiego męża. Dopełniłbym zamiaru mego w pisaniu, gdyby czytelnik mając wystawione sobie chwalebne czyny bohatera naszego, w tym czasie, kiedy obywatelska cnota wzrost bierze, zagrzał serce do spraw równie chwalebnych, a jak dwa owi żołnierze ocierając broń swoję o martwe popioły sławnego wojownika Maurycego de Saxe, chcieli wzbudzić w sobie cnotę, której dodawała im przytomność wojującego niegdyś z niemi walecznego wodza, tak każdy czytający dzieje ziomka swego, ożywił się duchem waleczności jego i obywatelstwa.