Na płacz jednej panny (Morsztyn, 1883)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Andrzej Morsztyn
Tytuł Na płacz jednéj Panny
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone. Poezye liryczne — Kanikuła albo psia gwiazda
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Na płacz jednéj Panny.

Płaczesz, Fillido, i śliczne jagody
Potoki-ć słonéj przebiegają wody?
Jak więc odwilża rosa kwiat różany,
I ogród zdobią nie mętne fontany...
Dobrze tak na cię, że wzdy zraz uczujesz,
Jako niesłusznie z moich łez dworujesz
I jak to ciężko wylewać méj duszy
Płacz, co cię na mnie nie zmiękczy, ni ruszy.
Aleć to nie twe łzy tylko twe oczy
Jak słońce ten płacz, co się z moich toczy,
Promieńmi swemi wciągnąwszy do góry,
Teraz jak smętny deszcz spuszczają chmury.
I jużbym bał się potopu wtórego
Już o korabiu myśliłbym Noego,
Ale mi miasto przysiężonéj tęczy
Brew okazała, co pogodę ręczy.
Do tych wód, jako jeleń upragniony,
Bieżał Kupido i kołczan złocony
Złożywszy, strzałki hartował w tym zdroju,
I chwytał gębą krople w przykrym znoju;
Potym zaś, jako ptak przed niepogodą;
Kąpał się, płócząc skrzydełka tą wodą.
I gdy się myje, gdy się nurza pod nią,
Nieobyczajnie zgasił w niéj pochodnią.
Stąd w twoim płaczu takie są zapały,
Żeby mógł spalić okrąg świata cały

I lub piorunem straszyć, lubo domy
Siarczystym deszczem burzyć złéj Sodomy.
Kto widział, jako deszcze więc spadają,
Które z błyskaniem zmieszane bywają
Kto doznał, jako, choć za szyję ciecze,
Samemi dżdżami Kanikuła piecze;
Ten i z łez twoich dość poweźmie szkody,
Bo, jakież cuda! ogień idzie z wody!
Ogniami lejesz; Wenus, co pochodzi
Z pian morskich w tym się płaczu znowu rodzi.
Ale jeżeliście już tak w ogień płodne
Jako pędzicie oczy zdroje wodne,
Jeżeli wam tak już łatwo o wody,
Przecz sercu memu nie dacie ochłody?
Widzę, co w tém jest: ogień z żadnéj miary
Wody nie cierpi, muszą w tém być czary.
Już to ta Cyrce kuje mi okowy
I z łez gotuje napój jakiś nowy.
A więc mi dziwno, że tak twarda skała
Kroplę litości wypuścić zechciała;
Acz to zwyczajnie pod twardym kamieniem
Żywe się źródło dobywa strumieniem.
Podobno jakby nie dość na tym miała,
Że tak na moje płacze skamieniała,
Na moję szkodę te drogie łzy psuje
I w nich stal swojéj twardości hartuje.
Podobno, że ją me posługi bolą
I niż je wszystkie dokończyć mam wolą,
Nowy krokodyl, co na mą śmierć godzi,
Zdrowie mi bierze, a śmierć łzami słodzi.
O wdzięcznyż to płacz, który w sobie cosi
Smacznego ustom przydaje méj Zosi!
Cóż? gdyby z uśmiechem pozwoliła gęby
I swe perłowe ukazała zęby.
Każda się równa kropla, którą puści
Perle i srebru, kiedy się rozpuści;
Jak Kleopatra ma perły przebrane
Zupełne w uściech, w oczach przetapiane.
O wdzięczny płaczu, z którego coś idzie,
Co tyle wdzięku przydaje Fillidzie.
Nie tak są piękne gwiazdy, które ciemnéj
Nocy spadają ku niskości ziemnej,

Jako każda łza, która na twej twarzy,
Kropiąc lilije, ognie moje zarzy.
Płacz tedy, Filii, kiedyć tak przystoi,
Już się tych smętków serce me nie boi,
Owszem tym deszczem zawiędłej nadzieje,
Latorośl w sercu moim odmłodnieje.
Tak wiemy, że już wiosna nam nadchodzi,
Gdy słońce w kąpiel do Wodnika wchodzi,
Tak i tuszymy, że wdzięczny świt blisko,
Gdy zorza kropi ziemię rosą ślisko.
Podobno widząc, jak dla ciebie ginę,
Tę mi z łez moich oddajesz daninę;
Podobno mi cię ten płacz miększą sprawi,
Wszak częsta kropla i kamień dziurawi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Andrzej Morsztyn.