Bo oto słychać spękanej gdzieś struny Jęki i zgrzyty —
I wiatr przeciąga — i idą pioruny, By bić w błękity.
Do dna zmącone, jako morza fale, Duchy się chwieją...
Jakieś rozruchy i skargi i żale W powietrzu mdleją...
Słychać chorego serca głośne bicie W piersiach ludzkości...
Siłą zniszczenia wyrywa się życie Do swej przyszłości
I rozpłomienia nawałnic oddechem Myśli ogniska
I na mdłych formach, lepionych z pośpiechem, Piętno wyciska!
Kto idzie — nie wie, gdzie dąży; kto czeka, Nie wie, dlaczego;
Ciemną już, straszną ta droga daleka, Gdzie ludy biegą!
Nim słońce wzejdzie nad ziemią zagasłą, Rzesz ludzkich wodze
Piorun obrali za znamię i hasło Na swojej drodze!
Zbudźcież wy Tego, co karmi łaknące, Spragnione poi,
Niechaj zażegna te fale kipiące, Niech je ukoi!
Zbudźcież wy Tego, co nagie okrywa Krajem swej szaty,
Bo już się burza rozbłyska i zrywa, By wichrzyć światy!