[143]
SATYRA X.
Odwołanie.
Na co pisać satyry? choć się złe zbyt wzniosło,
Przestańmy. Świat poprawiać, zuchwałe rzemiosło,
Na złe szczerość wychodzi, prawda w oczy kole;
Więc już łajać przestanę, a pochlebiać wolę.
Których więc grzbiet niekiedy, mnie rozum nawrócił,
Przystępujcież filuty, nie będę was smucił;
Ciesz się, Piotrze zamożny, ozdobny i sławny,
Dobrym kunsztem urosłeś; nie złodziej, lecz sprawny.
Nie szalbierzu, lecz dzielny umysłów badaczu:
Nie zdrajco, ale z dobrej sławy korzystaczu:
Nie rozpustny, lecz w grzeczne krotofile płodny,
Przystąp, Piotrze, bezpiecznie, boś pochwały godny.
Ciesz się, Pawle. Oszukać, to kunszt doskonały,
Tyś mistrz w kunszcie, więc winne odbieraj pochwały.
Fraszka Machiawelów wykręty i sztuki,
Przeniosłeś głębokością tak zacnej nauki
Wytworność przeszłych wieków. Uczniów ci przybywa,
Winszuję ci, ojczyzno moja, bądź szczęśliwa!
Janie zacny, coś ojców majętność utracił,
Fraszka złoto, masz sławę, masz tych, coś zbogacił.
Brzmi wdzięczność, miło słuchać, choćby i o głodzie.
O szczęśliwa ojczyzno! szczęśliwy narodzie!
Masz umysły wyborne, dusze heroiczne,
Zewsząd wielkie przykłady, wspaniałe i liczne,
Zewsząd.... pocóż te śmiechy? niech Zoil uwłacza,
Niechaj zjadliwe pióro w żółci coraz macza,
Nie przeprze. Ci, co satyr udali się drogą,
Mszczą się na wielkich, że być wielkimi nie mogą.
Ta pobudka, co bardziej, niż żarliwość wzrusza,
Wzbudziła Juwenala i Horacyusza,
Kiedy pod pretextami obyczajów zdrożnych,
Targali się wśród Rzymu na jaśnie wielmożnych:
Gdy szydzili z konsulów, mimo ich topory,
[144]
A co skarb (jak zazwyczaj) okradły kwestory,
Choć nie kradli otwarcie, byli połajani.
Augury, z charakteru chociaż poważani,
Chociaż w mocy, w kredycie bywali ustawnie,
Choć ostrożnie grzeszyli, łajano ich jawnie.
Nie wiedzieli prostacy, że co lud obchodzi,
Że co małym nie wolno, to wielkim się godzi.
Nie chcieli raczej wiedzieć, a zajadłość wściekła,
Skoro się w pierwsze stopnie zuchwale zaciekła.
Nie patrząc na osoby, lecz ścigając zdrajcę,
Z pod kościoła, senatu, brała winowajcę.
Ale też z mody wyszli, mało je kto czyta,
A co komu do tego, kto był hipokryta,
Kiedy żył Juwenalis, na przymówki skory?
Co stąd Persyuszowi, że kradły kwestory?
Źle czynił, że się na nie z satyrą ośmielił;
Kto wie, milcząc, czyby się z nimi nie podzielił.
Jak naówczas, tak teraz mało kogo wzrusza,
Że Augury gorszyły za Horacyusza,
To przywilej urzędu. Dumny, a bogaty,
Nie dla wróżki żył Augur, ale dla intraty.
Pretor, że w trybunale niekiedy pobłądził,
Tym gorzej przegranemu: kto wygrał, osądził,
Że Pretor sprawiedliwy. A Poeta, za co
Głos podniósł? Nie źle milczeć, czasem za to płacą.
Takby nam czynić: ale łatwiej z paszczy wilczej
Łup wyrwać, niż dokazać, że Poeta zmilczy.
Więc gdy milczeć nie mogę, tak jak przedsięwziąłem,
Każdego w szczególności, wszystkich chwalę społem.
