<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustave Le Rouge
Tytuł Niewidzialni
Podtytuł Powieść fantastyczna z rycinami
Wydawca Nakładem M. Arcta w Warszawie
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Kazimiera Wołyńska
Tytuł orygin. La Guerre des vampires
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.   Wyjaśnienia.
Miss Alberta, oprócz odurzenia dymem, nie odniosła żadnej szkody na zdrowiu. Starania otaczających, z Robertem na czele, odniosły znakomity skutek i wspomnieniem całej przygody było tylko kilka lekkich oparzeń, tak, iż wieczorem mogła już ukazać się w sali jadalnej.
Robert ją wziął na ręce jak dziecko i wniósł na schody.
Po wieczerzy wszyscy zgromadzili się w saloniku, w tym samym komplecie, któremu Robert opowiadał swe niesłychane przygody.

— Dziś ja będę opowiadać moje przygody u Niewidzialnych — rzekła, śmiejąc się, miss Alberta — nie będą one tak ciekawe i nadzwyczajne, jak podróż pana Roberta, myślę jednak, że was zajmą!
Słowa te pobudziły ogólną ciekawość.
— Wczoraj, po rozejściu się naszem, wkrótce usnęłam, a wyobraźnia moja snuć zaczęła dalszy ciąg doznanych na jawie wrażeń. Ujrzałam Niewidzialnych: rzucili się oni na mnie, jak niegdyś na pana Roberta, gdy myśleli, że ich zdradza.
Czułam na sobie ich ślizkie, sprężyste ramiona, i niestety! wkrótce przekonałam się, iż to nie był sen. Gdy otworzyłam oczy, uczułam się uniesioną w powietrze: wtedy zaczęłam krzyczeć, wołać pomocy.
Nie wiem, jak się to stało, iż nie oszalałam ze strachu.
Spotkałoby mię to napewno, gdyby nie usłyszane poprzedniego dnia opowiadanie.
Odrazu zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które mi groziło: byłam porwaną przez Niewidzialnych!
Myśl ta zarysowała się jasno i wtedy to krzyknęłam tak mocno, że z pewnością w całej willi musiano usłyszeć ten rozpaczliwy okrzyk.
Wszystko to stało się w jednej chwili; więcej już nawet krzyczeć nie mogłam, gdyż byłam niesioną tak szybko, że pęd powietrza oddech mi tamował.
Tak strasznego wrażenia nigdy dotąd nie doznawałam! Dotknięcie wstrętnych ramion przyprawiało mię o mdłości i w chwili, kiedy się uczułam zawieszoną w powietrzu, bez żadnej widzialnej podpory, do końca życia nie wyjdzie mi z pamięci.
Widziałam pod sobą willę, później wierzchołki drzew, puste przestrzenie...
Wszystko to migało mi się w oczach z zawrotną szybkością, a ja drżałam na myśl, że pochwycono mię, aby następnie wrzucić w jaką przepaść lub morze... Straciłam na razie przytomność, a gdym ją odzyskała, uczułam, że lecimy wolniej: widocznie niosący mię zmęczyli się nieco.
Po niejakim czasie uczułam pod nogami ziemię, lecz trzymające mię ramiona nie rozluźniły się, tylko popychały mię ku wejściu do podziemia ruin.
Świtało już, a ja wchodząc do tych zwalisk, zapytywałam się z rozpaczą: czy nie po raz ostatni oglądam świat? Na myśl tę zaczęłam głośno wzywać ratunku, lecz krzyk ten przebrzmiał bez echa, a moi prześladowcy, rozgniewani zapewne tą oznaką nieposłuszeństwa, wepchnęli mię w podziemie, gdzie przynajmniej odzyskałam swobodę ruchów.
Usiadłam na wielkim głazie, zdziwiona, że dotąd żyję i oczekując co chwila nieuniknionej śmierci.
Ku memu zdziwieniu ujrzałam się zupełnie samotną, lecz czułam, że jestem dobrze strzeżoną. Ośmielona zupełną ciszą, postąpiłam kilka kroków ku wyjściu, lecz nagle poczułam na ręce dotknięcie ślizkiego jakby płazu, wstrętne a tak silne, że mi łzy bólu stanęły w oczach.
Był to rodzaj ostrzeżenia: nie chciano, przynajmniej na razie, zrobić mi nic złego, lecz poznałam, że każde usiłowanie ucieczki surowo będzie ukarane.
Ile czasu potem zeszło, nie umiem tego określić, gdyż znużona i wyczerpana, przymknęłam oczy, i oparłszy się o jakąś omszałą ścianę, usiłowałam usnąć...
Rozbudził mię odgłos blizkiego strzału: po chwilowym przestrachu uczułam radość: przeczuwałam obecność moich przyjaciół! Byłam pewną, że użyjecie wszelkich środków dla oswobodzenia mnie; jakoż wkrótce przy słabym płomyku latarni ujrzałam na chwilę wasze twarze i usłyszałam głosy.
Wtedy to zaczęłam krzyczeć, aby uwiadomić was o swojej obecności i miejscu, gdzie się znajduję. Mój krzyk i odgłosy strzałów rewolwerowych przeraziły Niewidzialnych: wydawali ostre, gardłowe krzyki; czułam ciągle powiewy ich skrzydeł.
Zdawało mi się, iż ta chwila jest sposobną do ucieczki: podbiegłam więc ku wyjściu i znów się uczułam silnie od niego odepchniętą, lecz przedtem, tuż przy progu, uczułam pod nogą jakiś mały, kanciasty przedmiot. Schyliłam się, aby go podjąć: było to małe, metalowe pudełko, pełne woskowych zapałek.
Musiał je upuścić Zaruk, gdy zapalał latarnię... Wróciłam na swoje miejsce, rozmyślając, czy te zapałki nie staną się dla mnie narzędziem wybawienia...
Nagle przyszła mi myśl, aby zapalić suchy mech i liście, znajdujące się w jaskini. Było ich tam mnóstwo; pamiętałam, iż Niewidzialni lękają się dymu i ognia, a zatem będą zmuszeni stąd uciekać dalej, a wtedy może potrafię się oswobodzić... W razie nieudania się tego planu, wolałam być uduszoną w dymie, niż znosić dłużej tę ohydną niewolę — zresztą wasza obecność dodawała mi odwagi.

