<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Frycz Modrzewski
Tytuł O naprawie Rzeczypospolitej
Wydawca E•WENDE & Ska
Data wyd. 1914
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Cyprian Bazylik
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
XXIII.

1. O zbytku, który bywa w szatach. 2. W pokarmach i trunkach. 3. A potym o biesiadach i tańcach.

A iż pospolicie ci, którzy się urzędów łakomie dopirają, w wielkich zbytkach żywą, chcąc się tym sposobem zdać okazalszemi, przeto stąd każdy porozumieć może, iż wielka zmaza na dobre obyczaje tym wniesiona jest, gdyż w zbytku i w rozmaitości szat jako wielka jest marność żaden tego dostatecznie wypowiedzieć nie może. — Bo ponieważ szaty dla potrzeby są wynalezione, żeby od zimna i od gorąca broniły, albo ciała człowieczego sromotne części zakrywały, ludzie marnochlubni, abo wedle majętności swych, abo też wedle zacności domu i urzędów, częścią ludziom kwoli, częścią też ku ozdobieniu samych siebie obracają je, a dla ich świetności chcą być za wielkie poczytani, nie bez wielkiej rozsądku płochości: gdyż cześć, tylko cnocie a godności powinną, wełnie przypisować a szaty swoje więcej, niż samych siebie, zdobić chcą. A nie mówięć tego w ten sposób, abych nie miał ganić niedbalstwa abo plugastwa około ubioru. Bo skromny a uczciwy ubiór, abo ochędóstwo dobrego przyrodzenia zda się być znakiem, a szaty ochędożne osobę zdobią i niejako zalecają. Ale zbytniej do ochędóstwa chęci i wszelakiego zbytku ludzie mądrzy nigdy nie chwalili: bo i wiele kosztuje i płoche przyrodzenie, bogactwy się popisujące, wydawa. Jako jeden powiedział: nazbyt się na szaty wysadzasz, nazbyteś nikczemny. Ludzie, rodzajem i majętnościami znaczni, brzydzą się prostemi szatami. Powiedają, że to musi być szlacheckiego stanu ludziom i ich majętnościom pozwolono, aby się strojniej niż pospólstwo ubierali. Lecz i te słowa są serca nadętego; a one nie barzo obyczajnego, gdy kto, udawszy się na zbytnie stroje i na wszelaki zbytek, chce, aby na drugie ustawy skępstwa pisano. To o to stoisz, aby żaden prostego stanu człowiek, chociaby też i jaki poważny, aby jaką godnością ozdobiony, jedno przeto iż nie szlachcic, nie chodził w złotym łańcuchu abo w jakim kosztownym suknie, abo futrze; jeślibyś to czynił dla rzeczypospolitej, to jest dla tego, aby żaden na rzecz niepotrzebną nakładu nie czynił, któryby na rzecz potrzebną chowan być miał, tedybyś sam na się pirwej to prawo ustawił, którybyś się za miłownika, stróża, a obrońcę rzeczypospolitej popisował. A teraz jaka to jest wielka rozpustność, że ty i o tej rzeczy inszym ustawę czynić chcesz, o czym sam na się ustawy żadnej mieć nie chcesz? Gdyż bierzma[1] w oku swym nie widzisz, chcesz aby z oka brata twego pręt wyrzucono? O ostateczna rozpusto! w czym drugiego naprawiasz, w tym sobie dziwnie pobłażasz. Bo a którym ty się prawem bronić możesz, którymby tobie dozwolono złoty łańcuch, adamaszek, askamit, abo złotogłów nosić? Jeśli żadnym, a czemuż okrom ustawy tego używasz? Czemu z waśni chcesz, aby to drugiemu było odjęto, co ty sobie ku poczciwości być rozumiesz? Przecz dla skromnego tych rzeczy używania kładziesz na drugiego winę, okazując w tym nieprzyjaźnego przeciw niemu twego serca chęć, a chcesz, abyś dla twego nieskromnego, a sprośnego bogactw okazowania osobną część przypisowano? O rozsądki popsowane! o osobliwa płochości serca takiego! Zaprawdęć szlachectwo ma być okazowane sprawami, a bogactwa radszej[2] hojnością, niźli okazowaniem złota, abo szatami kosztownemi na wzgardę drugich wymyślonemi: bo wytworne szaty i złote łańcuchy nie tylko należą do rozeznawania szlachcica od prostego człowieka (co pospolicie za przyczynę przywodzą), ale też i wiele złości z sobą ciągną, nie same z siebie, abo z przyrodzenia swego, ale przez nie, jako przez jakie naczynie, wchodzi on podszczuwacz na złości, a ułowiwszy człowieka temi siły, wiedzie go do tego, aby rozpuścił wodze wielkiej chlubie, pysze i nadętości, a zarazem wlepia weń to mnimanie, aby zacność swą w tym zwierzchownym strojeniu pokładał. Leczbym to rad słyszał, co to jest za zacność? Aza ty, kosztowniejszą i wytworniejszą szatę na się wdziawszy, jesteś mędrszy? aza sprawiedliwszy? aza którą cnotą bogatszy i ozdobniejszy? Bo prawdziwa ozdoba cnotą ma być nabywana; a okrom niej ani pomyślić o tym. Zarzucajmy co chcemy, ale mamyli prawdę mówić, kosztowne a rozkoszne szaty i nazbyt wytworne są naczynia pychy. A którzy się w to wdadzą, widzimy, że pospolicie nikczemnieją a ledwie kiedy jakie potrzebne abo pożyteczne myśli przedsię biorą. Różność kształtów i barw u szat a co inszego pokazuje, jedno obyczajów różność i nieustawiczność? I toć też jest nie bez wielkiego dziwu, gdy w jednym domu jedni się ubierają po niemiecku, drudzy po włosku, drudzy po turecku; nie inaczej, jedno jakoby się na różnych a od siebie bardzo dalekich częściach świata porodzili. A to jeszcze dziwniej, iż kto chodziwszy po ranu w kapie włoskiej, tenże zasię w wieczór chodzi w tureckiej fałszurze[3], w kołpaku, w półbótkach czerwonych abo w białych. Pięć lat temu abo sześć jako nasi krótsze szaty niż postronni poczęli nosić, tak, iż nie wstydzą się ukazować onych części ciała, które mają być zakryte. A ponieważ przyrodzenie tak nasze ciało sprawiło, iż niektóre części chciało mieć zakryte, a od oczu ludzkich dalekie, tedyż zaprawdę dłuższy ubiór, abo do kolan się ściągający ma być chwalon, jako wstydu a skromności znak. . . .
Wedle starej przypowieści tak mówią, że u onych niemasz czoła, u których wstyd zagasł. A cóż by to był za człowiek, któryby bez czoła był? . . .