Jak Piotr, Paweł, zosobna: mnogiemi orszaki
Przystępujcie szulery, oszusty, pijaki,
Hypokryty, pieniacze; niech każdy przychodzi;
Stratni, skąpcy, filuci, i starzy i młodzi,
Zgoła, kogom ukrzywdził, ile tylko zdołam,
Przychodźcie, com niebacznie powiedział, odwołam.
Do czegoś w polerownym tym wieku przywykła,
Płci piękna: czyń krok pierwszy. Cóż wstyd? marność znikła,
Co honor? Mistrz dziwaczny, i tyran ponury.
Oswoiłyście cnotę: już innej natury,
Zgodziła się z wdziękami, a co niegdyś dzika,
Już pieszczotom niesprzeczna, i modzie przywyka.
Bodaj ów czas szczęśliwy nigdy był nie mijał!
Kiedy się król ze trzema stanami upijał!
Nie byłoć prawda rządów, lecz było wesoło.
Wróćcie się dobre wieki, niech pogodne czoło
Oznacza wnętrzną radość. Trunek troski goi,
Trunek serca orzeźwia, trwogę uspokoi,
I będziemy szczęśliwi. Dobrej chwile dawce,
Bierzcie, co wam należy, chwałę marnotrawce;
Dobroć serca w was mieszka, czynicie szczęśliwych,
Na cóż ranę rozjątrzać w pismach uszczypliwych?
Dusze słodkie! dość kary; śmiech krótki, płacz trwały.
Nie satyr, lecz pochwały godniście i chwały.
Stracił Tomasz majętność, lecz kraj przyozdobił,
Pałac został, tapisser na meblach zarobił:
Przeniósł pysznym ogrodem Francuzy i Włochy,
Nie miał prawda pszenicy, ale miał karczochy.
Zgoła pięknie z nim było. Źle z skąpymi wszędzie,
Przecież i tych nie gańmy, a choć w zdrożnych rzędzie
Górne miejsce trzymają, choć dzicy, nie czuli,
Z wstydu, względów i cnoty, chociaż się wyzuli,
Przecież się czasem zdadzą. Płużne te bydlęta
Orzą, kto inny zbiera: stąd hojne panięta,
Co spasłe głodem ojców, na dowód wdzięczności,
Śmieją się z fundatorów swojej wspaniałości.
Niech się śmieją dowoli: równie to los dzieli:
Przyjdzie czas, gdy się i z nich drudzy będą śmieli,
Ja chwalę. W czem złe karty? kto przegrał, ten gani,
Ci, co do tego stanu nie są powołani,
Próżno bluźnią. Że dobre, wyprobuję snadnie:
Wojciech, ów sławny Wojciech, kiedy gra, nie kradnie.
Niechby grał, niechby grali oszusty, matacze,
Hypokryty, złodzieje, rozpustni, pieniacze,
Mniejby było szkarady. Dwór? to źródło cnoty,
Dwór cecha, gdzie się wielkie probują przymioty,
Dwór szkoła uczciwości, skarbnica poloru:
Zgoła, cokolwiek dobrze, to wszystko u dworu,
Więc grzeczne filozofy, Platony dorodne,
Pełne wdzięków Seneki, Sokratesy modne,
Solony manijerne, Epiktety sprawne,
Tacyty żartobliwe, Katony zabawne
U dworów się wylęgły; a nas prostych rzesza
Na hołd tym wielkim duszom zdziwiona pośpiesza.
I ja biegnę za gminem, ile mogę zdołać.
Lecz nie dosyć przeprosić, nie dosyć odwołać;
Niechaj pozna świat cały, zdaleka i zbliska,
Kiedym ganił, taiłem ganionych nazwiska:
Chwalę, niech będą jawni... rumieniec... nie chcecie?
Zacny wstydzie! osiadłeś na tych czołach przecie.
Cóż czynić? nieznajomych czy w dwójnasób sławić?
Mówić? czyli umilknąć? taić? czy objawić?
Milczą. Szacowna skromność zdobi wielkie dusze:
Niechże sądzi potomność a ja pióro kruszę.
|