Pamiętnik chłopca/Nauczyciel zastępca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały styczeń Cały tekst |
Indeks stron |
Mój ojciec miał słuszność: nauczyciel był w złym humorze, bo był niezdrów — i od trzech dni rzeczywiście zamiast niego przychodzi zastępca, ów mały, bez zarostu, co to wygląda jak młodzik. I brzydka rzecz się stała dzisiejszego rana: Już dnia pierwszego i drugiego hałasowano i dokazywano w klasie, bo ten młody zastępca ma wiele cierpliwości i wciąż tylko powtarza:
— Dzieci, cicho, cicho; proszę was, cicho!
Ale tego rana przebrali już miarę. Wrzawa była taka, że słów nauczyciela nikt nie mógł słyszeć; a on przekładał, prosił — lecz to nic nie pomagało. Dwa razy dyrektor ukazywał się we drzwiach i patrzył. Lecz skoro tylko odszedł, zaraz się hałas wszczynał na nowo, jakby na jakim jarmarku. Naprófno Garrone i Derossi zwracali się na wszystkie strony i na migi pokazywali towarzyszom, że to wstyd, żeby dali pokój — nikt na to nie zważał. Tylko Stardi siedział spokojnie, z łokciami na pulpicie ławki i z pięściami przy skroniach, myśląc, być może, o swym sławnym księgozbiorze; i Garoffi, ten z krogulczym nosem, który był całkiem pogrążony w układaniu spisu przedpłacicieli na loteryę po dwa centesimi za bilet, wygranę któréj miał stanowić kałamarz kieszonkowy. Inni gadali i śmieli się, urządzali niby muzykę zapomocą piór stalowych, wbitych ostrzem w ławkę, po których, dając w nie lekkie szczutki, brzękali, i ciskali na siebie gałeczkami z pożutego papieru, puszczanemi zapomocą gumowych sznureczków. Biedny zastępca naszego nauczyciela to tego, to owego z malców chwytał za ramię, trząsł nimi, a jednego postawił nawet do kąta — wszystko napróżno! Nie wiedział już sam, co ma począć, tracił głowę, prosił:
— Ależ czemu to robicie? Chcecież koniecznie, abym surowo z wami się obszedł? — Potém tłukł w stół pięściami i wołał głosem, w którym czuć było wściekłość i łzy: — Cicho! cicho! cicho!
Żal było patrzeć na niego. Lecz hałas wzrastał ciągle. Franti puścił nań papierową strzałę, jedni miauczeli jak koty, inni rozdawali kuksy na prawo i na lewo — zamęt był nieopisany; wtém niespodzianie wszedł woźny i powiedział:
— Panie nauczycielu, pan dyrektor prosi.
Nauczyciel wstał i wyszedł szybko, rozpaczliwie machnąwszy ręką. Wówczas hałas wzmógł się jeszcze bardziéj. Lecz naraz Garrone porwał się z miejsca i z twarzą zmienioną, z zaciśniętemi pięściami, zawołał głosem, przerywanym od gniewu.
— Przestańcie! Jesteście bydlętami! Nic sobie z niego nie robicie, bo on dobry. Gdyby wam kości wygrzmocił, siedzielibyście cicho jak trusie. Zgraja z was tchórzów nikczemnych, nic więcéj! Pierwszego, który mi się jeszcze waży dokazywać i drwić sobie z nauczyciela, ja czekam przy wyjściu i zęby mu wybiję, przysięgam, chociażby wobec jego rodzonego ojca!
Wszyscy umilkli. Ach! jakże piękny był w tej chwili Garrone, z temi oczami, pałającemi szlachetnem oburzeniem i gniewem! Jak lew młody wyglądał. Popatrzył na najzuchwalszych, na każdego z osobna, i wszyscy pospuszczali głowy. Kiedy młody zastępca powrócił do klasy z zaczerwienionemi oczami, cicho już było, nikt ani pisnął. Stał chwilę zdziwiony. Ale następnie, widząc Garrona z twarzą jeszcze rozczerwienioną, z drżącemi od gniewu rękami, odgadł wszystko i powiedział doń głosem, w którym dźwięczało takie uczucie, jakby do najmilszego brata przemawiał:
— Dziękuję ci, Garrone.