Odczyt o Zw. Przyjaźni, 6 maja 1917 r.

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Odczyt o Zw. Przyjaźni, 6 maja 1917 r.
Pochodzenie PISMA. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej
Wydawca Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców
Data wyd. 1924
Druk R. Olesiński, W. Merkel i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe Pisma społeczno-etyczne
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ODCZYT O ZW. PRZYJAŹNI, 6 MAJA 1917 R.[1].

Główna zasada, o której jednak zapominamy ciągle, jest, że nowe życie społeczne, nowa instytucja, więc też nowe państwo wymaga przedewszystkiem nowych ludzi, ludzi odpowiednich, których nietylko pojęcia i przekonania, ale, co najważniejsze, których codzienne zwyczaje i potrzeby, sumienie moralne i sposób życia odpowiada i zgadza się zupełnie z tym nowym światem społecznym, jaki ma się tworzyć.
Każda instytucja, tak samo państwowa jak i stowarzyszeniowa żyje tylko w ludziach, w ich potrzebach, przyzwyczajeniach, wierzeniach i uczuciach — żyje dopóty, dopóki odnajduje siebie samą w sumieniu człowieka.
Gdy te potrzeby zaczynają zanikać, a wierzenia i uczucia przemieniać się na inne — natenczas instytucje, które niemi żyły, umierają swoją naturalną, nieuniknioną śmiercią i żadne „ukazy“ władzy, żadne wysiłki reakcji, sił zachowawczych rządzących, nie zdołają ich ocalić.
I odwrotnie także, jeżeli tworzą się w życiu ludzkiem nowe potrzeby i zwyczaje, dotyczące tego codziennego, szarego życia, jeżeli zmieniać się zaczyna to, co nazywamy sumieniem człowieka t. j. jego sposób odnoszenia się do innych ludzi i do życia z nimi — wtedy muszą także niezbędnie rozwijać się i nowe instytucje społeczne, któreby tym zmianom sumienia i życia człowieka odpowiadały — wtedy instytucje państwowe, tj. przymusowe instytucje dawne zaczynają coraz więcej uciskać ludzi, coraz bardziej tamują ich życie — sprzeczność między życiem ludności a państwa staje się coraz silniejsza i musi doprowadzić do ostatniej walki — która nie może skończyć się inaczej, jak tylko zanikiem lub pokonaniem instytucyj państwowych.
Widzimy więc — że z tych małych przemian ludzkich, przemian moralnych człowieka i przemian jego codziennego życia, z tych zaczątków nowego sumienia, idzie potężny duch śmierci i odrodzenia społecznego.
Instytucje, które są zwalczone politycznie tylko, mogą odżyć i zapanować na nowo; lecz instytucje zwalczone moralnie, których źródła potrzeb i uczuć wyschły, są umarłe naprawdę.
I dlatego — gdy mamy przed sobą zadanie stworzenia nowego ustroju społecznego i nowego państwa — powinniśmy przedewszystkiem stworzyć nowego człowieka, istotnie nowego, to znaczy, nietylko z nowemi pojęciami i ideami, ale i z sumieniem nowem. Ono bowiem jest rzeczywistym mocarzem świata — z niego rodzi się nowe życie społeczne, nowe formy — nowe ustroje i państwo.
Dziś mamy budować nową, niepodległą Polskę. Istnienie jej jest jeszcze tylko oficjalną nazwą. Stworzyć ją, zbudować całe jej życie możemy my sami tylko.
A to zadanie jest tak olbrzymie, tak wielkiego znaczenia, że nie możemy nawet dzisiaj zobaczyć tego wszystkiego co nas czeka, jako twórców świata nowego — nie możemy ocenić wielkości czynu, jakiego mamy dokonać.
