[167]Na Zapłonienie.
Nie był ci skąpy farby Twórca dobry,
I szkarłatnemi twarz okrył cynobry,
Że nie tak mają, o Jago, zaiste
Wesołą barwę jabłka przepłoniste;
Lecz żeś się nad swój zwyczaj tej godziny
Tak zapłonęła, to nie bez przyczyny;
Albom ja co rzekł, czego ucho nie chce
Słuchać i co twój wstyd pieszczony łechce.
Ach! jeślim myślił zawstydzić cię słowy,
Skarż mię, wszak możesz, i zabroń mi mowy;
Albo cię to gniew, a nie wstyd zażega,
Że moja służba o płacą nalega;
Ach! jeśli cię to podburza w gniew tajnie,
Już nie płać, wolę służyć rękodajnie.
Alboć téż miłość przyczynia farbiczki,
I z serca krwawie bucha na policzki;
Ach! jakim szczęśliw, jeżeli rumieńca
Nie dla inszego przybyło młodzieńca;
Aleć to raczéj mój ogień głęboki
Przyfarbował cię, jak słońca obłoki;
Albo ta laka i szkarłać różany,
Krew to jest z własnej serca mego rany.