[57]DO POMPEJUSZA WARUSA.
VII.
O saepe mecum tempus in ultimum.
Pomnisz, jak śmierci w oczy my patrzali
Z blizka, gdy Brutus hetmanił szeregom —
Któż ci kwiryctwo wrócił, kto z oddali
Wrócił penatom i italskim brzegom?
Pompeju! my dwaj najstarsi druhowie,
Z tobą mi chwile biegły nie leniwo
Niegdyś przy pełnym, z różami na głowie
Malobatrową łyszczącej oliwą.
My pod Filippi walczyliśmy razem,
Gdzie tak sromotnie zgubiłem w popłochu
Tarczę, gdy męstwo naszych pod żelazem
Padło, w skrwawionym tarzając się prochu.
Lecz mię drżącego pośród nieprzyjaciół
Wyrwał Merkury i przechował w chmurze;
A tyś do mordów, bracie, tak się zaciął,
Żeś z portu wypadł w nowe lecąc burze.
[58]
Złóż-że więc Bogu dziękczynne obiaty,
I wypoczywaj bojem zmordowany
Tu, gdzie cień daje ten laur rosochaty,
I gdzie czekają na cię pełne dzbany.
Massyk gubiący troski lej do szklanki,
A z konch głębokich czerp maści i wonie.
Hej żywo! kto nam posplata tam wianki
Świeże z opichu i mirtu na skronie?
Kogo nam Wenus da królem biesiady?
Mniejsza, — lecz dzisiaj pohulam jak Traki —
O bo już sobie nie mogę dać rady
Kiedy mi do dom zawitał gość taki!