[146]
Nie tak in illo tempore bywało,
Panie Cześniku, dawny mój sąsiedzie,
Było dość złota, a wydatków mało,
Piliśmy własny miódek przy obiedzie.
Teraz choć w Gdańsku nie płaci pszenica,
Piją szampana i madery sławne;
Ale też za to na dobrach szlachcica
Ciążą niezmiernie te listy zastawne.
Miłoż to było widzieć ojcu, matce,
Syna w kontuszu i w konfederatce,
Pas złotem lity, a u boku szabla,
Wąs zawiesisty, mina dziarska, djabla.
[147]
Teraz młodzieniec jak chusteczka blady,
Wczesnej miłości widać na nim ślady;
Nie poznasz teraz: szewc czy wojewoda,
Obadwaj kuso, bo dziś taka moda.
Dawniej wiedziano komu się ukłonić,
Pan szedł w kontuszu, a sługa w kubraku,
Dzisiaj pomyłki trudno się uchronić,
Bo pan i sługa obadwaj we fraku.
Lepiej nam zostać przy kontuszu było,
Kontusz Polaka, zawój Turka zdobi,
Z kontusza na frak zawsze wystarczyło,
Lecz z fraka kontusz zje dyabła, kto zrobi.
Gdzie się podziałaś polska gościnności,
Którą się nasi ojcowie szczycili?
Polak się cieszył, gdy miał dużo gości,
Prosił na klęczkach, by jedli i pili.
Teraz gdzie przyjdziesz, to ci nic nie dadzą,
A jeśli dadzą, to przypadek rzadki;
O ważnych rzeczach do północy radzą,
Wreszcie podadzą szklaneczkę herbatki.