Polska musi być nietylko niepodległą zupełnie — ale musi być także wielką, silną, demokratyczną tj. ludową i piękną w znaczeniu moralnem, musi być taką, jaką ją tworzyli w myśli i dziełach swoich genjusze narodu, Mickiewicz, Słowacki, wielcy poeci i wielcy wodzowie spisków i powstań.
Ale, czy możemy stworzyć taką Polskę z tych ludzi, co dzisiaj tworzą naród, z typów tych, jakie widzimy najczęściej wokoło siebie w miastach i po wsiach?
Czy możemy z niewolników stworzyć państwo wolne, silne i demokratyczne? Czy możemy z ludzi samolubnych i tchórzliwych stworzyć naród, mający piękno w swem życiu zbiorowem i w swoich instytucjach — naród silny wewnętrznie, spoisty, potężny duchowo?
Nie możemy — bo zbiorowość jest taką, jakim jest najczęstszy typ jednostki — Instytucje społeczne są takie, jakiem jest sumienie człowieka przeciętnego.
A widzimy jak jest — jakim jest ten przeciętny typ Polaka dzisiejszego. Niewola stuletnia przeniknęła go do głębi. Czuje wciąż jeszcze potrzebę obcego bata nad sobą potrzebę nakazu, żeby mógł cokolwiek bądź uczynić, co nie jest jego własnym interesem. Wciąż jeszcze jest tchórzliwy, bojący się siebie samego jako Polaka, gotowy do tego, żeby w każdej chwili wyrzec się własnej ojczyzny, nawet jej znaku i nazwy.
Są to ludzie, którzy bali się nawet zdjąć szyldy rosyjskie, dopóki im nie kazano, bali się zwalić pomnik hańby, postawiony w stolicy samej, na Zielonym placu.
Bali się swego sztandaru, bali się myśleć nawet o Legjonach — aż dopóki Legjony same swoją obecnością nie zmusiły ich do tego.
Ludzie, którzy nie umieją sami w niczem rządzić się, którzy odzwyczaili się od samodzielnych czynów.
Ludzie, którzy nie pojmują tego, że może być inna władza, jak tylko obca, narzucona — dla których sama myśl rządu polskiego i polskiego wojska jest śmieszną i dziwaczną.
Ludzie — w których tak zupełnie zanikła wszelka solidarność, wszelka umiejętność i potrzeba pomocy wzajemnej, tego właśnie, co stanowi podstawę demokracji, że nawet teraz nic innego nie mogą uczynić, jak tylko albo żebrać, albo dawać jałmużnę.
Z takich typów nie może powstać demokracja, ani nawet wolność.
Polska niepodległa i ludowa wymaga innych ludzi, ludzi innego typu, innego sumienia; wymaga typu, który umie sam życie tworzyć i który patrzy na życie społeczne jako na wolny czyn wspólności i pomocy wzajemnej między ludźmi.
Wychowanie takiego typu jest właśnie zadaniem Związków Przyjaźni.
Czem one są? Jest to dalszy ciąg, uzupełnienie kooperatyzmu w dziedzinie moralnej człowieka — codzienna, zwykła szkoła przyjaźni między ludźmi, dążąca do tego, żeby typ egoisty zamienić na typ, żyjący także dla innych.
Są one Związkami pomocy wzajemnej, rozszerzonej na wszystkie wypadki życia — jak Towarzystwa Dobroczynności, ale nie zapomocą jałmużny pomagających, lecz na zasadzie pomocy wzajemnej równych sobie. Dziś mnie — jutro ja innym.
Związki takie muszą być małe, żeby funkcjonowały nie jako urzędy, żeby ludzie znali się między sobą. Funkcjonowanie to bardzo nie skomplikowane. Związek tworzy dla członka jakby wielką rodzinę — i nikogo nie pozostawia na pastwę losu, osamotnionego i bezsilnego.
Gdy więc jest jaka potrzeba w życiu, wyzysk, krzywda, choroba, członek Związku udaje się do biura swego, przedstawia o co chodzi, i biuro może zająć się tą sprawą — zwołuje wtedy zebranie, żeby omówić jak uczynić trzeba — wybiera ludzi do tego i usuwa niedomaganie.
