Nędznicy/Część trzecia/Księga szósta/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Widzieliśmy poprzednio w jaki sposób Marjusz odkrył, czyli raczej zdawało mu się że odkrył, iż się ona nazywała Urszulą. Miłość jest to głód, podsycający się samym sobą. Dowiedzieć się, że jej na imię było Urszula, było już niemało; ale pokazało się wkrótce mało jeszcze. W przeciągu kilku tygodni Marjusz całkowicie spożył to szczęście. Zachciało mu się drugiego. Uwziął się na odkrycie jej mieszkania.
Raz już popełnił był błąd niemały, że się dał wciągnąć w zasadzkę ławki Gladiatora. Wkrótce potem popełnił drugi, że nie chciał siedzieć w ogrodzie, ile razy pan Biały przyszedł bez córki. Teraz przedsięwziął popełnić trzeci. Błąd niezmierny. Uwziął się śledzić Urszulę.
Pokazało się, że mieszkała przy ulicy Zachodniej, w miejscu najmniej uczęszczanem, w trzypiętrowym nowym domu, skromnej powierzchowności.
Od chwili tej, do szczęścia widywania ją w ogrodzie, dołączył Marjusz drugie szczęście: iść za nią aż do jej mieszkania.
Głód jego zwiększał się jednak. Wiedział już jak się nazywała, wiedział przynajmniej jej imię, prześliczne imię, prawdziwie imię kobiece; wiedział już gdzie, mieszkała, zapragnął dowiedzieć się kto ona była?
Pewnego wieczora, poszedłszy za nimi aż do ich domu i zobaczywszy ich znikających w bramie, wemknął się ich śladem, i rzekł walecznie do odźwiernego:
— Czy ten pan, co tu wszedł mieszka na pierwszem piętrze?
— Nie — odpowiedział odźwierny — na trzeciem.
Było to znowu krok naprzód. Powodzenie to ośmieliło Marjusza.
— Od ulicy — spytał?
— Ależ mój panie — rzekł odźwierny — widzisz przecie, że dom ma tylko mieszkania od ulicy!
— A czem się trudni ten pan? — rzekł znowu Marjusz.
— Kapitalista. Człowiek bardzo poczciwy, który świadczy wiele biednym, choć sam nie jest bogaty.
— Jak się nazywa? — zapytał Marjusz.
Odźwierny spojrzał mu w oczy i rzekł:
— A panu co do tego?
Marjusz odszedł dość zawstydzony, ale zarazem wielce rozradowany. Posuwał się coraz bardziej naprzód.
— Dobre i to — myślał sobie. Wiem, że jej na imię Urszula, że jest córką kapitalisty i że mieszka tam na trzeciem piętrze przy ulicy Zachodniej.
Nazajutrz pan Biały i jego córka, zjawili się w ogrodzie na bardzo krótko; wyszli ztamtąd jeszcze za dnia. Marjusz poszedł za niemi na ulicę Zachodnią, jak to mu już weszło było w zwyczaj. Przybywszy do bramy pan Biały puścił córkę naprzód, a sam, zatrzymawszy się, zanim próg przestąpił, odwrócił się, i bystro spojrzał w oczy Marjuszowi.
Dnia następnego, wcale nie przyszli do ogrodu. Marjusz napróżno ich czekał dzień cały.
Z nadejściem nocy, poszedł na ulicę Zachodnią i zobaczył światła w oknach trzeciego piętra. Przechadzał się pod temi oknami, aż póki światła w nich nie pogasły.
Nazajutrz, znowu nikogo w ogrodzie. Marjusz czekał dzień cały, potem poszedł odbywać swoją wartę nocną pod oknami. Tak mu schodziło aż do dziesiątej wieczór. Z obiadem jego działo się co mogło. Gorączka żywi chorego, miłość zakochanego.
W ten sposób zeszło dni ośm. Pan Biały i jego córka nie pokazywali się już w ogrodzie. Marjusz robił smutne przypuszczenia; nie śmiał szpiegować bardzo wśród dnia białego, poprzestawał więc tylko na przychodzeniu wieczorem dla przyglądania się czerwonawej światłości w oknach. Chwilami widywał w nich przesuwające się cienie, i w tedy serce uderzało mu silniej.
Ósmego dnia, kiedy przyszedł pod okna, nie było w nich jeszcze światła. „A! rzekł sobie, nie zapalono jeszcze lampy. Jednak już noc zupełna. Czyby przypadkiem gdzie wyszli?“ Czekał aż do godziny dziesiątej. Czekał aż do północy. Aż do pierwszej zrana. Ani świateł nie zapalono w oknach trzeciego piętra, ani nikt nie wrócił do domu. Odszedł, bardzo zachmurzony.
Nazajutrz, (gdyż od pewnego czasu żył tylko jutrem, i można powiedzieć nie było już dla niego dnia dzisiejszego) nazajutrz tedy, znowu nie zastał nikogo w ogrodzie; przewidywał to. O zmroku poszedł znowu do domu przy ulicy Zachodniej. Znowu żadnego światła w oknach; żaluzje nawet były pozapuszczane; całe trzecie piętro było ciemne.
Marjusz zadzwonił do bramy, wszedł i rzekł do odźwiernego:
— Czy jest u siebie ten pan co mieszka na trzeciem piętrze?
— Już się wyprowadził — odpowiedział odźwierny.
Marjusz zachwiał się na nogach i spytał słabym głosem:
— Kiedyż się wyprowadził?
— Wczoraj.
— A gdzie teraz mieszka?
— Nie wiem.
— Więc nie zostawił swego nowego adresu?
— Nie.
Powiedziawszy to odźwierny wpatrzył się w Marjusza i poznał go.
— A! to pan znowu — rzekł. Więc pan istotnie chcesz tu coś przewąchać?