O pamiętam, o pamiętam
Te rodzinne progi moje,
To okienko, gdzie co rana
Lało słońce blasków zdroje:
Zawsze przyszło w swojej porze,
Nigdy później ani prędzej,
Dziś — niech wczesne wchłoną mroki
Dzień mej doli, dzień mej nędzy!
O pamiętam, o pamiętam
Róże białe i czerwone,
Pęki lilij i fijołki,
Światłościami upojone;
Bzy, gdzie zięba gniazdko wiła,
Te czeremchy — przemiłosną
Ręką brat je ongiś sadził,
Dziś te krzewy jeszcze rosną.
O pamiętam, o pamiętam,
Gdzie do lotu się zrywałem,
W ślad jaskółek, ku niebiosom
Myślą całą, sercem całem.
Duch mój, dzisiaj tak zmęczony,
Jak skrzydlaty, bywa, goni,
A krynica nie ostudzi
Żarnych ogni młodej skroni.
Zawszem wierzył, że ich szczyty
Ku niebieskim bramom wiodły.
Płonna-ć wiara, lecz nie dużo
W tem pociechy liczę sobie,
Że od nieba dziś jam dalej,
Niż w dziecinnych lat mych dobie.