Niebezpieczne związki/List CLXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pani de Volanges do pani de Rosemonde.
Rozchodzą się tutaj, droga i godna przyjaciółko, nader zadziwiające i bardzo przykre wieści co do osoby pani de Merteuil. Oczywiście, daleka jestem od dawania im wiary i trzymałabym zakład, że są to tylko nikczemne potwarze: ale niestety, dobrze wiem, jak łatwo niegodziwości, nawet najmniej prawdopodobne, znajdują grunt dla siebie i jak trudno przychodzi zatrzeć wrażenie jakie pozostawiają po sobie. Z tej przyczyny zaniepokojona jestem nieco temi pogłoskami, mimo iż mniemam, że aż nadto łatwo będzie obrócić je w niwecz. Co do mnie, zaledwie wczoraj, i to bardzo późno, dowiedziałam się o tych okropnościach. Posłałam dziś do pani de Merteuil; oznajmiono mi, iż wyjechała na wieś, gdzie ma przepędzić dwa dni. Nie umiano mi objaśnić do kogo się udała.
Otóż mam nadzieję, iż pani będzie mogła, jeszcze przed jej powrotem, udzielić mi wyjaśnień, które mogą być dla pani de Merteuil użyteczne: bowiem te wstrętne historye opierają się na okolicznościach towarzyszących śmierci pana de Valmont. Oto co głoszą, a raczej, ściślej mówiąc, co szepcą dopiero, ale co lada dzień niechybnie wybuchnie.
Mówią tedy, że sprzeczka, jaka zaszła między panem de Valmont a kawalerem Danceny jest dziełem pani de Merteuil, która oszukiwała na równi ich obu; że, jak zdarza się niemal zawsze, dwaj rywale zaczęli od zbrojnego spotkania, a dopiero potem przystąpili do wyjaśnień. Następstwem tych wyjaśnień miało być zupełne i szczere pojednanie; zaś, aby kawalerowi Danceny dać poznać w pełnem świetle panią de Merteuil, jak również aby się całkowicie uniewinnić, pan de Valmont dołączył na poparcie swoich słów mnóstwo listów, pochodzących z jego stałej z nią korespondencyi, a w których to listach markiza opowiada o sobie samej, i to w stylu jak najbardziej swobodnym, skandaliczne wprost anegdoty.
Dodają, że Danceny, w pierwszem oburzeniu, pokazywał te listy każdemu, kto chciał je oglądać i że obecnie obiegają one cały Paryż. Wymieniają zwłaszcza dwa[2]: jeden, w którym markiza rozwija całkowite dzieje swego życia i zasad, i który ma być szczytem ohydy; drugi, który oczyszcza zupełnie pana de Prévan, stanowiąc jawny dowód, iż Prévan uległ jedynie wyraźnym zachętom pani de Merteuil i że bytność jego u niej była umówiona.
Na szczęście posiadam bardzo silne dowody na to, że te pogłoski są jedynie nikczemnem oszczerstwem. Przedewszystkiem wiemy dobrze obie, że pan de Valmont z pewnością nie zajmował się panią de Merteuil, a mam wszelki powód mniemać, iż Danceny nie zajmował się nią również: toteż wydaje mi się rzeczą pewną, że nie mogła być ani przedmiotem ani sprawczynią ich zwady. Tem bardziej nie rozumiem, jaki interes miałaby pani de Merteuil, którą pomawiają o porozumienie z panem de Prévan, w wywoływaniu sceny, która mogła być w każdym razie jedynie niemiła przez swój rozgłos, a mogła stać się bardzo niebezpieczną dla niej, czyniąc nieprzejednanego wroga z człowieka, będącego panem jej tajemnicy i liczącego wielu stronników. Zaznaczyć trzeba że, od czasu tej przygody, nie podniósł się ani jeden głos na korzyść Prévana i nawet z jego strony nie było żadnego protestu.
Te spostrzeżenia kazałyby mi podejrzewać, iż to on mógłby być twórcą pogłosek, jakie krążą dzisiaj. Byłyby one dziełem nienawiści i zemsty człowieka, który, widząc się zgubionym, pragnie może w ten sposób sprowadzić korzystne dla siebie zamięszanie opinii. Ale z jakiejkolwiek strony pochodzą te ohydy, najpilniejszą rzeczą jest je unicestwić. Upadłyby same przez się, gdyby się okazało, jak to jest prawdopodobne, iż pp. de Valmont i Danceny nie mówili z sobą po owem nieszczęśliwem spotkaniu i że wieść o oddaniu jakichś papierów również jest zmyślona.
Wiedziona chęcią co rychlejszego sprawdzenia tych faktów, posłałam dziś rano do pana Danceny; niema go również w Paryżu. Służącemu memu oznajmiono, że wyjechał tej nocy na skutek ostrzeżenia, jakie otrzymał wczoraj. Miejsce jego pobytu jest tajemnicą. Widocznie obawia się następstw zajścia. Jedynie zatem przez ciebie, droga i godna przyjaciółko, spodziewam się uzyskać szczegóły, które mnie obchodzą, i które mogą stać się tak potrzebne dla dobra pani de Merteuil. Ponawiam przeto prośbę, abyś mi pani zechciała możliwie najprędzej przesłać dotyczące wiadomości.
P. S. Zasłabnięcie mojej córki nie miało żadnych następstw: załącza dla pani wyrazy poważania.