Nędznicy/Część trzecia/Księga pierwsza/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Nędznicy
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Misérables
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X.
Szydzić to panować.

Nie ma granicy dla Paryża. Żadne miasto nie miały tej władzy, która szydzi niekiedy z tych, których podbija. Podobać się wam, Ateńczycy! wołał Aleksander. Paryż stanowi więcej aniżeli prawo, bo modę; Paryż stanowi więcej aniżeli modę, bo rutynę. Paryż może być głupi, jeżeli mu tak się podoba; pozwala sobie czasami na ten zbytek, wówczas świat głupieje z nim razem: później Paryż budzi się, przeciera oczy, i woła: Jakżem głupi! i śmieje się w oczy rodzajowi ludzkiemu. Co za cudowne miasto! Rzecz dziwna, jak okazałość i śmieszność godzą, się w niem dobrze i jak cała ta parodja nie rozstraja całej tej wspaniałości, i jak te same usta mogą dąć dzisiaj w trąbę sądu ostatecznego, a jutro grać na flecie! Paryż odznacza się krotochwilnością udzielnego władcy. Jego wesołość ma coś piorunowego, a pustota dzierży berło. Wydrzeźnianie się jego sprowadza niekiedy huragan. Jego wybuchy, bitwy, arcydzieła, cuda, epopeje idą aż na koniec świata; idą także i jego koncepty niedorzeczne. Jego śmiech jakby wulkan obryzguje ziemię. Żarty jego to płomyki. Narzuca on ludziom swoje karykatury tak jak swój ideał; największe pomniki cywilizacji ludzkiej znoszą jego ironję i uwieczniają jego błazeństwa. Jest on wspaniały; ma znakomity dzień 14 lipca, który oswobadza kulę ziemską; zmusza wszystkie narody do złożenia przysięgi w sali gry w piłkę; jego noc 4 sierpnia obala w przeciągu trzech godzin tysiącletni feodalizm; logikę swoją czyni muszkułem jednozgodnej woli: mnoży się pod wszelkiemi formami wzniosłego; napełnia swojem światłem Waszyngtona, Kościuszkę, Boliwara, Botzarysa, Riego, Bema, Manina, Lopeza, Johna Brown, Garibaldiego; jest wszędzie, gdzie zapala się pochodnie przyszłości: w Bostonie w 1779 r., na wyspie Leon w 1820 r., w Peszcie w 1848 r., w Palermo w 1860 r., szepce potężne hasło: „Wolność“ na ucho abolicjonistom amerykańskim, zgromadzonym w zatoce Harpers Ferry i patrjotom ankońskim, którzy zebrali się w nocy w Archi, przed oberżą Gozzi, na brzegu morza; tworzy Kanarisa; tworzy Kwirogę; tworzy Pisacana; rzuca promienie wielkości na ziemię; idąc za jego tchnieniem, Barjon umiera w Missolongach, a Mazet w Barcelonie; jest trybuną pod nogami Mirabeau, a kraterem, pod stopami Robespierra; jego książki, teatr, sztuka, nauka, literatura, filozofja, są przewodnikami rodzaju, ludzkiego; ma Paskala, Regniéra, Korneilla, Kartezjusza, Jana Jakóba; Woltera na wszystkie chwile, Moljera na wszystkie stulecia; zniewala usta całego świata do mówienia jego językiem, i ten język staje się słowem; buduje we wszystkich umysłach pojęcie postępu, a układane przezeń dogmaty wyzwolenia się, są nieodstępnymi towarzyszami całych pokoleń, z ducha zaś jego myślicieli i poetów powstali od 1789 r. wszyscy bohaterowie wszystkich poetów; to nie przeszkadza mu ulicznikować; olbrzymi ten genjusz, który nazywa się Paryżem, chociaż przeobraża świat swojem światłem, rysuje jednak węglem nos Bouginiera na ścianach świątyni Tezeusza i pisze na piramidach: Crédeville voleur.
Paryż pokazuje zawsze zęby; jeżeli nie sroży się, to się śmieje.
Takim jest ten Paryż. Dymy jego dachów są myślami świata. Kupa błota i kamieni, jeśli chcecie, lecz przedewszystkiem istota moralna. Jest on więcej niż wielki, jest olbrzymi. Dla czego? Dla tego że śmie.
Śmieć: tą ceną okupuje się postęp.
Wszystkie wielkie zwycięztwa są mniej lub więcej zapłatą śmiałości. Ażeby się stała rewolucja, nie dość, ażeby Monteskjusz ją przeczuwał, Diderot głosił, Beaumarchais zwiastował, Condorcet obliczał, Arouet przygotowywał, Rousseau obmyśliwał; trzeba, ażeby Danton śmiał ją wykonać.
Okrzyk: Śmiało! jest to Fiat lux. Ażeby rodzaj ludzki szedł naprzód, trzeba, ażeby miał przed sobą nieustannie na wyżynach harde przykłady męztwa. Zuchwalstwa olśniewają historję i należą do wielkich jasności człowieka. Jutrzenka śmie, kiedy wschodzi. Próbować, wyzywać, nie ustępować, wytrwać, być wiernym samemu sobie, walczyć z losem, zadziwiać katastrofę brakiem strachu, który w nas wzbudza, to stawić mężnie czoło potędze niesprawiedliwej, to znieważać pijane zwycięztwo, trzymać się dobrze, dostać placu; oto przykład, którego narody potrzebują, oto światło, które je elektryzuje. Ta sama straszna błyskawica przechodzi od pochodni Prometeusza do fajki Cambronna.








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.