Jedzenia i picia, i zbytnie żarcie nieprzystojne jest człowiekowi, ale najwięcej tym, którzy na sobie osobę urzędu noszą, bo ciało rozmaitemi niemocami zaraża, samego człowieka do statecznych spraw niesposobnego a nakoniec wszetecznym i zuchwałym, a jako bez uzdy konia z drogi błądzącym czyni. Wino zaiste takie ma przyrodzenie, iż ludzi naprzód czyni wesołe, potym, gdy się go więcej napije, dodawa dobrej nadzieje i większego o sobie rozumienia, potym, gdy go jeszcze lepiej nachyli, przydawa ufności, śmiałości do mówienia i czynienia prędkości tak, iż człowiek bywa jakoby sam nie swój, jako on, co w komedji, podpiwszy sobie dobrze, zawołał: wino wygrało, którem pił. Bo dymy, wstępujące do głowy, mieszają wszytko, a człowieka jakoby nieswym a sobą niewładnącym czynią. Wtenczas tajemnice tobie zwierzone łacno się wymkną. Wtenczas się wiele mówi, czegoć potym żal, gdy ksobie przyjdziesz: bo to abo tobie samemu szkodzi, abo drugim a czasem też i przyjaciołom i wszytkiemu powiatowi, abo wszytkiej ziemi. Wtenczas niemasz żadnej różności między przyjacielem i nieprzyjacielem, między żoną i siostrą. Wtenczas płużą[4] zwady, guzy, szarpaniny, ochromienia i takie boje. A nie dziw temu, ponieważ straciwszy rozsądek, utopiwszy rozum, zatoną wszytkie sposobności do uczciwych uczynków a wynurza się ona ślepych i nieukróconych chęci zgraja. Bydlęta nieme przechodzą nas trzeźwością, które więcej, niż trzeba, pić nie umieją. A przeto też więcej tego mamy żałować, iż ta wada w chrześcijańskich rzeczypospolitych tak moc wzięła, że jej uleczyć nielza[5], bo mało nie wszytcy wdali się w pijaństwo — tak panowie, jako pospólstwo, tak duchowni, jako świetcy. . . . . . . . . .

Ale z strony tych obyczajów ludzkich, mało co pomaga, chocia ich z tych wad strofują. A tak jakoby zwątpiwszy o polepszeniu przetnimy to miejsce słowy proroka tak mówiącego: Biada wam, którzy wstawacie rano, abyście szli za pijaństwem; a pijecie aż do wieczora, abyście pałali winem — harfa, będen, piszczałka na biesiadach waszych i t. p. . . . . . . . . . . . .




  1. bierwiona.—
  2. stopień wyższy od tem.: rad-.
  3. żupan z plecami na fałsz, t. j. płóciennemi.
  4. panują.—
  5. niemożna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Andrzej Frycz Modrzewski i tłumacza: Cyprian Bazylik.