Zgromadziłam na jedno miejsce większą ilość suchych
...podbiegłam więc ku wyjściu i znów się uczułam silnie od niego odepchniętą...
liści i rzuciłam nań płonącą zapałkę. Zajęły się natychmiast, dym zaczął napełniać wnętrze jaskini, a ja, zaledwie mogąc oddychać, biegłam ku wyjściu. Zaledwie parę kroków przedzielało mię od niego, gdy złomy kamienia, większe i mniejsze, spadając z hukiem, zatarasowały wyjście. To pan Ralf stawiał tę nieprzebytą zaporę między mną i swobodą!

Ralf się zaczerwienił, jak dzieciak schwytany na gorącym uczynku, i spuścił głowę.
— Nie mam do pana o to urazy — dodała miss Alberta z uśmiechem — wszakże działałeś pan w najlepszej myśli, nie mogąc przeczuć, iż wzniecę ogień w podziemiu; ale w danej chwili to zdarzenie odbierało mi prawie przytomność.
Być zamkniętą w tym piecu ognistym... razem z Niewidzialnymi! Przeżyłam wtedy okropne chwile. Straszydła te, dusząc się w dymie, wiły się, wydając straszne krzyki; byłam pewną, iż mię rozerwą na sztuki, aby się zemścić za ów dym morderczy... Lecz on i mnie oślepiał; kaszel rozrywał mi gardło, oczy mi się zamknęły i straciłam przytomność, pewna, iż to śmierć nadchodzi...
Otrzeźwiły mię dopiero bryzgi wody, spadające na twarz: otworzywszy oczy, ujrzałam, iż leżę nad strumieniem...
Oto jest prawdziwy opis moich przygód z Niewidzialnymi. Chciałabym jednak wiedzieć, czy żaden z tych potworów nie uratował się z płomieni? Z pewnością szukałby na mnie pomsty!

— Niema o to obawy — rzekł Ralf — byłem tam przed wieczorem. Odwaliłem wejście do zwalisk i zeszedłem w głąb. Jaskinia pełna jest nawpół zwęglonych trupów i możemy teraz spać spokojnie — Niewidzialni już nie istnieją!
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Miss Alberta jest od miesiąca szczęśliwą małżonką Roberta Darvela. Wesele było obchodzone nader uroczyście, dzięki czemu lord Frymcock zyskał sławę europejską: dwory europejskie przysyłały mu oferty, które odrzucał, pozostając wiernym swym przyjaciołom. Robert przygotowuje do druku pomnikowe dzieło o Marsie, a jego teorja o istnieniu Wielkiego Mózgu jest pomiędzy uczonymi przedmiotem zawziętych rozpraw. Ralf pracuje po dawnemu w odbudowanem na nowo laboratorjum; mając za pomocników Jerzego i Zaruka, usiłuje rozjaśnić tajemnicę stawania się niewidzialnym. Podobno już osiągnął w tym kierunku pomyślne wyniki.

Zdarzenie, zaszłe w willi i zwaliskach, posłużyły Arabom za przedmiot do fantastycznych legend; utrzymują oni, iż jeden z Niewidzialnych, ocalawszy od ognia, błądzi teraz samotnie w poblizkich lasach i zaroślach. Jemu to przypisują choroby swych dzieci, śmierć zagubionych jagniąt, a wielu zapewnia, iż przed każdą klęską krajową słyszeć się daje w tym lesie śmiech ostry, dziki a szyderczy...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gustave Le Rouge i tłumacza: Kazimiera Wołyńska.