O naprawie Rzeczypospolitej/I-11
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O naprawie Rzeczypospolitej |
Wydawca | E•WENDE & Ska |
Data wyd. | 1914 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Cyprian Bazylik |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
1. O urzędziech, na które synowie albo drudzy potomkowie po rodzicach właśnie następują, albo które testamentem na kogo przychodzą. 2. O wychowaniu synów wielkich panów. 3. O ludzkości przeciwko poddanym. 4. I o tym, jeśli się godzi panu odjąć co u poddanego swego?
Ale imo[1] te dostojeństwa, które albo rzeczpospolita albo królowie dawają, albo drudzy, którzy wszytkim władną, są niektóre insze, na które synowie po śmierci ojcowskiej następują; których ponieważ dziedzicmi są, tedy rozkazują tym ludziom, którzy rodzicom poddani byli; które to panowanie bardzo srogie jest, gdyż u nas nie godzi się kmieciowi, by też i największą krzywdę miał, skarżyć na pana swego. A są niektórzy panowie tak okrutni, że nie inaczej używają kmieci swych, jeno jako bydła. A przetoż i toby trzeba w dobre obyczaje wwieść, aby pewnych czasów albo dozorce obyczajów albo którzy insi urzędnicy czynili opyt o takich paniech i wszytkich innych przełożonych, jako się sprawują, rozkazując swoim ludziom. Zaprawdę, miałoby to być karano, jeśliby w czym okrutnie, łakomie albo inaczej, niźli się godzi, sobie poczynali. A jeśli jest co na tym rzeczypospolitej, aby kto nie używał źle rzeczy abo swej abo cudzej, jako daleko więcej jest na tym, aby kto nie używał źle ludzi, nad któremi zaprawdę żadenby nie miał być przełożon, ażby się rzeczypospolitej spodobał, ażby to okazał, że też sam drugim posłusznym był, a urzędu we wszym słuchał. Żadnemu nie dopuszczą nijakiego rzemiosła jawnie robić, aż się go i od mistrzów pierwej nauczy i sztukę uczyni: jako daleko więcej nie ma być dopuszczono panować tym, którzy tego nie okazali, jeśli też sami byli kiedy dobrze posłuszni? Boć prawdziwie ono powiedziano: kto chce dobrze rozkazować, potrzeba, aby sam wprzód dobrze posłuszny był. . . . . . . .
A tak niech to i wielcy panowie rozmyślają, którzy mnogim ludziom rozkazują, niech się o to pilno starają, aby synowie ich byli dobrze wychowani, aby po sobie jakich nogciów[2] nie zostawowali; niech je zwyczają i czynić czego trzeba, i znaszać ono, bez czego być nie może; złych się wystrzegać a dobre miłować, starsze w uczciwości mieć, równym ludzkie[3] się stawić, a młodszym łaskawie, urzędowi posłusznym być; niechby je tych nauk wyuczyli, któreby je i do wszelakiej ku ludziom skłonności, i do dobrego panowania ćwiczyły, a toby im też niech często na pamięć przywodzili, że żadna nie ma być różność między ojcem, a między dobrym panem. Powiedział jednego czasu u stołu on wielce możny, a sławny mąż Jan Tarnowski, hetman polski—gdy jednego czasu jechał do Włoch przez baworską ziemię[4], chciał zstąpić do domu niektórego szlachcica, aby tam, w drodze się spracowawszy (bo już noc nadchodziła), sobie odpoczynął; który szlachcic, iż natenczas żonę płodem się pracującą miał, a dom (jako to pospolicie bywa) był pełen białych głów, które jej posługowały, prosił hetmana, aby do domu niektórego jego poddanego zstąpił, chcąc mu tam wszytkiego, coby w domu miał, dostatek dać, a gdy na to Tarnowski przyzwolił, szedł on szlachcic do kmiecia swego, a dla uczciwości zdjąwszy czapkę, prosił o nocleg hetmanowi. Było natenczas około hetmana szlachciców polskich niemało, którzy chcąc oglądać, jeśliby w tej gospodzie wczasność mogli mieć, szli byli za onym baworskim szlachcicem; a tak gniewali się i szemrali, powiedając to być rzecz niesłuszną, aby kmieć miał tak być od pana w uczciwości mian, abo proszon, któryby raczej miał być z domu wyrzucon, jeśliby czego panu, gdyby mu rozkazował, odmówił. To Pan Tarnowski z rzeczy powiedział, gdy była zmianka o podatku, który naonczas mało nie na każdy rok na kmiecie wkładano, i o tych ciężarach, które wielkie a rozmaite na nie wkładają; a potym pochwaliwszy onę baworskiego szlachcica ku swemu kmieciowi łaskawą skłonność, rzekł, że nie inaczej mają być rozumiani kmiecie, gdy powinności swej dosyć uczynią i czynsz zapłacą, jedno jako sąsiedzi. O słowa mądrego hetmana godne!
Nie może to być, aby ten wojskom miał umieć dobrze rozkazować, który ludziom sobie poddanym dobrze rozkazować nie umie; a kto się nadyma, rządząc lud podły a prosty, temu nie dostanie serca do rządzenia ludu pysznego a odpornego. A bywa to pospolicie, iż się nie mężnym sercem o wielkie rzeczy kuszą ci, którzy się pysznemi a okrutnemi ludziom podłego stanu stawią. Ale nasze czasy widziały, że Tarnowski i wojnę i ziemskie sprawy jednakim sercem, abo męstwem i jednaką mądrością sprawował; widziały bitwy, dobywania miast i tryumfy; doznały fortelów, któremi pokój wedle przystojności bronion i w całości zachowan być ma, tak, iż nie dziw, że z tak wielkiej cnoty i z tak wielkiej mądrości one słowa pełne układności, skromności i ku ludziom skłonności poszły. Co jeśli ten okrutnością i pychą grzeszy, który zbytniego a bezmiernego panowania nad ludźmi swemi używa, jako by je mieczem wziąwszy, takby z nich szydził mówiąc: mojeć to jest i mienie i wszytko, wieźcie się stąd starzy kmiecie rychło.
