[50]RZECZYWISTOŚĆ
Częstochowa to będzie, Sosnowiec czy Łódź,
U miejscowego ujrzę w zwierciadle fryzjera,
Jak na rzece dalekiej, która mglisto wzbiera,
Sunie wielka i czarna łódź.
W owem mieście tak samo jest, chociaż inaczej,
Ulice tu są dłuższe, albo bardziej wąskie,
Dziewczyna zamiast całej, ma zdartą podwiązkę,
Lecz nikt już nie płacze.
Tramwaje dzwonią często, potyka się koń,
Wlokąc ciężką dorożkę po zamarzłej grudzie,
Melancholio prowincji! Znowuż jacyś ludzie —
Przesłaniam skroń.
[51]
Pół-gesty zatajone, uśmiechy niejasne,
Te oczy zabłąkane: płynne, płynne szkło,
O, wedrzeć się do luster. Wydrzeć oczy własne:
Niech drżą!
Znów lampy nad głowami. I nic. Czarny orkan.
Wzdyma się i przygasa w białkach tłumu chuć —
Samotny błądzę,
Przepływa łódź.
Rolety zapuszczone. Wschodzi srebrna tarcza
I zawisa nad domem, gdzie już śpi cyrulik:
Wtedy stąpam od nowa w noc, co mnie obarcza,
W martwocie księżycowej groźny somnambulik.