[39] [41]
IV.
Wierniem ci ja służył, Ojczyzno kochana,
żołnierz bez komendy, parobek bez pana.
Nikt mnie nie kaptował białemi chlebami,
nikt mi nie wypłacał żołdu talarami,
nikt nie wypominał zasług moich krwawych
generalską ręką w raportach łaskawych.
Szedłem ci ja szedłem, żołnierz z Bożej łaski,
z pod wawelskich murów na mazurskie piaski.
Wędrowałem borem, wędrowałem lasem,
z głodu na postojach przymierałem czasem.
Dali mi konika, dali cisawego,
przypięli szabelkę do boku mojego,
a ja na koniku z szabelką u boku,
jadący pod kule, nie zwalniałem kroku,
[42]
pędziłem naoślep, na śmierć, jak szalony!
— O, mój rozmarynie! o, mój ty zielony!...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Byłem pod Łowczówkiem, byłem pod Rokitną,
nad Wisełką płową i Narwią błękitną.
Z orzełkiem na czapce, w strzeleckim mundurze
stałem nad Horyniem i na Polskiej Górze.
Siedziałem w Szczypiornie w obozie wojskowym
i krwią ociekałem w bitwie pod Kaniowem,
i niosłem Twe imię aż na szlak murmański,
ja tułacz bezdomny, ja żołnierz bezpański,
walczący z wrogami na wszystkie trzy strony...
— O, mój rozmarynie! o, mój ty zielony!...