Nędznicy/Część pierwsza/Księga druga/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Powiedziawszy dobranoc siostrze, monsinior Benvenuto wziął ze stołu jeden świecznik srebrny, drugi podał gościowi i rzekł:
— Zaprowadzę pana do jego pokoju.
Człowiek szedł za nim.
Jak sobie przypominacie z tego cośmy dawniej powiedzieli, rozkład mieszkania był taki, że chcąc wejść do kaplicy, przy której był alkierzyk, lub wyjść z niej, należało przechodzić przez pokój sypialny biskupa.
Gdy przechodzili przez ten pokój, pani Maglora schowała srebra w szafce, będącej nad łóżkiem. To była ostatnia jej czynność wieczorem, przed pójściem na spoczynek.
Biskup wprowadził gościa do alkierza. Na łóżku leżało białe prześcieradło i świeżo obszyta kołdra. Człowiek postawił świecznik na stoliku.
— No — rzekł biskup — dobrej nocy. Jutro rano, przed odejściem, wypijesz pan filiżankę ciepłego mleka prosto od krowy.
— Dziękuję księdzu dobrodziejowi — odpowiedział człowiek.
Zaledwie wymówił te słowa pełne spokoju, gdy nagle stała się w nim dziwna przemiana, któraby lodem ścięła krew w dwóch poczciwych pannach, gdyby były obecne tej scenie. Dziś nawet trudno nam zdać sprawę z pobudek jego postępku. Czy chciał dać przestrogę, czy miotał pogróżkę? Czy był posłuszny jakiemuś instynktownemu, nieświadomemu popędowi? Dość, że znienacka obrócił się ku starcowi, ręce skrzyżował na piersiach, utkwił dzikie spojrzenie w gospodarza, i zawołał ponurym i ochrzypłym głosem:
— Ha! bez żartów! dajecie mi nocleg w swym domu, tak blisko siebie!
Zatrzymał się i dodał z potwornym śmiechem:
— Czyście się dobrze zastanowili? Kto wam powiedział, że nie jestem mordercą?
Biskup spokojnie odpowiedział:
— O tem wie Pan Bóg.
I ruszając ustami, jakby modlił się lub mówił coś do siebie, poważnie wyciągnął dwa palce prawej ręki i pobłogosławił człowieka, który ani się schylił — i nie odwracając głowy, nie patrząc za siebie, zwolna powrócił do swego pokoju.
Gdy kto spał w alkierzu, zasłaniano ołtarz w kaplicy kotarą wełnianą, Biskup przechodząc, ukląkł i modlił się chwilę.
Powstawszy, poszedł do ogrodu, przechadzał się, marzył, myślał; dusza jego cała wybiegła ku tym wielkim tajemniczym rzeczom, które Bóg w nocy ukazuje oczom otwartym.
Co do człowieka, ten w istocie tak był znużony, że nawet nie korzystał ze świeżego prześcieradła; zdmuchnąwszy nosem świecę, jak to czynią galernicy, rzucił się w ubraniu na łóżko i natychmiast zasnął głęboko. Północ biła, gdy biskup powracał z ogrodu do swego pokoju.
W kilka minut później wszyscy spali w małym domku.