Ma związek z innemi instytucjami i kooperatywami, posługuje się więc ich pomocą także.
Cel — przyzwyczajenie ludzi do pomocy wzajemnej, do przyjaźni, do życia wyższego typu.
Zasady: 1) Pomoc wzajemna dotyczy wszystkich potrzeb życia; 2) członkowie Związku muszą znać się pomiędzy sobą, znać swoje życie, potrzeby i t. p.; 3) dopomaga do tego tworzenie Związku na zasadzie sąsiedztwa; 4) Związki nie mogą także być zbyt liczne — maksimum członków nie przekracza 50 osób; 5) Związek wyklucza wszelką filantropję i jałmużnę.
Działalność: Związek ma biuro, do którego każdy z członków zgłasza się ze swą potrzebą — i biuro powinno w danej sprawie dopomóc mu, posługując się do tego pomocą członków Związku oraz pomocą instytucyj istniejących — jak ochrony, szkoły, biura pośrednictwa w znalezieniu pracy, kooperatywy, szpitale. W tym wypadku Związek jest pośrednikiem pomiędzy daną instytucją a swym członkiem — korzysta ze swoich stosunków i znaczenia swego jako Związek. 2) Dla ułatwienia pomocy Związek stara się mieć własnego lekarza i adwokata, jako członków swoich, dających swe usługi bezinteresownie. Jeżeli nie może mieć — to umawia się specjalnie o taką pomoc ze znanymi sobie lekarzami i adwokatami. 3) Związek ma swój lokal, gdzie członkowie mogą spędzać wolne godziny dnia i wieczory, czując się u siebie. W lokalu powinny być pisma i książki oraz tani bufet (herbata, kawa, mleko). 4) Związek może także tworzyć instytucje pomocnicze, jeżeli w danej okolicy ich niema, jak ochrony, szkoły, szpitale i t. p. 5) Związek zajmuje się rozwijaniem i szerzeniem swojej idei głównej — przekształcania życia i człowieka w kierunku (komunizmu) wspólności przyjaźni między ludźmi, zwalczania egoizmu i obojętności na krzywdę ludzi obcych sobie — odnawiając religję chrześcijanizmu — religję braterstwa. Szerzenie tej idei zapomocą pism, broszur, książek, odczytów, pogadanek z dziećmi w szkołach. Związek nie zapomina jednak, że idea taka szerzyć się i zakorzenić się może tylko przez samo życie nowego typu, które usiłuje zapoczątkować.


Jako centralne ognisko, przez które idea ta ma się szerzyć i w życie wchodzić — tworzymy teraz Komisję centralną Związków Przyjaźni. Do niej ma należeć zapoczątkowanie całej działalności organizacyjnej i agitacyjnej — i dalsze stanie na straży czystości zasad i kierunku Związków Przyjaźni.


Przyrzeczenie.

Ja X. Y. przyrzekam wobec Boga i sumienia własnego, ze od tej chwili będę wystrzegał się w życiu swojem samolubstwa, że nie będę nigdy krzywdził innych ludzi dla swego interesu, że przeciwnie starać się będę w miarę możności pomagać innym i stosować w życiu swojem idee pomocy wzajemnej i odnosić się do innych ludzi jak do przyjaciół, których bieda i krzywda nie mogą być dla mnie obojętne. W stosunku do Związku Przyjaźni, do którego wstępuję, przyrzekam zupełną szczerość w postępowaniu, jak również wystąpienie ze Związku, gdyby życie moje nie zgadzało się z głównemi zasadami Związku pomocy wzajemnej i przyjaźni ludzkiej.







  1. (Przyp. wyd.). Drukowane według rękopisu Abramowskiego: Odczyt, projekt ustawy i przyrzeczenia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.