Nędznicy/Część druga/Księga trzecia/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Jan Valjean umarł.
Wpadając do morza, albo raczej rzucając się w nie był, jakeśmy widzieli, bez kajdan. Płynął czas jakiś między dwoma prądami, dostał się pod stojący na kotwicy okręt, do którego przywiązaną była szalupa. Znalazł sposób ukryć się w szalupie aż do wieczora. W nocy rzucił się w pław i dostał do niedalekiego przylądka Brun. Tu mając dość pieniędzy, kupił sobie ubranie. W okolicy Balaguier stała karczma, w owym czasie dostarczająca odzieży zbiegłym galernikom, co znaczne jej zyski przynosiło. Później, jak wszyscy ci smutni zbiegowie, usiłujący zmylić pogonie prawa i fatalności społecznej, Jan Valjean szedł krętemi i ciemnemi drogami. Pierwsze schronienie znalazł w Pradeaux w bliskości Beausset. Następnie udał się ku Grand-Villard w pobliżu Briançon w górnych Alpach. Ucieczka niespokojna, po omacku, drogą krętą, której odnogi są nieznane. Później można dostrzedz ślady jego przejścia w Ain około Civrieux, w Pireneach w Accons, w miejscu zwanem Grange-de-Doumecq, w pobliżu wioski Chavailles i w okolicach Perigueux, w Brunies, w kantonie Chapelle-Gonaquet. Dostał się do Paryża. Widzieliśmy go teraz w Montfermeil.
Przybywszy do Paryża, kupił zaraz żałobne ubranie dla dziewczynki siedmio do ośmioletniej i najął mieszkanie. Następnie udał się do Montfermeil.
Przypominamy, że zaraz po pierwszej ucieczce z więzienia, odbył w okolicy tajemniczą podróż, o której władze sądowe miały pewne poszlaki.
Zresztą miano go za umarłego i to zgęszczało ciemności go otaczające. W Paryżu wpadł mu w rękę dziennik spisujący ważniejsze zdarzenia w kraju. Przeczytawszy wiadomość o swojej śmierci, uczuł się bezpiecznym, prawie spokojnym, jakby rzeczywiście umarł.
Wieczorem dnia tego, w którym wydobył Cozettę ze szponów Thenardierów, Jan Valjean powracał do Paryża. Wracał o zmroku z dzieckiem rogatką Monceaux. Tu wsiadł do kabrjoletu i pojechał na plac Obserwatorjum. Wysiadł, zapłacił woźnicy, wziął Cozettę za rękę i oboje ciemną nocą szli przez samotne ulice obok Ourcine i Glaciève ku bulwarowi Szpitalnemu.
Dzień był dziwny, pełen wzruszeń dla Cozetty; jedli za płotami chleb i ser, kupione w samotnych garkuchniach, często wsiadali na wozy, wysiadając gdy dojeżdżali do wsi; szli pieszo większą część drogi, ale dziewczynka się nie skarżyła; była jednak znużoną.
Jan Valjean spostrzegł to, bo idąc, coraz mocniej ciągnęła jego rękę. Wziął ją na plecy: Cozetta nie puszczając Katarzyny, pochyliła głowę na ramieniu Jana Valjean i usnęła.