Na ludzkim targu/XXIX
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Na ludzkim targu |
Rozdział | XXIX. W obliczu śmierci |
Wydawca | Księgarnia St. Sadowskiego |
Data wyd. | 1911 |
Druk | Ksawery Trębiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W tajemniczym pokoju, gdzie dusza Romińskiego po raz pierwszy uchwyciła czarownych dźwięków moc, stoi na środku ostatnie jego mieszkanie, obstawione wedle zwyczaju dookoła lodem.
Zimna, śmiertelna ustroń, pomimo późnej godziny, oświetlona jest jasno, gdyż w rogu pokoju, siedzi przy biurku p. Łaź, pisząc coś pilnie.
Minęła północ, cisza zaległa całe miasto, gdy wreszcie podniosła się z krzesła i stanęła obok trumny.
Patrzała chwilę nieruchomym wzrokiem na smutny domek przyjaciela i — szepnęła:
— Za kilka godzin zacisną wieko na zawsze; pożegnam cię zatem, zanim przyjdą tu obci.
Oparła ręce o trumnę i chwilę stała, jakby wachała się ją otworzyć.
Cisza dokoła zaległa grobowa...
Usunęła rękę z wieka i... w obawie może, lub nadziei — zapukała weń lekko trzy razy...
Cisza była odpowiedzią.
— Czegoż się lękam? — wyrzekła wówczas głośniej, — zimnych zwłok wśród ciszy nocnej?
Nie w taką czarną milczącą noc stanęłam wobec widma tyrańskiej śmierci i uchyliłam czarnej, zimnej jej zasłony! — Nie w taką noc, złożywszy w grobie marzenia, puściłam się ciernistą drogą ku bladym świtom dnia...
Czarniejsza noc była przedemną, okropniejsza cisza i pustka, gdym po raz pierwszy zapukała w zimną powierzchnię ludzkich uczuć...
Od tego czasu, nie jedno już wieko zimnego mieszkania uchyliłam — nie jedno zastygłe serce ogrzałam...
Przy tych słowach podniosła śmiało wierzch trumny, odłożyła go na bok, i — z wielką boleścią wpatrzyła się w zmienione rysy przyjaciela.
— O — umęczony talencie! — wybuchnęła żalem, mógłbyś był gwiazdą świecić na obczyźnie, a oto zdruzgotany obojętnością, leżysz bezwładny na marach.
O — umęczony talencie, dla którego chciałam pracować, — pomszczę cię!
Uścisnęła zimną dłoń przyjaciela, jakby tem potwierdzić chciała wykonanie danej obietnicy; podeszła następnie do biurka, wzięła w rękę co dopiero zapisane karty i znów snuła głośno:
— Są tu opisane urywki życia twego — dam je do druku, zanim mogiła mnie pokryje.
Rzucę je na targ ludzki, może choć w małej cząstce przyczynią się zawarte w nich myśli do podniesienia twórczego ducha wśród zimnej, trupiej rzeszy naszego wychodźtwa.
Rzucę je w twarz handlarzom, u których niema litości dla cierpień drugich, niema poszanowania osobistych przekonań, niema szlachetności, niema ludzkiego uczucia.
Szakalom tym w człowieczych postaciach ukażę niecne ich postępki, choćby za to rozszarpać mnie chcieli...
Nie mają wreszcie już co gryźć... Wyssali ze mnie łagodność, — uczucie — ogryźli do kości...
O — przyjacielu mój jedyny! złamany ty talencie! — pomszczę cię!
Obróciła się ku zwłokom, chcąc zakryć je wiekiem, gdy wzrok jej padł na ścianę na ukrzyżowanego Chrystusa. — Z bolesnym jękiem przypadła do nóg Zbawiciela i łkała:
— O Chryste — nie mogę wznieść się do twej świętości, Tyś przebaczył, boś był doskonałym! — jam tylko zwykła ułomna kobieta...
Zresztą gdyby chodziło o mnie jedną — przebaczyłabym, — ale idą za mną nowe światy, nowi ludzie, a za nimi gwiazdy światła wielkiego... idzie Boski Duch!
Dla niego, dla Ducha Światła trzeba torować drogę, trzeba oczyszczać rynki ludzkiego targu, — trzeba — handlarzy piętnować...
Przebacz o Chryste i dodaj mocy, gdy rzucą się na mnie napiętnowani handlarze.
Spokojna potem, włożyła wieko na trumnę, ugięła kolana i w cichej modlitwie dotrwała na klęczkach do brzasku dnia.
Gdy słońce w okno zajrzało, siedziała znów przy biurku, pisząc z pośpiechem, a gdy w godzinę później pogrzebowy zjawił się we drzwiach by męczennika sztuki zawieźć na wieczny spoczynek, — Tak, teraz już wszystko załatwione — wyrzekła składając pióro, — jestem gotowa na mogilne pociski..