OSSOLIN.
NA GÓRZE ZAMKOWEJ.

Przez czerwony berberys, blade polne róże,
Usiłujące schwycić wędrowca za ramię,
Po stromej ścieżce pnę się na skaliste wzgórze
I zadumany siadam na gruzów odłamie.

Jak puszczyk, pośród ruin sprawujący stróżę,
Westchnienie ciężkie topię w żab grających gamie.
Brzmią muzyką ich stawy, strumienie, kałuże,
Tonące w wierzb — proporców wiejskich panoramie.

Hej! nie takie orkiestry grały po tych błoniach,
Nie takie tu szumiały proporce, sztandary,
Nie tacy, jak dziś jeźdźcy hasali na koniach!

I — przygnębiony — głowę chwyciłem rękoma...
A wtem szept dolatuje z poza baszty starej:
»Rozpacz — przedwczesna zawsze... Przyszłość — niewiadoma...«


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Bukowiński.