[25]VIII.
....................
Więc z matką... kiedy wszyscy odeszli już sobie
Zostawiając nas samych, — weszliśmy oboje
Do pokoju, gdzie śmiercią tknięte ciałko twoje
Spoczywało, czekając na wieczny sen w grobie...
„Śpi jeszcze! wyszeptaliśmy razem — toż ciszej!
„Ostrożnie! bo się może przestraszyć... a chora,
„Blada taka...
Biedaczka!...
Możeby doktora?...
„Nie słychać jej... i ona, żeśmy tu — nie słyszy!...”
I siedliśmy oboje, — matka drżąca cała,
Ja z ręką na mem sercu, — zaraz niedaleczko —
U wezgłowia twojego, tuż, moja dzieweczko!
I czekali — czekali...
Tymczasem tyś spała...
[26]
Toż gdy po dniu już ciemność przez szyby zajrzała,
Przystąpiliśmy bliżej nad trumienkę małą
I zaczęli cię budzić... Ach! bo nam się zdało
Że się ockniesz za chwilę...
A tyś dalej spała!
Ująłem cię za rączkę, co krzyżyk trzymała,
I zziębniętą chcąc rozgrzać o gorące ciało,
Tuliłem ją do piersi... Już mi się też zdało,
Że drżą paluszki twoje!...
Tyś jednakże spała!
Więc cię matka nareszcie porwawszy na rękę
Złożyła, czule niańcząc, na swoje kolana,
I jak zwykle co wieczór, co każdego rana,
Zaczęła głośno śpiewać znaną ci piosenkę...
Głos się szerzył... piosenka przez rzewny płacz drżała...
Łzy gorące skrapiały twą sukienkę białą...
Chłód wieczorny cię rzeźwił... I ach! nam się z dało,
Że budzisz się już, dziecię!...
A tyś precz — precz spała!...