[533]
NA RUINACH
Martwy uścisk księżyca tęskno odpoczywa
Na pokrwawionym trupie kochanka zamczyska;
W baszcie ostatni strażnik, puhacz się odzywa,
Niby lśniąca zbroica, sowie ślipie błyska.
Wódz wiatr, wyjrzawszy z baszty, ponury, hukliwy,
Groźny wydaje rozkaz zamkowej załodze;
A rycerze — kamienie, chwasty i pokrzywy,
Zaszumiały, zadrżały w pokłonach i trwodze.
Wietrze! czemu ty budzisz śpiącego olbrzyma
I kości popróchniałych rozrzucasz ostatki,
Które myśl rozogniona w swem objęciu trzyma,
Pieszcząc i pielęgnując, jak w objęciu matki!
W twojej piosnce samotnej słyszałem jęk cichy,
Biednych ofiar jęczących w tej baszcie zczerniałej,
A później jakieś straszne piekielne uśmiechy,
I jakiś płacz dziewiczy, niewinny, zbolały!