Odzyskane dziedzictwo/10
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Odzyskane dziedzictwo |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 25.8.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Nie był to duch, lecz piękna Betsy, idąca na spotkanie z sir Douglasem.
— Nie powinniśmy tu dłużej zostawać — rzekła do młodego człowieka, który wysunął się ze swego pokoju. Mogliby nas zauważyć. Wskażę panu miejsce, gdzie będziemy mogli pogawędzić bez obawy.
Zajęta wyłącznie młodym baronetem, Betsy nie spostrzegła, że razem z nim z pokoju wysunęła się jakaś inna postać.
Ruszyła naprzód. Za nią w odległości kilku kroków szedł Douglas. Nagle zrównał się z nią i chwycił ją w ramiona.
— Nie tak mocno — zawołała Betsy pół serio, pół żartem.
— Nie puszczę cię — zawołał Douglas. — Mam ku temu poważne powody.
Betsy odepchnęła go. Oparła się plecami o mur. Na twarzy jej malowało się śmiertelne przerażenie. Znów schwycił jej ramię. Z ust jej padł zdumiony okrzyk.
Na okrzyk Betsy zjawił się na korytarzu Rogers. Za nim wysunęła się druga postać: był to Dick.
— Łotrze! — krzyczał bandyta — skradłeś mi mój portfel! Oddaj mi go natychmiast!
Nagle Douglas poczuł, że ktoś schwycił go z tyłu i usiłował powalić na ziemię. Zachwiał się i upadł na plecy. Padając pociągnął za sobą Betsy.
W tej samej chwili na ziemi tuż obok baroneta rozległ się dziwny huk. Słychać było łoskot spadających cegieł i kamieni. Prąd rozgrzanego powietrza buchnął Douglasowi prosto w twarz. W pobliżu rozgorzała walka. Do uszu baroneta dochodziły syczące oddechy zmagających się ze sobą mężczyzn i przekleństwa. Po tym rozległ się przeraźliwy krzyk i odgłos ciała spadającego z dużej wysokości.
Jakiś człowiek, przypominający Rogersa skoczył w tył i zniknął w ciemnościach.
Henry Douglas podniósł się.
— Co się tu stało? — zapytał.
— Sprawdziło się stare przysłowie — ozwał Się Antonio — „Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada“. Tuż obok pana znajdowała się klapa, którą usunięto umyślnie po to, by pan w nią wpadł. Szkoda tyko, że nie pochłonęła obydwu bandytów. Pozbyliśmy się chwilowo najgroźniejszego. A teraz sir, niech pan wraca do swego pokoju. Muszę się rozmówić z tą kobietą bez świadków.
— Czy masz portfel — zwrócił się ostro do Betsy — po odejściu baroneta.
— Nie znalazłam w nim żadnych listów stwierdzających niewierność Rogersa. Leżały tam tylko papiery, dotyczące sir Douglasa.
— Wiem o tym — odparł Brązylijczyk. — Dawaj portfel. — Jeśli nie usłuchasz dam znać policji, żeś usiłowała wciągnąć w zasadzkę sir Douglasa. Nie upieraj się, bo może być źle.
Wyciągnęła z za stanika wypchany papierami portfel.
— Gdzie Dick? — zapytała.
— Czterdzieści stóp pod poziomem podłogi — odparł. — Spotkała go zasłużona kara a teraz możesz już iść.
Około godziny pierwszej w nocy mister Windham, który śpi spokojnie w innej części pałacu, został gwałtownie zbudzony. W świetle nocnej lampki ujrzał przed sobą oblicze Brazylijczyka.
— Czego pan chce? — zapytał Windham. — Jak się pan tu przedostał mimo zamkniętych drzwi.
— Tą samą drogą, jak do pokojów Campbella i lichwiarza Adamsa. Dla mnie nie ma przeszkód. Jestem John Raffles.
Adwokat z okrzykiem przerażenia opadł na poduszkę.
— Dość tej komedii — rzekł Tajemniczy Nieznajomy. — Gdzie jest testament zmarłego baroneta? Wiem, że jest w pańskim posiadaniu.
Jak lunatyk Windham podniósł się z łóżka i otworzył biurko. W szufladzie znajdowały się pieniądze, stanowiące dochód z majątków zmarłego. Tuż obok leżała zapieczętowana koperta.
Raffles schował ją do kieszeni. W pół godziny później Henry Douglas usłyszał pukanie do swych drzwi. Do pokoju wszedł Raffles. Nie był już ucharakteryzowany na Brazylijczyka, lecz ukazał się w swej zwykłej postaci.
— Oto dokumenty, które panu skradziono, sir Douglas, — rzekł — przyniosłem panu również testament, w którym zmarły pański stryj ustanowił pana swym generalnym spadkobiercą, udało mi się wydobyć z rąk adwokata Windhama. W Calais przyjął mnie pan za zwykłego złodzieja. Był pan w błędzie. Jestem opiekunem uciśnionych, mścicielem pokrzywdzonych i przyjacielem tych, co cierpią. Ukarałem na swój sposób lichwiarza Adamsa, pańskiego kuzyna Campbella, i adwokata Windhama. Rogersa i Betsy zostawiam panu. Niech ich pan odda w ręce policji. Raffles nie zajmuje się zwykłymi kryminalistami.