Pamiętnik chłopca/Mały nieboszczyk
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały marzec Cały tekst |
Indeks stron |
Chłopczyk, który mieszka w podwórzu tego domu co i przekupka jarzyn, ten z pierwszéj klasy, towarzysz mego brata, umarł. Nauczycielka Delkati przyszła w sobotę wieczorem oznajmić o tem nauczycielowi i natychmiast Garrone i Koretti ofiarowali się pomagać w niesieniu trumny. Był to dobry chłopczyna, dostał był medal w zeszłym tygodniu; lubił mego brata i podarował mu skarbonkę glinianą, trochę nadtłuczoną; moja matka całowała i głaskała go zawsze, gdy go spotkała. Nosił czapeczkę z dwoma paskami z czerwonego sukna. Jego ojciec jest tragarzem na kolei żelaznéj.
Wczoraj wieczorem, w niedzielę, o wpół do piątej poszliśmy do jego domu, aby być na wyprowadzeniu zwłok do kościoła. Mieszkają na dole. Na dziedzińcu było już wielu chłopców z pierwszéj klasy, z matkami, pięć czy sześć nauczycielek, kilku sąsiadów, wszyscy niemal z gromnicami w ręku. Nauczycielka o czerwoném piórku przy kapeluszu i Delkati weszły do mieszkania i zobaczyliśmy je przez okno otwarte, jak płakały; słychać było głośne łkanie matki zmarłego chłopczyka. Dwie panie, matki towarzyszy szkolnych nieboszczyka, przyniosły dwa wieńce z kwiatów. O saméj piątéj orszak pogrzebowy wyruszył. Naprzód szedł chłopak niosący krzyż, potém ksiądz, potém trumna, trumienka ta mała... biedna dziecina! Na trumnie był całun czarny i dwa wieńce z kwiatów od tych dwóch pań. Do całunu z jednego boku przypięto medal i trzy pochwały piśmienne, które chłopczyna zdobył w ciągu roku. Trumnę nieśli Garrone, Koretti i dwóch chłopców z tego domu, gdzie mieszkał mały nieboszczyk. Za trumną szła najprzód Delkati, która płakała tak, jakby ów biedaczek był jéj własném dzieckiem, za nią trzy inne nauczycielki, a za nauczycielkami chłopcy, wśród nich wielu małych, bardzo małych, którzy trzymając w jednéj rączce bukiecik fijołków i patrząc ze zdziwieniem i osłupieniem na trumnę, drugą rączkę podawali swym matkom, które za nich niosły świece. Usłyszałem, jak jeden z nich mówił:
— A teraz nie przyjdzie już nigdy do szkoły?
Kiedy trumnę wyniesiono z dziedzińca, dał się słyszéć z okna krzyk rozpaczliwy; był to krzyk matki chłopczyka, którą natychmiast odciągnięto od okna.
W ulicy spotkaliśmy chłopców z jakiegoś kolegium, którzy przechodzili w podwójnym szeregu i, widząc trumienkę z medalem i nauczycielki, wszyscy pozdejmowali czapki. Biedny maleńki, na sen wiekuisty poszedł ze swoim medalem. Nie zobaczymy już nigdy jego czerwonéj czapeczki. Był zdrów; w cztery dni umarł. Ostatniego dnia jeszcze usiłował wstać, aby zrobić swoje króciutkie zadanie rachunkowe, a medal swój chciał ciągle mieć przy sobie, na łóżku, z obawy, by mu go nie zabrali. Nikt ci go już nie zabierze, biedny chłopczyno! Żegnaj nam, żegnaj! Zawsze będziemy o tobie w szkole pamiętali. Śpij w spokoju dziecino!