[28]Na szynach
Siadłem sobie na walizce i pocichu szlocham,
Żegnając tych, których bardzo, całą duszą kocham,
A którzy mi dziś wybaczą te niemęskie żale,
Wkrótce dzwonek ma uderzyć... O Ultimum Vale!
Skierowałem wzrok zmęczony na stalowe szyny,
Na te czarne, wrzynające się we mgłę kominy,
A z kominów snop czerwienny mocno, tęgo bucha,
Krwawy smętek pożegnania łagodzi otucha...
Wszak nareszcie jadę, jadę w świat tajny i mglisty,
By hartować w sobie wolę i siłę artysty!
Dość mi mglistych zapowiedzi, dość szukań ostrożnych,
Dość żebractwa o naukę w drzwiach poetów możnych!
Sam chcę zostać, sam zupełnie! bez żadnej pomocy!
Chyba z pieśnią gorączkową i krzykiem wśród nocy,
Obolały, poraniony katowskim żegadłem,
Którem pchnąłem młode serce przed prawdy zwierciadłem!
...Jeszcze jedno w tył i naprzód straszliwe szarpnienie,
Brwi zmarszczone, protest, skowyt, łuny i płomienie —
I już idzie, zwolna idzie rzeczywistość ku mnie:
Twarda, zimna, obojętna dla tych marzeń w trumnie,
Zaś dla dni dotychczasowych jak płomień zagłady,
Patrzę na nią i śmiertelne poczynam ballady...
Zaś poza mną i przedemną, gdzie obrócę oczy,
Biała omgła, tuman biały z komina się toczy,
...Wiatr go niesie, zwolna niesie ku zachodniej stronie,
Jak mgławicę snów kwitnących niegdyś w moim łonie!
Biały tuman harmonijnie z białym snem się łączy
I pod ślepiem reflektorów krótki byt swój kończy.
A te ślepia urastają do potwornej wizji,
Jak symbole zimnej prawdy, wśród marzeń kolizji.
...Nagle zmiana! Obraz drugi! Zawrót chwyta głowę,
Tam padł jakiś samobójca na szyny stalowe,
Padł, ramiona rozkrzyżował i wykrzywił usta,
[29]
Popaliła mu się ogniem twarz blada, jak chusta...
Idę chyłkiem i poznaję: Jezu, Jezu, Chryste!!
Wszak to leżą pod kołami me wiary przeczyste,
Wszak to młodość ma najpierwsza tak okrutnie kona,
Rozpostarłszy na szyn krzyżu męczeńskie ramiona.
Wkrótce dadzą sygnał świetlny! Wskoczę do wagonu
I popędzę w nowe życie śladem mąk i zgonu.
Zobaczycie mnie u okna z podniesionym czołem,
W chwili, gdy mój kształt wczorajszy będzie marł pod kołem!!
Dzisiaj ja, a jutro i wy! Łza do ócz się wciska,
Rozpraszamy się po świecie jak blask od ogniska,
Coraz dalej, coraz ciszej — każdy w inną drogę.
Już się zrywam, już!... a jednak zerwać się me mogę!!
——————————————
Taki skurcz czuć w sobie muszą młodzi marynarze,
Gdy im służba poraz pierwszy morską dal ukaże,
I gdy zwisną w samotności na bocianich gniazdach,
Między morzem, zakochanem w srebrniejących gwiazdach,
A gwiazdami, objętemi przez miłości sidła,
W zawierusze pian, gdzie mewa pręży białe skrzydła
I gdzie dyskiem oceanu będące rybitwy,
Z marynarskich ust zrywają ich ranne modlitwy:
Ave mare tenebrarum, ave, ave vita!!
|