Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Dowód osobisty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Były niedawno takie czasy, że ubezpieczeni nie mieli legitymacji z fotografią: przynajmniej na prowincji. Święte to były czasy. Z kartką pracodawcy wydaną na nazwisko ubezpieczonego przychodzili do lekarza wszyscy krewni, koledzy i sąsiedzi. Dzisiaj tylko podstawia się dzieci. Bo dorośli mają legitymacje z fotografiami.
Otóż w tych dawnych dobrych czasach przyszła młoda kobieta do zbadania; żona ubezpieczonego Józefa K. Źle się czuje od paru miesięcy, osłabiona, bóle w krzyżach i t. d. —
„A dzieci ile pani ma“. „Nie mam dzieci“.
Otwieram kartotekę, dwa porody zanotowane.
„Ma pani dzieci, czy nie?“
„Nie mam“.
„Więc dlaczego mam zapisane, że pani dwa razy rodziła“.
„Mam dzieci — rumieniąc się mówi — tylko się wstydziłam przyznać“.
Sprawa zaczyna się wikłać.
„Mężatka wstydzi się, że ma dzieci“? Dziwnie się czasy zmieniły.
Kładę pacjentkę na krześle ginekologicznym i stwierdzam autentyczne dziewictwo. A żona Józefa K. dwa razy rodziła.
Okólnik — nie wiem który.
Ubezpieczalnia radzi, żeby w wypadkach wątpliwych posługiwać się stanem uzębienia, jako środkiem do stwierdzenia tożsamości osoby. Ginekologia daje sposoby prostsze.
Trzeba wiedzieć, jak kogo legitymować.