Pajac (Bełza, 1874)
W czapeczce z dzwonkami, w ubraniu pstrokatem
Na scenę wyskoczył jak raca,
A gawiedź zebrana, ryknęła wiwatem,
Oklaskiem witając pajaca.
On głowę pochylił, uderzył we dzwonki,
I uśmiech przywołał na lice.
Jak wąż się wywijał i łamał swe członki,
Chcąc poklask odwdzięczyć publice.
A za nim — o, patrzcie! maleńkie pacholę
Z uśmiechem na ustach zdradzieckim —
W ubiorze pajaca, z dzwonkami na czole —
Na Boga! co chcecie z tem dzieckiem?
Tłum zawył radością, jak tygrys zgłodniały
Gdy zdala łup pewny spostrzeże —
Z parteru oklaski i brawa zagrzmiały
Tak — dziecko ochoty nabierze —
Galopka w orkiestrze zadźwiękła szalona,
Rozpięto trapezy i sznury,
Pajaco dziecinę pochwycił w ramiona
I trzykroć podrzucił do góry.
A między publiką uciechy nie mało,
Dziś tłum się zabawi sowicie
Cóż z tego, że nieraz na włosku wisiało,
Kalectwo dzieciny lub życie!
Lecz gawiedź się o to nie pyta wesoła,
Co kryje ta czapka z dzwonkami? —
Tłum bilet zapłacił i słusznie też woła,
By śmiech mu rzucano garściami.
A jednak — choć gawiedź o nudy przyprawię,
Z błazeńskich szat dziecię obnaże,
Jak wyrzut sumienia, przed tłumy postawię,
I nagie im dziecko pokażę.
I powiem: szlachetni i zacni panowie,
Rozważcie w swym rzadkim rozumie.
To dziecię się łamie i chodzi na głowie,
Choć jeszcze pacierza nie umie —
To dziecię nie znało matczynej pieszczoty,
Los nagiem je rzucił do świata —
Dziś na niem pstra suknia i białe trykoty,
I pręgi czerwone od bata —
Płakało pacholę — lecz znalazł się człowiek,
Co dziecko przygarnął z litości,
Dał chleba — koszulkę — i otarł łzy z powiek,
A za to — połamał mu kości —
I szaleć rozkazał, i tańczyć na linie,
Nieść zawsze śmiech pusty w usłudze,
Łzę w sercu utaić! — Batogi! — jak spłynie,
Bo tłumu nie bawią łzy cudze!
O, hasaj dziecino! nieszczęsną twą dolę
Publika ci brawem ozłaca —
Ty, matko, jeżeli masz zręczne pacholę,
Niech chleba sprobuje — pajaca!
Lwów, 15. czerwca, 1872.