[48]ON
Przez telefon, po drutach okrutnych pajęczyn,
W muszlę słuchu uderza, wkręca się i dręczy,
W szarawej korze mózgu zaplata powrozy
I tkwi tam, w miękkiej czaszce: mroźny punkcik grozy.
Pod lampą, pod ukośną z włókien światła błoną,
Wzbiera, wdziera się w usta krwią żelazno-słoną,
W żyłach zwiotczałych wolno wolno bulgoce,
I szumi w dłoniach omdlałych, jak noce, jak noce.
Znów dojrzysz w ukochanych oczach lęk spłoszony,
Jego, co czuwa w każdym rytmie, poskromiony,
Bestję, co z marmurowych ulic przyniesiona,
W marmur nas zmieni, nim skona.
[49]
O, daj ręce! Niech czuje ciała twardy miąższ
I słodko-złoty zapach skóry niech raz jeszcze czuję,
Zanim gardła nam zdusi i owinie wąż
Bielmem, błękitem ślepoty, oczy powlecze i struje.
Czy słyszysz sypkich palców chrzęst?
Zasłoń ciemne zwierciadła. Tam się płomień ćmi.
O, widzisz, jak wybucha, goreje! ON jest!
Zdławił nadzieję
I zrzuca czarne trupki dni.
Jeszcze chwilka. Wzbierze słodki jad,
Złotym piorunem runie Archaniołów trąba —
I runie kruchy, ciemny i płomienny świat,
Gdy w dusznej klatce czaszki wybuchnie, jak bomba.