Lecz wiele się ich porywa czynić takową krzywdę, za tym mnimaniem, że wszytko ich jest, co dzierżą ich poddani. Ale i ten błąd nie miałby być cierpian. Bo a któryby jeden tylko człowiek mógł zaorywać, abo zarabiać sześćset stajan rolej[5]?. . . . . . . . . . . . . . . .
Bo aczemuby oni, którzy rolą na swą część oddzieloną robią, nie mieli bezpiecznie rzec, że ich własna jest? nie inaczej jedno jako on, który abo z przyzwolenia wszytkich obran panem, abo drugie sobie do pewnej części ziemie przypuścił, aby ją z nim robili, powieda, że to jest jego własne, co mu się dostało. Bo i on nic inszego nie mógł abo od pospólstwa wziąć, abo sam sobie przywłaszczyć nad wszytkiemi, jedno zwierzchność, a panowanie. A iż to tylko pański grunt jest, który mu jest dan za własny, abo który mu się dostał, stąd się pokazuje, że kupując, przedawając, abo zdawając — panowanie tylko od siebie przenosi, a poddanego żadnego rzeczy jego własnych nie bierze, ani brać może. A ten, który od niego władności dostawa, nie kupuje rzeczy kmiecych, ale tę wieś, albo ziemię, którą trzymał ten, co przedał, i samę tylko władność, a przedsię dla tego nic inszego wedle prawa nie może na ludziach wyciągać, jedno czynsz a robotę powinną. . . . . . . .
Jakimże to tedy prawem czynią ci, którzy nie mocą, ani szablą, ale abo przez dziedzictwo, abo przez darowanie, abo kupnym obyczajem dostawszy imienia, źle go używają? Nie uczynił tego Cyrus, perski król, Assyrjanom, a daleko mniej przystoi to chrześcijańskiemu panu czynić nad chrześcijany poddanemi! U Niemców, i bez mała u wszytkich chrześcijan niemasz niewolników. Zakon też Machometów broni tego, aby ktokolwiek tejże wiary w liczbie niewolników miał być poczytan, chyba chrześcijanie, których się oni wiarą brzydzą, służą im niewolniczą służbę. A my, którzy się prawdziwej ku Bogu wiary dzierżymy, nie wstydamy się mieć niewolnikami ludzi tejże wiary, co i my. Nie mówię, żeby kto za jaką sprawiedliwą przyczyną nie miał być w niewolą skazan, jako Noe Chama, syna, dla jego występku w niewolą skazał. Ale mówię o tej zwyczajnej niewoli, której panowie nad poddanemi okrom wszelakiego ich występku używają, odejmując im ziemię a majętność, gdy się jedno spodoba, a — jako się w niektórych powieciech zachowuje — przedawając je, jako bydło. A okrom inszego złego, które się w tym zamyka, i to nie dobrze, iż panowie chcą, aby im to wolno było, kiedy się im spodoba, odjąć kmieciowi rolą, a tego nie chcą, żeby też kmieciowi wolno, gdy mu się spodoba, puścić rolą a iść z niej precz; i owszem, kiedy rzecz idzie o zatrzymanie kmiecia, tak go sobie mocnie przywłaszczyć a zniewolić ze wszytkim chcą, iż i dzieciom jego nie wolno bywa odyść. Pan Bóg stworzyciel wszytkiego świata jest tak dobrotliwy, że wszytkim pożywienia dodawa do sytości, nie tylko bogatym, ale i ubogim. Lecz ci bogacze, żeby temu sadłu i chęci swej dosyć czynili, wszytko sobie śmieją przywłaszczać. Wołają, że ich świat, a wszytkie kmiece majętności za ich wolą i stać mają i nie stać; niepożytecznych też poddanych majętność, chociaby oni nie przyzwalali, wolno pri[6] nam, dawszy co, na swój pożytek obracać — bo tych poddanych wykładają być niepożytecznemi, których majętność może się im na co dobrego zgodzić; rozkoszny zaprawdę wykład. Lecz a jakoż ty tedy sam, o dobry mężu! jesteś pożyteczny rzeczypospolitej, który trochę ziemie wydzierając twemu sąsiadowi, wydzierasz mu z gęby chleb, w ubóstwo go przywodzisz, a prawie krew z niego wyciskasz? A z tego ubogich ludzi dławienia i uciskania, jeśli tak rozumiesz, aby nic złego do rzeczypospolitej nie przychodziło, barzo błądzisz; ale życzyłbym tego onym, którzy takowe role wydzierają, aby uważali u siebie ono karanie, które Achab król podjął dla tego, iż winnicę u Nabota poddanego swego abo kupić, abo przefrymarczyć chciał. Co aczby się mogło zdać za rzecz słuszną (bo kupna i frymarków tak dobre zwyczaje jako i prawa dopuszczają), ale, iż się to nad wolą Nabotową działo, przeto i król nędznie zginął, a żona i dziatki i wszytcy jego radni panowie pobici; o czym i pismo święte w księgach królewskich świadczy, i ja o tym szerzej w księgach, którym tytuł Philaletes, napisałem. . . . . . . . . . . . . . . . . . .