O rymotworstwie i rymotworcach/Część VIII/Argenidy Pieśń I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł O rymotworstwie i rymotworcach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Argenidy Pieśń I.

Nie rozkazował jeszcze, nie był jeszcze panem
Rzym światu, ani sławy wziął przed Oceanem
Tyberis gdy w kraj, który Sycylia orze,
Gelas rzeka tamtędy wpadająca w morze,
Cudzoziemskim okrętem, przedziwną urodą
Młodzieńca, na zielony ląd stawiła wodą.
Słudzy z majtkami zbroję i rynsztunek iny
Na dół znoszą : a konie związane do liny
Z wysokiego okrętu we szle i ryngorty
Wziąwszy pod brzuch na nizkie wysadzają porty.
Tem się słudzy bawili, a pan jako długi
Na piasku się porzuci, bo z onej żeglugi
Świat z nim chodzi dokoła, i cięży mu ciało;
Zaczem się kęs przedrzymać, i odpocząć zdało :
A jako miejsca dopadł, wsparłszy się na zbroi,
Sen go bierze, i słodką niepamięcią poi.
Wtem krzyk i wrzask okrutny przerazi mu uszy,
Wprzód sen kazi, a potem i ze spania ruszy.
Porwie się, i las widzi, w którym rzadkieć były
Drzewa, ale niezmierne pole zastąpiły
Gęste krzaki, od których nieprzyjemne cienie
Rozbojów i zasadzek miały podejrzenie.
Z tych piękna białogłowa na pole wypadnie,
Choć oczy upłakała, i włosy szkaradnie
Skudliła : woła, krzyczy, a zmordowanego
Siecze konia z oburącz, jakby z Trojańskiego
Pogromu, i z dobytych uciekała Thebów;
Gdzie w równi szła biała płeć z męzką do pogrzebów.
Dwoim ogniem razem był rycerz zapalony,
I litość ku ubogim, i zacnej matrony
Powaga; nadto się myśl wróżki jakiejś chwyta,
Z czem go nowego gościa Sycylia wita.
Owa chociaż zdaleka, co ma głosu w sobie :
« Ktokolwiek jesteś, jeśli cnota miła tobie,
Ratuj; dziś w twoich ręku Sycylji zdrowie,
Którą w jednym chcą zgubić mężu opryszkowie;
Długo prosić, i sam czas, i Poliarch broni,
Któregom w opłakanej odbieżała toni.
Zawsze dwu na jednego, jako mówią, siła :

Onego sroga kupa zbójców obskoczyła,
Jam ledwo z tak strasznego umknęła hałasu,
Bez drogi na to pole wyjechawszy z lasu,
I ciebiem tu trafiła; tego nie wiem prawie,
Czy jemu ku pomocy; czy tobie ku sławie :
I tych, bo wtenczas przyszli słudzy jego, gości
Proś; albo do pobożnej rozkaż powinności. »
Tu przestała, okrutnym zmordowana płaczem;
A on miecz przypasował i szyszak brał; zaczem
Słudzy konia przywiedli, i tak do niej rzecze :
« Zawsze cnota mocniejsza, niż zbojeckie miecze :
Jać nie znam Poliarcha, bo w tej ziemi goszczę
Pierwszy raz; lecz fortunie mojej nie zazdroszczę.
Zdarzyli mi ratować męża tak wielkiego,
Jako słyszę; » W tem konia osiadł gotowego.
Prowadź, rzecze : ja jadę za tobą z ochotą :
Poznali pomoc; będzie pomsta nad niecnotą
Pewna, da Bóg, złym ludziom. Dwu miał sług przy sobie,
Jeden przy rzeczach został, drugi przy osobie
Pańskiej, zbrojny był gotów; tak przyszli do kraju
Podejrzanych zasadzek, i onego gaju.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.